Ewaluacja uczelni przyniosła sporo zaskoczeń – wydziały uważane za najlepsze, uznawane w międzynarodowych rankingach, ledwo załapały się na utrzymanie uprawnień. Mniejsze i młodsze ośrodki okazały się lepsze niż oczekiwano i niż rekomendowała to komisja ewaluacji nauki - sporo poprawek naniesiono w okresie pomiędzy uchwałą KEN a ogłoszeniem wyników.

Czytaj:
Znów zmiany na liście czasopism naukowych - niektóre sporo zyskują>>
Tylko dwie uczelnie z najwyższym wynikiem w naukach prawnych - posypią się skargi>>

Skłóceni naukowcy, stracony autorytet

- Zmiany na listach czasopism, modyfikacja procedury w trakcie trwania ewaluacji, a potem ingerencje ministerstwa w wyniki sprawiły, że trudno się cieszyć nawet z wysokiego wyniku – mówi Prawo.pl jeden z pracowników naukowych. – Wiele wskazuje na to, że część z tych wyników po prostu poprawiono bez żadnego trybu, czy uzasadnienia, zresztą ministerstwo nie kryło, że ingeruje w rekomendacje Komisji Ewaluacji Nauki, by ratować uczelnie zagrożone utratą uprawnień. Skłóciło to środowisko naukowe i stworzyło dodatkowe problemy, bo nie tylko wydziały nienawidzą się wzajemnie, ale skonfliktowani są też pracownicy w poszczególnych jednostkach – mówi.

 

Osłabienie roli KEN

Inny naukowiec wyniki ewaluacji w naukach prawnych nazywa skandalem. - Wiele z tych decyzji ma charakter polityczny i moim zdaniem, dla niektórych to nawet niedźwiedzia przysługa, bo będą spotykać się z niechęcią i ostracyzmem ze strony innych naukowców - tłumaczy.  Ministerstwo nie ukrywało, że ustalone w Ustawie 2.0 i rozporządzeniach zasady ewaluacji, wymagały modyfikacji. Po zmianach w rozporządzeniu ewaluacyjnym, które weszły w życie w zeszłym roku, to minister ma decydujący głos przy nadawaniu kategorii naukowej. Stała za tym – jak wyjaśniał resort w uzasadnieniu do nowelizacji rozporządzenia – konieczność zadbania o politykę naukową państwa. I z nowych kompetencji resort skorzystał w około 55 przypadkach, zmieniając kategorię zaproponowaną przez Komisję Edukacji Nauki.

Czytaj też: Ocena funkcjonowania ustawy 2.0 >>>

 


W przypadku nauk prawnych MEiN zainterweniowało w trzech przypadkach – podniosło kategorię Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie (z B do B+), Wyższej Szkole Humanitas w Sosnowcu (z B do B+) oraz Uniwersytetowi w Białymstoku (z A do A+). W dwóch pierwszych przypadkach zdecydowało to o możliwości utrzymania uprawnień do nadawania stopni i tytułów, w ostatnim wyróżniło Uniwersytet w Białymstoku na tle innych, czyniąc go – obok Politechniki Warszawskiej – liderem, jeżeli chodzi o nauki prawne.

Sprawdź też: Wyniki ewaluacji działalności naukowej za lata 2017-2021 >>>

Wysoka punktacja, dodatkowy numer

W uzyskaniu wysokiego wyniku UwB pomogła niewątpliwie wysoka punktacja „Białostockich Studiów Prawniczych”, która po zeszłorocznych zmianach na liście czasopism, wyniosła aż 140 punktów, przebijając dwukrotnie renomowane „Państwo i Prawo” (70 punktów) i zrównując się m.in. "European Journal of International Law". Zmiany na liście czasopism działały z datą wsteczną i – jak wskazują eksperci – zostały wprowadzone ze złamaniem trybu określonego w rozporządzeniu.

- Zgodnie z aktualnym stanem prawnym nie było możliwe, żeby czasopisma, które nie są indeksowane w międzynarodowych bazach danych miały więcej niż 70 punktów - mówi Prawo.pl dr hab. Emanuel Kulczycki, przewodniczący ministerialnego zespołu ds. oceny czasopism naukowych (2017–2018). - Dlatego w tym przypadku nadanie tak wysokiej punktacji temu czasopismu było po prostu niezgodne z prawem - tłumaczy.

