Sąd Najwyższy rozpatrzył skargę kasacyjną robotnika żądającego od byłego pracodawcy wypłaty renty w wysokości 2,6 tys. miesięcznie oraz 1,2 mln zł zadośćuczynienia za wypadek przy pracy, któremu uległ w 1997 r.
Sąd Okręgowy, który rozpoznał sprawę w I instancji przyznał powodowi na przyszłość 368,04 zł miesięcznie renty wyrównawczej za utracone wskutek wypadku możliwości zarobkowania, a także 37,5 tys. zł skumulowanej renty za okres od wypadku do czasu wydania wyroku. Świadczenie to miało zrekompensować utracone wskutek wypadku możliwości zarobkowe. Oddalił żądanie ponad miliona złotych i uznał, że pracownikowi przysługuje tylko 18 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd Apelacyjny zmienił wysokość przyznanych zainteresowanemu świadczeń. Uznał, że poszkodowany przyczynił się do wypadku. Poza tym sędziowie stwierdzili, że z jego doświadczeniem i kwalifikacjami bez trudu powinien znaleźć pracę. Pomimo utraty zdrowia zarabiałby wtedy 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w swojej branży. Sąd II instancji zmniejszył więc przysługującą pracownikowi po wypadku rentę wyrównawczą do 150 zł miesięcznie. W efekcie do 19 tys. zł stopniała kwota skumulowanej renty za okres do czasu wydania wyroku. Sędziowie znacząco zwiększyli jednak – do 40 tys. zł – przyznane pokrzywdzonemu zadośćuczynienie.
Sąd Najwyższy oddalił skargę poszkodowanego jako nieuzasadnioną. Stanął przy tym na stanowisku, że podczas ustalania wysokości renty wyrównawczej na podstawie art. 444 § 2 k.c. należy wziąć pod uwagę nie tylko stopień przyczynienia się pokrzywdzonego do zaistnienia wypadku. Wyliczając utracone możliwości zarobkowania, sąd powinien uwzględnić również dochody, których uzyskanie przez pracownika po wypadku zostało uznane za wysoce uprawdopodobnione.
Aby podwyższyć przysługującą po wypadku rentę, pracownik musi więc udowodnić, że gdyby nie wypadek, zarabiałby więcej.