Resort nauki pracuje nad przepisami, które mają chronić naukowców przed prześladowaniami za przekonania. Projekt, który przygotowało ministerstwo Edukacji i Nauki, budzi sporo wątpliwości. Część ekspertów zwraca uwagę, że będzie on furtką dla uprawiania pseudonauki - choć nie zaszkodzi uczelniom aż w takim stopniu, jak może się to wydawać na pierwszy rzut oka.

Czytaj: Wolnościowy pakiet dla uczelni - lepsza ochrona konserwatywnych naukowców>>

 

Kres dyktatury lewicowo-liberalnej na uczelniach

- Rozwój nauki polskiej jest warunkiem sine qua non rozwoju państwa polskiego, jego znakomitej przyszłości. Ten rozwój chcemy wzmacniać, chcemy wspomagać rektorów, naukowców, uczelnie w tym, żeby nauka rozwijała się z pożytkiem dla Rzeczypospolitej, dla narodu polskiego – mówił minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, przedstawiając założenia do projektu pakietu wolnościowego. Dodał, że nowela chronić będzie naukowców o poglądach konserwatywnych i chrześcijańskich.

Projekt zakłada, że obowiązkiem rektora będzie: „zapewnianie w uczelni poszanowania wolności nauczania, wolności słowa, badań naukowych, ogłaszania ich wyników, a także debaty akademickiej organizowanej przez członków wspólnoty uczelni z zachowaniem zasad pluralizmu światopoglądowego i przepisów porządkowych uczelni”. Nowela wprowadzi też zapis, że "wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych” nie będzie stanowić przewinienia dyscyplinarnego. Nauczyciele zyskają też możliwość skierowania zażalenia do komisji dyscyplinarnej przy ministrze, jeśli postępowanie dotyczyłoby tych kwestii. Postępowania w takich sprawach już wszczęte mają zostać umorzone.

 

Rektorzy i PAN krytykują pomysły resortu nauki

Pomysły resortu krytycznie oceniła Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, która w opinii do projektu stwierdziła, że zmiana będzie: „otwarciem drogi uniwersyteckiej dla forsowania w nauczaniu akademickim tez, które nie mają podstaw naukowych, nie są poparte badaniami, lecz są oparte wyłącznie o czyjeś przekonania religijne i światopogląd”.

Podobne zdanie wyraził Komitet Etyki w Nauce PAN, który ocenił, że zmiana „stwarza okazję do nadużyć w postaci legitymizowania jako przedmiotu sporu naukowego poglądów pozanaukowych, nienaukowych lub antynaukowych.” Dodał, że przyczyni się do obniżenia jakości badań naukowych i kultury życia publicznego w Polsce.

Czytaj: Komitet Etyki w Nauce PAN krytykuje "pakiet wolności akademickiej">>

Zdanie odrębne w tej materii wyraził dr hab. Marek Czarkowski, który stwierdził, że stanowisko KEN wymierzone jest w prawo uczonych do głoszenia w pełni uzasadnionych naukowo poglądów, "które będzie się przedstawiać jako przekonania światopoglądowe, religijne czy filozoficzne i dzięki stygmatyzacji usuwać z forum dyskursu naukowego".

 

Wolność słowa w prasie, ale niekoniecznie na uczelni

Profesor Hubert Izdebski zauważa przede wszystkim, że duże wątpliwości budzi sam sposób konsultowania projektu. Nie zawiera uzasadnienia, przez co analizując przepisy, trzeba opierać się na wypowiedziach ministra i dointerpretować kontekst. Duży problem stanowi terminologia, którą stosują autorzy projektu.

- Przede wszystkim należy podkreślić, że w aktach naszego prawa krajowego nie ma takiego pojęcia jak „wolność akademicka” – jest ono jedynie w Karcie Praw Podstawowych Unii Europejskiej w kontekście wolności badań naukowych od ograniczeń. Mamy w świetle Konstytucji wolność badań naukowych i ogłaszania ich wyników (określaną też jako wolność nauki), wolność nauczania oraz autonomię uczelni. Jest to co innego niż z jednej strony wolność wyrażania poglądów, z drugiej strony wolność rozpowszechniania informacji, o których mowa w innym przepisie Konstytucji – mówi Prawo.pl prof. Izdebski. Niezdefiniowane są też pojęcia przekonań „religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”. Wątpliwości wywołują zwłaszcza te ostanie. Prof. Izdebski zauważa, że twórcy projektu niesłusznie utożsamiają wolność nauki z wolnością słowa.
- Wypowiedź naukowa nie może sama w sobie w pełni realizować ideału wolności słowa, bo jest skrępowana określonymi zasadami. Musi być precyzyjna, odpowiednio uargumentowana, poparta dowodami. Uczelnie nie są po to, żeby na nich kwitła wolność słowa – są po to, by na nich kwitła wolność badań naukowych i ich publikowania. Forami, dla których kluczowa jest wolność wyrażania opinii, są środki społecznego przekazu, w szczególności prasa, oraz internet – podkreśla prof. Izdebski.

