Beata Igielska: Jacy studenci trafiają na uczelnie pedagogiczne?

Roman Leppert, profesor z Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, kierownik studiów doktoranckich; w kadencji 2020 - 2023 przewodniczący Sekcji Pedagogiki Ogólnej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN:  Najpierw wyjaśnijmy, że jest zróżnicowanie, jeśli chodzi o studia pedagogiczne przygotowujące do zawodu nauczyciela dzieci młodszych: przedszkoli i klas I-III szkoły podstawowej. Przygotowuje do nich kierunek pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. Są to studia jednolite, magisterskie. Najczęściej wybierają je dziewczyny. Swój wybór uzasadniają, tu upraszczam, miłością do dzieci. Wiele z nich ma doświadczenie w pracy z dziećmi, np. prowadziły drużyny zuchowe, angażowały się w prace świetlicy socjoterapeutycznej, w prace samorządu szkolnego, wolontariat. Ale też angażowały się w opiekę nad rodzeństwem lub dziećmi w rodzinie i dostrzegły, że mają predyspozycje do tego typu pracy. Studiów przygotowujących do zawodu nauczyciela nie wybierają kandydaci z wysokimi wynikami matur. 

Czyli cały czas jest selekcja negatywna, to martwi.

Tak. Moglibyśmy zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na to, jak my kandydatów rekrutujemy. Podstawą pozostaje wynik uzyskany na maturze i kwalifikacja na podstawie zaświadczenia od logopedy o braku przeciwwskazań do wykonywania zawodu nauczyciela z punktu widzenia prawidłowości funkcji, głosowych, słuchowych i artykulacyjnych. Czyli postępowanie rekrutacyjne prowadzone jest bezosobowo, na podstawie dokumentów, które kandydat złożył, a nie na podstawie rozmowy kwalifikacyjnej. Jeszcze kilka lat temu odbywały się takie rozmowy, dziś uczelnia poprzestaje na spełnieniu formalnych warunków.

Jaki średni wynik na maturze otrzymali kandydaci na nauczycieli z ubiegłego roku, bo w tym postępowanie rekrutacyjne dopiero trwa, więc wyników nie znamy?

W poprzednich latach średnia arytmetyczna punktów uzyskanych na świadectwie dojrzałości oscylowała w granicach 40 - 60 proc. punktów możliwych do uzyskania.

Słabo. Szkoda więc, że nie ma rozmowy kwalifikacyjnej. Było to sito pokazujące, czy przypadkiem nie macie do czynienia z człowiekiem, który kompletnie nie nadaje się do bycia nauczycielem.

Tak. Przypominam sobie zdarzenie sprzed kilku lat, kiedy od strony formalnej odpowiadałem za postępowanie rekrutacyjne. Już w trakcie studiów okazało się, że jedna ze studentek jest niedowidząca, odmówiła na zajęciach z metodyki nauczania plastyki wykonania zadania, uzasadniając to wadą wzroku. Prowadząca zajęcia uznała, że jeśli ktoś przygotowuje się do wykonywania zawodu nauczyciela dzieci młodszych, powinien wykonać wszystkie zadania przewidziane w programie nauczania. Prace plastyczne w przypadku małych dzieci to podstawa. Doszło do konfliktu, sprawa oparła się o rektora, studentka odeszła z uczelni. Mówię o tym dlatego, że rozmowa kwalifikacyjna była okazją, żeby kandydatowi „przyjrzeć się”.

Brak rozmowy sprawia, że rekrutuje w ciemno.

Można tak powiedzieć. 

Jak wyglądają studia nauczycielskie przygotowujące do pracy w klasach IV -VIII i szkołach średnich?

Młody człowiek, który chce być nauczycielem np. matematyki, idzie na kierunek matematyka, gdzie dodatkowo wybiera moduł nauczycielski, by spełnić wymagania formalne wynikające ze standardów kształcenia nauczycieli wprowadzonych rozporządzeniem ministra. Jeśli skończy studia licencjackie, uzyskuje uprawnienia do pracy w szkole podstawowej. Jeśli skończy studia II stopnia, magisterskie, może pracować w szkole średniej. I tu znowu nie trafiają maturzyści uzyskujący najlepsze wyniki na maturze. Nie są to popularne studia. W związku z tym każdy, kto zdał maturę, jest na takie studia przyjmowany. Czyli jest jedynie autoselekcja. Jej kryteriów możemy się jedynie domyślać. Praca nauczyciela nie jest intratna finansowo. Rozpoczynający pracę w szkole zarówno po studiach I stopnia jak i II stopnia otrzymuje wynagrodzenie niewiele tylko wyższe niż sprzątaczka, która w tej szkole pracuje. Trudno więc oczekiwać, że te studia przyciągną dużą liczbę zdolnych kandydatów.

