Krzysztof Sobczak: Prowadząc niedawno spotkanie autorskie z wybitnym karnistą prof. Stanisławem Waltosiem, przypomniał pan, że rozpoczynał on studia i pracę w latach 50. ubiegłego wieku i zapytał pan, czy opresyjność tamtego okresu na uczelniach kojarzy mu się obecnymi konfliktami. Prof. Waltoś stwierdził, że to jednak nieporównywalne sytuacje, ale odniosłem wrażenie, że pana ta odpowiedź nie zadowoliła.

Jerzy Zajadło: Nie potraktowałem tego w ten sposób, bo prof. Waltoś ma prawo do swojej oceny. A poza tym wie on o tamtym czasie znacznie więcej ode mnie. Zgadzam się z prof. Waltosiem, że tych sytuacji nie można wprost porównywać, po jak przypominał podczas naszego spotkania, wtedy można było stracić pracę nawet za "nieprawomyślne" zdanie wypowiedziane podczas wykładu. Dzisiaj tego jeszcze nie ma i mam nadzieję, że nigdy nie będzie, ale jednak z niepokojem obserwuję ostre spory w środowisku uczelnianym i twierdzę, że jest już odczuwalna pewna presja wobec ludzi zajmujących się nauką i dydaktyką na uczelniach.

Czytaj: Prof. Waltoś wciąż w pogoni za przyzwoitym prawem>>
 

Nie ma wyrzucania z pracy za zajmowanie stanowisk niezgodnych z linią władzy, ale nagrody za jej popieranie są. To szczególnie dotyczy naukowców zajmujących się prawem, bo przecież ustrój państwa i praworządność to jedna z głównych linii obecnego sporu politycznego.

To prawda i my na wydziałach prawa to odczuwamy. Prowadzimy te nasze wykłady o prawie, przekazujemy studentom uniwersalne wartości, a wokół jest jakaś rzeczywistość, która stoi w sprzeczności z tymi zasadami. Podobna sytuacja była w latach 50., przy całej nieporównywalności tych okoliczności, szczególnie jeśli chodzi o represyjność. Ale mechanizmy są podobne. Jest jakiś świat zewnętrzny, który kwestionuje to, co my na uniwersytetach jesteśmy zobowiązani studentom przekazywać. No i pojawia się pytanie, czy my mamy trzymać się tych paradygmatów. I stąd było moje pytanie, bo jak sądzę, z podobnymi dylematami spotykali się nasi starsi koledzy z okresu PRL, którzy także obserwowali dysonans pomiędzy wykładanymi przez nich standardami, a polityczną praktyką wokół.
Profesor Waltoś w znacznym stopniu w swojej książce odpowiedział na pytanie, pisząc m.in. o tym, że przetrwaliśmy dzięki takim profesorom jak Vetulani, Wolter i inni, którzy nie pletli nam ideologicznych bzdur, tylko starali się trzymać tych paradygmatów. I my musimy to samo robić teraz.

 


Przed czym teraz nauka prawa musi się bronić?

Choćby przeciwko próbom narzucania opinii, że jest jakaś inna interpretacja Konstytucji niż ta wypracowana przez czołowych polskich konstytucjonalistów, albo że standardy praworządności może określać były prokurator z niechlubną przeszłością, a nie rzesze polskich sędziów.

W okresie słusznie minionym władza polityczna narzucała takie standardy i obecna też próbuje to robić. Tylko obecnej władzy pomaga w tym dość liczna grupa wykształconych i doświadczonych prawników, także z uniwersytetów. Co ważne, oni sami się do tego zgłaszają. Liczą na nagrody?

No cóż, różne ludzie mają motywacje. Oportunizm zawsze był obecny w nauce, więc jest i teraz. W okresie, który wspominamy mieliśmy do czynienia z ideologizacją prawa, a teraz mamy do czynienia z instrumentalizacją. Czyli z wykorzystywaniem prawa jako narzędzia do osiągania określonych celów politycznych. W tamtym okresie chodziło o wtłoczenie pewnej ideologii do prawa, a teraz chodzi o wykorzystanie prawa, poprzez naginanie go do bieżących celów politycznych, do czego ono się nie nadaje. Prawo ma oczywiście charakter polityczny, ale pomiędzy jego politycznością a upolitycznieniem prawa jest zasadnicza różnica.

Jak sobie z tym mają radzić profesorowie uniwersytetów?

Musimy dawać studentom taki przekaz, żeby ich uodpornić na tego typu zjawiska. By wychować ich nie na konformistów i oportunistów, tylko rzeczywistych prawników, którzy będą wierni etosowi swojego zawodu.

Jak nauczyciele akademiccy wydziału prawa Uniwersytetu Gdańskiego dają sobie z tym radę? Bo przecież mieliście parę takich poważnych sporów, jak choćby ten dotyczący zatrudnienia doradcy ministra sprawiedliwości, czy inny o uchwałę, po którym dziekan złożył dymisję.

Szczerze mówiąc nie najgorzej. Owszem są spory i podziały, ale na szczęście te spory nie były aż tak dramatyczne jak na innych uczelniach. Udało nam się, na szczęście, suchą stopą przez nie przejść. Co ważne, te zewnętrzne spory polityczne nie przenoszą się na nasze wewnętrzne relacje, a także na naszą pracę ze studentami.

Nie ma pan obaw, że ta trwająca u nas totalna wojna polityczna nie będzie miała wpływu na uprawianie nauki i na pracę uniwersytetów?

Mam w tej dziedzinie wiele obaw. Uniwersytety trzeba bronić przed tą wojną, jeśli chce się uprawiać rzetelną naukę. Na razie to się udaje i mam nadzieję, że tak będzie też w przyszłości

Jeszcze się udaje, ale w przyszłości może być różnie?

Ja jestem optymistą i wierzę, że w przyszłości też tak będzie.