Jak przypomina Gazeta Prawna komisje działają od stycznia 2012 r. przy wszystkich urzędach wojewódzkich. Miały pomóc ofiarom błędów lekarskich w szybszym dochodzeniu roszczeń. Zgodnie z prawem na wydanie orzeczenia mają 4 miesiące. Praktyka pokazuje, że dotrzymanie tego terminu jest nierealne. Szpitale, które nie wykupiły dodatkowego ubezpieczenia na wypadek roszczeń pacjentów, robią wszystko, żeby uniknąć odpowiedzialności za błędy. Sprzyja im niedoskonała procedura. 

W czerwcu po 14 miesiącach postępowania przed komisją w Bydgoszczy sprawę ostatecznie przegrała rodzina pacjentki zmarłej w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy. Przypadek rok temu został medialnie nagłośniony. W tej sprawie zapadło bowiem pierwsze w Polsce orzeczenie o zaistnieniu zdarzenia medycznego. Komisja uznała, że lecznica, odsyłając do domu kobietę z krwiakiem w mózgu, popełniła błąd w diagnozie. Rodzinie należy się więc odszkodowanie. Orzeczenie nie było jednak prawomocne i szpital skorzystał z przysługującej mu procedury odwoławczej.

W II instancji inny skład komisji nie doszukał się błędu w postępowaniu lecznicy. Rodzina skorzystała więc z ostatniego środka odwoławczego. Złożyła skargę o stwierdzenie niezgodności orzeczenia z prawem. Tę powinno się rozpatrywać w poszerzonym sześcioosobowym składzie. Cała komisja liczy ogółem 16 osób, cztery z nich rozpatrywały ten przypadek w I instancji, cztery kolejne zaś – w II. Doszło wówczas do sytuacji patowej. Zabrakło osób do rozpatrzenia skargi, ponieważ trzech lekarzy wyłączyło się z prac tego gremium. Przepisy przewidują taką możliwość, jeśli zachodzą wątpliwości co do ich bezstronności. Nie wskazują jednak, jak wyjść z pata.

Źródło: Gazeta Prawna