- Zastępowalność (odnawialność) pokoleń wynosi obecnie w Łodzi 55 procent. Dzietność kobiet utrzymuje się na poziomie 1 - 1,2. To bardzo mało, trzeba zauważyć jednak, że podobny poziom urodzeń występuje we wszystkich większych miastach Polski, a to oznacza, że to ogólny trend i lokalnie mamy niewielkie szanse poprawy tego wskaźnika - wyjaśnił demograf dr Wojciech Michalski z Biura Strategii Miasta.
 
W łódzkim magistracie powstaje program polityki demograficznej "Łódź łączy pokolenia". Jak poinformował na wtorkowej (2 lutego 2016) konferencji prasowej dyrektor Biura Strategii Miasta Tomasz Jakubiec, interdyscyplinarny zespół, w skład którego wchodzą demografowie, przedstawiciele Komisji Dialogu Społecznego oraz eksperci, pracuje nad dokumentem, określającym sposoby reakcji na negatywne zjawiska demograficzne w Łodzi.
 
Zdaniem demografa, poprawa materialnych warunków wychowywania dzieci zawsze jest korzystna dla sytuacji demograficznej, natomiast założenie, że jeden czynnik - np. wprowadzenie programu "500 plus" - będzie w stanie zwiększyć poziom urodzeń, jest błędne.
 
- W Łodzi udało nam się obliczyć urodzenia od 1950 roku. Są one falowe i związane z układem wyżu demograficznego; nałożyliśmy na nie wszelkie "działania demograficzne", na przykład ustawy penalizujące lub dopuszczające aborcję, urlopy wychowawcze, zasiłki. Z całą pewnością można powiedzieć, że nie mają one na poziom urodzeń żadnego długofalowego wpływu - dodał.
 
 
Michalski uważa, że poziom urodzeń ma charakter cywilizacyjny; jeżeli w społeczeństwie istnieje poczucie, że dzieci stanowią autonomiczną wartość dla rodziny - to przyrost jest duży. Wartość posiadania dzieci spada, gdy dominują inne cele , na przykład samorealizacja, osiągnięcie sukcesu zawodowego, tzw. dobrego przeżycia.
- To układ globalny, cywilizacyjny, z którym trudno sobie poradzić, zważywszy na przykład że obecnie człowiek wykształcony ma około 25 lat, czyli pierwszy okres rozrodczy w jego życiu zostaje wyeliminowany - zaznaczył.
 
Szansą na poprawę złych wyników demograficznych w Łodzi pozostaje - zdaniem ekspertów - wpływanie na wskaźniki związane z przedwczesnymi zgonami łodzian.
 
- Poziom nadumieralności - rozumianej jako większa liczba zgonów w wieku 50-70 lat - jest w Łodzi najwyższy w kraju i znacznie wyższy niż w innych miastach. Tu kryje się możliwość poprawy sytuacji poprzez lepszą opiekę i zwiększenie ogólnej atrakcyjności miasta - dodał Michalski, który uważa, że na wysoką nadumieralność łodzian wpływa istniejąca w mieście "tradycja zawodowa" - większość mieszkańców pracowała w systemie pracy trzyzmianowej, w zakładach włókienniczych, gdzie panowały złe warunki.
Dowiedz się więcej z książki
Pogoda na starość. Podręcznik skutecznego wspierania seniorów
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł

 

 
- To nazywało się "lekkim przemysłem", ale z punktu widzenia zdrowotnego nie była to lekka praca. Pełne zatrudnienie nie zachęcało do zdobywania wykształcenia; łatwo było znaleźć pracę we włókiennictwie. Jeszcze w 2002 roku mieliśmy tylko 14 procent osób z wyższym wykształceniem, gdy inne miasta miały ten wskaźnik na poziomie 20 procent. Tymczasem poziom wykształcenia - co wynika z badań - wpływa na stan zdrowotności i długość życia - zaznaczył demograf.
 
Drugim sposobem poprawy sytuacji mają być migracje, czyli przyciągnięcie do Łodzi nowych mieszkańców, czemu służyć ma kompleksowa rewitalizacja zdegradowanej strefy śródmiejskiej.
 
- Dziś Łódź ma umiarkowanie ujemne saldo mieszkańców - tracimy ich, ale w sposób niezagrażający demografii - to 20 procent ubytku migracyjnego. Większość tych ludzi przenosi się do strefy podmiejskiej. Jednocześnie mamy najmniejszą atrakcyjność osadniczą spośród innych miast Polski. Ludzie co prawda z Łodzi nie uciekają, ale i nie napływają w stopniu wystarczającym - wyjaśnił Michalski. (pap)