- Nie tylko otrzymanie nominacji profesorskiej jest wielkim zaszczytem, ale także jej uroczyste odebranie w Pałacu Prezydenckim – napisał na swoim blogu prof. Marcin Matczak - Z tym większym żalem informuję, że nawet jeśli otrzymam zaproszenie na uroczystość wręczenia nominacji profesorskiej, nie będę mógł, niestety, jej z pana rąk odebrać – dodał. Spowodowało to wysyp informacji (m.in. w social mediach) o tym, że nie przyjął tytułu profesorskiego.

 

Łatwo zablokować nominację na profesora>>

 

Nadany znaczy przyjęty

Pojawiają się pytania czy w ogóle można odmówić przyjęcia tytułu profesora, a także czy wypowiedź prof. Matczaka o tym, że nie wybiera się na uroczystość w Pałacu Prezydenckim - niesie za sobą jakieś skutki prawne.  

 

 

- Nie ma czegoś takiego jak zrzeczenie się tytułu, nie ma takiej procedury - to postępowanie musi się zakończyć władczym rozstrzygnięciem – tłumaczy dr hab. Grzegorz Krawiec, prof. Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Przypomina, że cała procedura jest wszczynana na wniosek naukowca.

 

Jest kilkuetapowa - jak wyjaśniał Prawo.pl prof. Grzegorz Węgrzyn z Uniwersytetu Gdańskiego, przewodniczący Rady Doskonałości Naukowej (RDN), kandydat sam składa wniosek do RDN.
- Rada powołuje pięciu recenzentów wyłonionych w drodze losowania z co najmniej 15 kandydatów. Gdy recenzje są gotowe, zespół rady, obejmujący specjalistów z danej dziedziny nauki, analizuje je i decyduje czy popiera wniosek czy nie. Jego decyzja musi być zatwierdzona przez prezydium. Jeśli uzyskuje poparcie, wniosek wędruje do Kancelarii Prezydenta – tłumaczył. Jeżeli prezydium nie poprze wniosku, to kolejny można złożyć dopiero po pięciu latach. Prawnego znaczenia nie ma również fakt, czy naukowiec uda się na uroczystość wręczenia nominacji, czy nie. Tytuł oraz wszystkie wynikające z niego uprawnienia już uzyskał.

 

Dwa lata czekania na odpowiedź

Profesor Matczak swój wpis uzasadnił m.in. sytuacją, w której znaleźli się dr. hab. Michał Bilewicz i dr. hab. Walter Żelazny. Podziękował prezydentowi za to, że nie zdecydował się on zwlekać z nadaniem mu tytułu, jak robi to w przypadku tych naukowców. Problem pojawił się na etapie, gdy ich dokumenty trafiły do Kancelarii Prezydenta. Nie otrzymali oni do tej pory rozstrzygnięcia, a cała procedura mocno się wydłuża -prof. Żelazny czeka na nominację już dwa lata, a prof. Bilewicz rok.

 

W sprawie interweniował rzecznik praw obywatelskich, który podkreślał m.in., że konieczna jest zmiana przepisów. Zdaniem RPO nadawanie tytułów odbywać się powinno według kolejności napływających wniosków. Sprzyjałoby to transparentności procedury i budziło zaufanie kandydatów, że czynniki pozamerytoryczne nie będą miały wpływu na uzyskanie tytułu.

- Na razie jednak to poważny problem, bo nawet gdy złoży się skargę na bezczynność prezydenta, to zostanie ona najprawdopodobniej odrzucona przez WSA, który uzna, że nie ma kognicji w takiej sprawie. Wszystko przez to, że prezydent jest głową państwa i choć de facto pozostaje w bezczynności, to sąd uznaje, że nie może w takich kwestiach rozstrzygać – tłumaczy prof. Krawiec. A dotyczy to nie tylko tytułów profesorskich – podobnie jest w przypadku nominacji sędziowskich i zrzeczenia się obywatelstwa. Jak tłumaczy prof. Krawiec, obywatelom pozostaje się w tej sytuacji zwrócić do rzecznika praw obywatelskich.

 

Nie można wrzucić teczki do szuflady

Złożona procedura i brak terminów nie oznacza – jak tłumaczy serwisowi Prawo.pl prof. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego – że prezydent może w nieskończoność zwlekać z wydaniem rozstrzygnięcia.

- W demokratycznym państwie prawa żaden organ nie może działać arbitralnie, musi działać na podstawie i w granicach prawa – tłumaczy prof. Piotrowski. - Jeżeli powściągliwość prezydenta nie jest oparta na konkretnych przesłankach, zarzutach, wątpliwościach – to wtedy wykracza poza granice prawa i staje się bezprawiem – mówi.

Dodaje, że przedłużanie etapu prezydenckiego ponad rozsądną granicę zwłaszcza w sytuacji, gdy prezydent nie może uzasadnić tego przedłużania konkretnymi przyczynami ma charakter działania arbitralnego.

- A konstytucja wyklucza arbitralność, uznaniowość, po to jest cała ta procedura, żeby uczynić nadanie tytułu maksymalnie zobiektywizowane. Jeżeli więc mamy do czynienia z taką sytuacją, można mówić o szkodzie wyrządzonej takiemu kandydatowi na profesora, który na to rozstrzygnięcie czeka – mówi prof. Piotrowski.

 

Termin jest, nawet jak go nie ma

Podobnego zdania jest prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej, adwokat w kancelarii Suwaj, Zachariasz Legal. Mówi, że warto próbować swoich sił w sądzie, bo to, że konkretny przepis nie określa ram czasowych na decyzję prezydenta, nie oznacza, że one nie istnieją.

- Cała działalność administracji publicznej powinna być realizowana niezwłocznie. Jeśli nie ma na daną czynność terminu, stosuję się podstawową - dla administracji - zasadę działania "bez zbędnej zwłoki". Powyższe kompetencje są kompetencjami administracyjnymi, ich kształt kreuje też treść ustawy, która nakazuje prezydentowi nadać tytuł – mówi. Jeżeli spełnione zostały przesłanki z art. 228 i 229 Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, tytuł powinien zostać nadany niezwłocznie.

A zatem, gdy prezydent zwleka, - jak tłumaczy prof. Suwaj - dochodzi do bezczynności w zakresie wydania tzw. innego aktu z zakresu administracji publicznej, dotyczącego uprawnień lub obowiązków wynikających z przepisów prawa, co daje podstawę do skarżenia tego do WSA. Ten z kolei – jeżeli uzna, że doszło do bezczynności, może orzec m.in., że doszło do rażącego naruszenia prawa, co otwiera ścieżkę do występowania o odszkodowanie na zasadach określonych w art. 417[1] Kpc.

- Jest tu realna kwestia szkody polegająca na obniżonym wynagrodzeniu, bowiem do czasu uzyskania tytułu nie można na uczelni zatrudnić na stanowisku profesora i w konsekwencji pracownik dostaje niższe wynagrodzenie przez ten czas – podkreśla prof. Robert Suwaj. Jeżeli zaś sądy odrzucą skargę, istnieje możliwość odwołania się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, bo praktyka godzi w art. 6 konwencji Prawa Człowieka, tj w prawo do sądu w każdej sprawie. Możliwe jest też wykazanie dyskryminacji w rozumieniu ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania.