Specjaliści mówili o tym w poniedziałek 22 września 2014 w Warszawie na konferencji prasowej, którą zorganizowano w Międzynarodowym Dniu Świadomości Przewlekłej Białaczki Szpikowej.

Dr hab. Tomasz Sacha z Katedry i Kliniki Hematologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie zaznaczył, że na razie odstawianie leczenia jest możliwe jedynie w ramach badań klinicznych u ściśle wybranych pacjentów z przewlekłą białaczką szpikową (PBSz). Każdy z nich musi przechodzić regularne badania kontrolne i podlega ścisłej opiece lekarskiej.

Jak przypomniał profesor Wiesław Jędrzejczak z Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, w leczeniu PBSz w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zaszły radykalne zmiany. Miało to związek ze zrozumieniem molekularnego podłoża choroby.

Prawdziwa rewolucja w leczeniu chorych na PBSz nastąpiła w 2001 roku, gdy wprowadzono inhibitor kinazy tyrozynowej I generacji o nazwie imatynib (Glivec).

- Stało się naprawdę coś wielkiego – ludzie z PBSz, którzy wcześniej żyli przeciętnie trzy lata, a potem pięć lat, nagle dostali szansę przeżycia 20 i więcej lat, pod warunkiem, że będą łykali jedną pigułkę dziennie przez całe życie – podkreślił profesor Jędrzejczak.

Imatynib był pierwszym skutecznym tzw. lekiem celowanym, który blokuje efekt specyficznej zmiany genetycznej, leżącej u podłoża PBSz. Choroba rozwija się bowiem z komórki macierzystej szpiku, w której doszło do powstania genu fuzyjnego BCR-ABL. Koduje on enzym napędzający niekontrolowane podziały komórek nowotworu. Imatynib blokuje właśnie ten enzym.

- Ta terapia spowodowała, że białaczki nie widać u większości chorych, ale efekt ten można uzyskać i utrzymywać pod warunkiem, że stale przyjmuje się lek – powiedział profesor Jędrzejczak. Przypomniał, że w kolejnych latach wprowadzono inhibitory kinazy tyrozynowej II generacji (nilotynib i dazatynib), które skuteczniej eliminują komórki nowotworu i obecnie wydaje się, że u części pacjentów po kilku latach terapii leki te będzie można bezpiecznie odstawić.

Jak wyjaśnił dr Sacha, te nowe leki pozwalają szybciej i u większej liczby pacjentów uzyskać tzw. głęboką odpowiedź molekularną. Oznacza to, że we krwi pacjenta nie wykrywa się nieprawidłowego genu BCR-ABL.

To właśnie u pacjentów, którzy uzyskali głęboką odpowiedź molekularną i gdy utrzymuje się ona 24 miesiące, można rozważyć odstawienie leku. Dr Sacha przypomniał, że już w 2007 roku po raz pierwszy odstawiono imatynib 100 pacjentom z PBSz. Z badań tych wynika, że po 7 latach 40 procent z nich nie ma nawrotów choroby.
- Aż 98 procent nawrotów ma miejsce w pierwszych sześciu miesiącach, a po zakończeniu tego okresu są to tylko pojedyncze przypadki – zaznaczył hematolog.

Z kolei w badaniu pilotażowym, w którym odstawiono nowsze odpowiedniki imatynibu brak nawrotów stwierdzono u 61 procent pacjentów.

Warunkiem odstawienia leków jest jednak regularne pobieranie od chorych krwi i wykonywanie badań molekularnych w certyfikowanych laboratoriach, zastrzegł dr Sacha. W ocenie specjalisty jest to coś w rodzaju wentylu bezpieczeństwa, bo dzięki temu nawrót choroby można bardzo wcześnie wykryć i przywrócić odstawione leczenie. Badania potwierdzają, że jest to całkowicie bezpieczne.

Obecnie na całym świecie prowadzone są badania kliniczne, które mają potwierdzić, czy możliwe jest całkowite odstawienie leku na PBSz. W Polsce są one prowadzone w ramach trzech projektów: ENESTfreedom, ENESTop i ENSETpath. Jest w nich stosowany jeden z inhibitorów kinazy tyrozynowej II generacji – nilotynib.

Jak ocenił dr Sacha, obecnie na 2 tysiące chorych na PBSz w Polsce leczonych inhibitorami kinazy tyrozynowej 200 pacjentów jest kandydatami do odstawienia leczenia.

Zdaniem ekspertów, jeśli badania potwierdzą skuteczność tej strategii to można będzie mówić o kolejnym przełomie w terapii tego schorzenia. Możliwe stanie się bowiem wyleczenie go przy pomocy terapii farmakologicznej. Dotychczas szanse takie dawało jedynie przeszczepienie szpiku od zdrowego dawcy, ale jest to metoda bardziej obciążająca i nie można jej zastosować u większości chorych, między innymi ze względu na wiek.

Obecny na spotkaniu dr Krzysztof Łanda, prezes Fundacji Watch Health Care ocenił, że gdyby u części pacjentów możliwe było zaprzestanie leczenia, to wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia na terapię PBSz mogłyby się wyraźnie zmniejszyć. Byłoby to zatem opłacalne dla budżetu państwa. (pap)