Czytaj też: Problemy oceny parametrycznej polskich czasopism naukowych z dziedziny nauk prawnych >>>

Chętnych do publikacji tak wysoko punktowanych artykułów nie brakowało – w 2021 r. „Białostockie Studia Prawnicze” obok zwykłych czterech numerów, opublikowały dwa dodatkowe. Oczywiście nie był to jedyny periodyk, któremu w ten sposób punktów dorzucono. - Część czasopism prawniczych ma punktację zdecydowanie zawyżoną, część (głównie tych najważniejszych w opinii środowiska, mających największe znaczenie dla kształtowania praktyki prawniczej) zaniżoną – mówił o wpływie kontrowersyjnych zmian na liście czasopism prof. Jerzy Pisuliński, dziekan wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. - To prowadzi do paradoksów, a mianowicie osoby publikujące w lokalnych czasopismach o zawyżonej punktacji, mogą uzyskać znacznie więcej punktów w procesie ewaluacji niż te, które publikują w czasopismach zagranicznych czy w uznanych czasopismach polskich o długiej tradycji – podkreślał.

Czytaj też: Winczorek Jan - Wykaz czasopism punktowanych MNiSW w dyscyplinie nauki prawne a bibliometria. Wyniki badania empirycznego >>>

 

Wiemy, że nic nie wiemy

To wszystko mocno podważa wiarygodność wyników. Podobnie zresztą, jak nietransparentna ocena trzeciego kryterium, czyli wpływu publikacji na społeczeństwo – nie wiedziano ani jak udokumentować swoje osiągnięcia, ani na podstawie jakich kryteriów ma być dokonywana ocena tego wpływu.
- Zarówno punktacja czasopism, jak i trzecie kryterium, są kompletnie arbitralne – mówi prof. Hubert Izdebski. A to podstawa do odwołań, a w końcu również i skargi do sądu. – Podniesienie tych wątpliwości w procedurze wynikającej z wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy nie da żadnego efektu, jednak prędzej czy później w razie wniesienia skargi sprawa trafi do sądu. A ten, stwierdzając, że nie w istocie nie ma ani zasad prawa materialnego, ani procedury -  bowiem mogą one wiązać Komisję Ewaluacji Nauki, lecz Minister wydaje decyzje jedynie "biorąc pod uwagę uchwałę" Komisji - może decyzje Ministra pouchylać albo nawet stwierdzić rażące naruszenie prawa – mówi prof. Izdebski. Tym bardziej, że może zwrócić uwagę na to, że Minister, zmieniając rozporządzenie ws. zasad ewaluacji, zmniejszył – wbrew intencjom ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce  rolę Komisji Ewaluacji Nauki, w istocie przejmując jej kompetencje. - Sąd ma nie tylko prawo, ale i obowiązek kierować się tekstem ustawy, a jeżeli rozporządzenie nie jest zgodne z ustawą, to po prostu je pomija i orzeka bezpośrednio na jej podstawie – podkreśla. - Myślę, że wszyscy, którzy otrzymali kategorię B (albo C) i będą się odwoływać, mają szansę przez parę lat zachować uprawnienia do nadawania stopni doktora i doktora habilitowanego. Skutki takich decyzji to ogromny problem, bo co w sytuacji, gdy – powiedzmy – wszczęto już procedurę, a uczelnia utraciła uprawnienia? A potem okaże się, że pozbawiono ją ich bezprawnie. Sprawa osoby, którą w ten sposób pozbawiono możliwości uzyskania stopnia, spokojnie – moim zdaniem – nadaje się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wyobrażenie sobie skutków tak dużej liczby skarg do sądów to jakiś Armagedon – podkreśla prof. Izdebski.


 To nie kategoria powinna decydować o uprawnieniach

Zauważa przy tym, że to nie tylko kwestia związana z nietransparentną procedurą – szwankuje sama koncepcja powiązania kategorii naukowej z uprawnieniami uczelni.
- Połączono uprawnienia doktorskie i habilitacyjne z dyskrecjonalnie, jak się okazuje, przeprowadzoną ewaluacją. Wcześniej odrębne postępowanie było prowadzone według obiektywnych kryteriów i nie było takich problemów, a do tego istniała możliwość pozbawienia, bez oczekiwania na nową ocenę, tych uprawień. Teraz słowo bałagan to nazbyt eufemistyczne określenie. To wszystko może przy tym prowadzić do podważenia autorytetu bardzo pozytywnie ocenionych instytucji naukowych, nie mówiąc już o Komisji Ewaluacji Nauki – podsumowuje prof. Izdebski.