Dodaje, że podobne argumenty podnosi prof. Jerzy Marian Brzeziński w swojej opinii do projektu ustawy, która pod tytułem „Nowelizacja otwiera drogę pseudonauce” właśnie ukazała się w miesięczniku „Forum Akademickie”. Autor podkreśla, że autorzy projektu kierowali się dość szerokim rozumieniem wolności słowa, co sprawia, że do dyskursu akademickiego dopuszcza się także wyznawców różnych egzotycznych poglądów, niewiele mających wspólnego z nauką, w której obowiązuje dyscyplina metodologiczna.

 

Tragedii nie będzie

- Pakiet ten wpisuje się w pewien szerszy kontekst – na świecie głośno jest o blokowaniu ludzi o poglądach konserwatywnych także w mediach społecznościowych - mówi Prawo.pl prof. Grzegorz Krawiec. - Nie wiem, czy blokada taka faktycznie występuje, jednak na pewno się o niej mówi. Tak zwany pakiet wolności akademickiej zawiera normy prawne o nieostrym charakterze; cóż bowiem znaczy, że „nie stanowi przewinienia dyscyplinarnego wyrażanie przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych”. Faktycznie, na pierwszy rzut oka wydaje się, że możliwe będzie głoszenie poglądów nienaukowych, np. o płaskiej ziemi albo o reptilianach u władzy - tłumaczy. Dodaje jednak, że to wcale nie oznacza, że uczelnie na poważnie zajmą się promowaniem takich poglądów.

Podkreśla też, że faktycznie zdarzają się sytuacje, że argument o tym, że coś jest naukowo udowodnione jest nadużywany i służy do ucinania dyskusji tam, gdzie byłaby ona wskazana. - Wydaje mi się, że ograniczanie wolności w nauce dokonywane jest przez jednych naukowców wobec innych. Sam spotykałem się z bardzo nieeleganckim wyśmiewaniem się z kogoś z powodu jego poglądów (które wcale nie były skrajne, lecz były inne). Naukowcy jednak próbują ucinać dyskusję, wskazując na „badania naukowe”, które rzekomo mają udowadniać ich tezę. Inna rzecz, że często są to badania robione z dużą ilością błędów, albo za pomocą metod mało znanych i mało popularnych w danej dyscyplinie nauki – tłumaczy prof. Krawiec.

 

Dyscyplinarka to i tak nie lek na pseudonaukę

Także profesor Izdebski uważa, że nie ma większych obaw, że nauczyciele akademiccy, korzystając z nieskrępowanej wolności, zajmą się teraz np. nauczaniem studentów geologii wieku Ziemi na podstawie Biblii.

- Uczelnia nie ma obowiązku zatrudniać osoby, która takie poglądy głosi. Pojawiłyby się skargi, prawdopodobnie skończyłoby się negatywną oceną okresową i zwolnieniem. Należy pamiętać, że pracowników uczelni obowiązują w pierwszej kolejności przepisy Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, nie zaś Kodeks Pracy – podkreśla. Dodaje, że - niezależnie od przepisów „pakietu wolnościowego”- takie sprawy i tak nie powinny być przedmiotem postępowania dyscyplinarnego, bo głoszenie tych teorii nie łamie żadnych przepisów.

- Odrębną kwestię stanowi wyrażanie przez nauczycieli akademickich poglądów naruszających prawo przedmiotowe lub prawa podmiotowe, np. przez mowę nienawiści – na uczelni, w tym w toku nauczania, gdzie jest to jednak zarazem naruszeniem obowiązków pracowniczych, lub poza nią, gdzie mowa nienawiści stanowi rażące naruszenie wolności słowa. To może być podstawą do postępowania dyscyplinarnego jako jednocześnie czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego w rozumieniu Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, niemający zarazem nic wspólnego z „wolnością akademicką” – tłumaczy prof. Izdebski. Uspokaja też, że zmiany nie sprawią, że Polska zostanie zepchnięta na margines naukowego świata. Zauważa jednak, że z uczelniami, które będą zajmować się takim naukowym folklorem, nikt nie będzie chciał rozmawiać.