Od 2020 w algorytmach podziału środków finansowych na utrzymanie i rozwój potencjału dydaktycznego będą uwzględniane współczynniki kosztochłonności prowadzenia kształcenia na studiach stacjonarnych dla poszczególnych kierunków, poziomów i profili. Liczby określa minister właściwy ds. nauki - do tej pory pod uwagę brane było przede wszystkim to, czy studia są w przeważającej mierze praktyczne, czy teoretyczne.

Prawnik tańszy niż specjalista od nauk o rodzinie

Zapytano poszczególne uczelnie, ile pochłania wykształcenie studenta oraz działalność naukowa w danej dyscyplinie, resort nauki przygotował formularze, które zwróciło 90 proc. podmiotów poproszonych o ich wypełnienie. Dane obejmowały koszty z lat 2019-2021, co - zdaniem resortu nauki - pozwoliło na uśrednienie kosztów zdarzeń pojawiających się incydentalnie.

 

W kwestii kształcenia adepta nauk prawnych nie ma zmian - współczynnik nadal wynosi jeden.  Taką samą notę otrzymały m.in.: historia, prawo kanoniczne, nauki o kulturze i religii, językoznawstwo i literaturoznawstwo, a także nauki biblijne i teologia. Co ciekawe, za bardziej kosztowne ministerstwo uznało nowe nauki o rodzinie, które otrzymały współczynnik 1,25. Niezmiennie najdroższe jest kształcenie na medycynie i weterynarii, spłaszczono natomiast samą określającą tę kwestię skalę. Poprzednio medycyna miała współczynnik 4, a weterynaria 3,5 - teraz są to odpowiednio: 2,5 i 2,25.

Nowe dyscypliny:

  • biologia medyczna – w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu - 2,
  • biotechnologia – w dziedzinie nauk ścisłych i przyrodniczych - 1,75,
  • etnologia i antropologia kulturowa – w dziedzinie nauk humanistycznych - 1,25,
  • inżynieria bezpieczeństwa – w dziedzinie nauk inżynieryjno-technicznych - 1,75,
  • ochrona dziedzictwa i konserwacja zabytków – w dziedzinie nauk inżynieryjno-technicznych - 1,5,
  • nauki o rodzinie – w nowo utworzonej dziedzinie nauk o rodzinie - 1,25,
  • nauki biblijne – w dziedzinie nauk teologicznych - 1,
  • stosunki międzynarodowe – w dziedzinie nauk społecznych - 1,25.

 

Największe koszty to wynagrodzenie pracowników

Jak wyjaśnia MEiN w uzasadnieniu,  analiza pozyskanych danych pozwoliła stwierdzić, że – w zależności od dyscypliny – od 65 proc. do nawet 85 proc. kosztów prowadzenia działalności dydaktycznej oraz działalności naukowej stanowią wynagrodzenia wraz z pochodnymi. - Z uwagi na uregulowanie wysokości minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego profesora w drodze rozporządzenia i powiązanie z tym wynagrodzeniem wysokości wynagrodzeń pozostałych nauczycieli akademickich oraz pracowników naukowych zatrudnionych w jednostkach naukowych Polskiej Akademii Nauk, ograniczenie kosztów w tej części na poziomie podmiotów prowadzących kształcenie na studiach lub działalność naukową nie jest możliwe - wskazuje.

 

Zmiana oparta na danych

- Po pierwsze, minister Czarnek wyodrębnił nowe dyscypliny, więc trzeba dla nich ustalić współczynniki kosztochłonności - wskazuje prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego. - Po drugie, chyba po raz pierwszy te współczynniki nie idą "spod dużego palca". Ekipa ministerialna zankietowała uczelnie, jeśli chodzi o koszty dydaktyki. Te wyniki, które są w uzasadnieniu są dość prawdopodobne, w humanistyce 85 proc. kosztów to pensje, tam, gdzie potrzebne są laboratoria i odczynniki odsetek spada do tych 65 proc. - wskazuje.

Ocenia, że ministerialni eksperci trafnie uznali, że nie ma jednolitej metodyki wyliczania kosztów kształcenia, w tym współczynników kosztochłonności. - Te dane rzeczywiście mogą prowadzić do urealnienia kosztów kształcenia. Zmniejszenie rozpiętości współczynników prowadzi do bardziej zrównoważonego podziału środków między dyscypliny.  Przy dużych rozpiętościach dyscypliny kosztochłonne "wysysały" większość pieniędzy kosztem tych z niską kosztochłonnością, głównie humanistyki i niektórych nauk społecznych - podsumowuje prof. Stec.