Skąd więc weźmiemy dobrego nauczyciela?

Możemy liczyć, że zadziała przypadek. Albo że spośród tych, którzy te studia podejmą, wyłonimy grupę posiadającą predyspozycje, a rozwiną je w trakcie studiów. To jest jednak złudne. Dodam, że dziś czynni zawodowo nauczyciele są w większości mianowani lub dyplomowani, nieliczną grupę stanowią stażyści, w ostatnim roku szkolnym było ich 2-3 proc., i kontraktowi. W ciągu najbliższych 10-15 lat grozi nam masowe odchodzenie na emeryturę ludzi, którzy dziś są w przedziale 40-50 lat i osiągnęli wyżyny w tym zawodzie. Mamy systemową blokadę, że nie dopuszcza się świeżej krwi. 

A moim zdaniem ta świeża krew wcale nie chce dopłynąć.

Obie przyczyny działają jednocześnie. Jeszcze kilka lat temu była nie do pomyślenia sytuacja, że praca szuka nauczyciela. Dziś nawet na Facebooku przeczytać można mnóstwo ogłoszeń „poszukuję nauczyciela”. Poszukiwani są nauczyciele do pracy w przedszkolu, ale również angliści, informatycy, matematycy. Oni pracują w szkole z innych powodów niż ekonomiczne. W ubiegłym roku na studiach II stopnia miałem zajęcia ze studentką matematyki studiów I stopnia. Dziewczyna udzielała korepetycji z matematyki uczniowi klasy ósmej. Jego brat pod koniec września nie miał jeszcze lekcji matematyki, bo nie było nauczyciela. Mama spytała dziewczynę, czy nie chciałaby pracować w szkole, ta wyraziła zainteresowanie. Mama zadzwoniła do dyrektorki. Już następnego dnia dziewczyna pracowała. Była odpowiednio wykwalifikowana.

Jaki powinien być wzorcowy kandydat, który trafia na studia nauczycielskie?

Powinien być zainteresowany przedmiotem, którego ma nauczać, ale tak samo ważne jest zainteresowanie pracą z drugim człowiekiem. Bycie nauczycielem oznacza pracę z ludźmi. O ile zainteresowanie przedmiotem jest mierzone za pomocą egzaminów przeprowadzanych na studiach, o tyle to drugie jest trudniejsze do sprawdzenia na wejściu. Sam zastanawiam się, czy tych kandydatów powinno się poddawać sprawdzianowi na podstawie specjalnych testów, które pozwalałyby oszacować ich kompetencje do pracy z ludźmi. Do dziś nie dopracowano się kwestionariusza, który by to sprawdzał i miał dodatkowo wartość prognostyczną. Myślę, że same studia nauczycielskie powinny dać młodemu człowiekowi szansę udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy nadaje się na nauczyciela czy nie. 

Może przydałby się jakiś sparametryzowany test psychologiczny?

Może? Mogłoby to być narzędzie na zasadzie egzaminu na prawo jazdy: jest ogólna pula pytań w banku, kandydat je losuje. Niestety, okazuje się, tu odwołam się do mojego doświadczenia, że ci, którzy w takich testach wypadają dobrze, niekoniecznie są potem dobrymi nauczycielami. Tak samo jak ci, którzy są nienajlepszymi studentami, potem świetnie radzą sobie jako nauczyciele. Tu nie działa żaden determinizm, który pozwoliłby już w punkcie wyjścia powiedzieć: to jest dobry kandydat na nauczyciela, a to jest niedobry. Rozwiązaniem mógłby być wariant niemiecki: najpierw studia kierunkowe, potem pedagogiczne, egzamin państwowy i dopiero wtedy człowiek może ubiegać się o zatrudnienie jako nauczyciel. 

W Finlandii na studia nauczycielskie jest 10 lub więcej kandydatów na miejsce.

Są to jedne z najpopularniejszych studiów porównywalne z medycyną. U nas możemy o tym pomarzyć.