Aleksandra Partyk: Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce zawiera wiele poważnych zmian względem poprzedniego stanu prawnego. Jak środowisko zapatruje się na tę zmianę?

Grzegorz Krawiec:  Nowa ustawa regulująca obszar szkolnictwa wyższego i nauki jest rewolucją w tym obszarze. Tak, rewolucją – nie boję się tego słowa. Rewolucją, co do której skutków nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę. Zmienia ona bowiem ustrój akademii oraz relacje między tworzącymi ją osobami (nauczycielami, doktorantami, studentami). Reguluje ona także wiele innych kwestii, które dotychczas zawarte były w odrębnych ustawach (np. problem finansowania uczelni). Sama ustawa liczy około 470 artykułów. Natomiast ustawa ją wprowadzająca ma około 350 artykułów. Zawierają one wiele odesłań, często podwójnych. W nowej ustawie zawarto jednak wiele różnorodnych kwestii, do tej pory regulowanych w różnych aktach prawnych. Ustawa jest więc nieczytelna.

 

Można jakoś „połapać się” w tej ustawie?

Nawet prawnikom trudno się w niej zorientować, a co dopiero zwykłym akademikom. Wprowadzaniu tej ustawy towarzyszyła wielka propagandowa kampania medialna, w trakcie której nową, projektowaną ustawę nazywano „konstytucją dla nauki” („ustawą 2.0”). Apeluję jednak o to, by zachowywać czystość pojęć. „Konstytucja dla nauki” to określenie typowo marketingowe. Dla osób próbujących rzetelnie i naukowo do niej podejść to niewłaściwe pojęcie. Z osobistego doświadczenia wiem, iż wielu pracowników naukowych i innych osób nie jest w stanie podać właściwej nazwy tej ustawy. Przypomnę zatem: chodzi o „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce” (Dz. U. z 2018, poz. 1668). Konstytucja jest bowiem tylko jedna: Konstytucja RP z 2 kwietnia 1997 r., która jest Ustawą Zasadniczą.

Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. Komentarz >

 

Jak przebiega wdrażanie nowych regulacji?

To także kwestia problematyczna. Na różnych uczelniach odbywa się to w różny sposób – w niektórych w sposób jawny i z udziałem społeczności akademickiej, a innych zaś przy silnym oporze wspólnoty akademickiej. W wielu ośrodkach akademickich istnieje pewna grupa osób, która oczekuje zmian. Jednak według moich obserwacji, zdecydowaną większość stanowią osoby przeciwne nowym regulacjom.

 

Co zmieniło się na plus z jej wprowadzeniem?

Rzecz jasna, do tej pory obszar szkolnictwa wyższego i nauki był obarczony szeregiem wad i w związku z tym był bardzo krytykowany. Wprowadzając nową ustawę, jej pomysłodawcy podkreślali, że chcą usunięcia mankamentów. Czy wady te zostaną usunięte, to się dopiero okaże. W niektórych obszarach wprowadzono ciekawe i godne pochwały rozwiązania. Chodzi m.in. o precyzyjnie określony system stypendiów studenckich, problematykę federacji uczelni, kwestię informatyzacji uczelni, pozostawienie habilitacji.

Warto przeczytać: Zdążyć przed Gowinem, czyli taśmowa produkcja doktorantów

Czy habilitacja jest potrzebna?

Habilitacja – szczególnie w naukach humanistycznych i społecznych – jest potrzebna. Stanowi dobry miernik naukowej „przydatności” (czy też według nomenklatury nowej ustawy – „doskonałości”). Pojęcie „doskonałość” jest odmieniane w tejże ustawie przez wszystkie przypadki. Oczywiście habilitacja spotyka się z krytyką, jednak w ustawie wprowadzono szereg rozwiązań, które – miejmy nadzieję – skończą z dotychczasowymi niewłaściwymi praktykami w zakresie nadawania stopnia doktora habilitowanego.

 

Pozostańmy na chwilę przy habilitacji. W świetle nowych przepisów, czy łatwiej będzie uzyskać stopień doktora habilitowanego niż poprzednio?

Warunkiem uzyskania stopnia doktora habilitowanego jest posiadanie stopnia doktora oraz osiągnięć naukowych, stanowiących znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny. Dodatkowo zaś wykazywać się należy istotną aktywnością naukową albo artystyczną realizowaną – uwaga! – w więcej niż jednej uczelni, instytucji naukowej lub instytucji kultury, w szczególności zagranicznej. Postępowanie wszczyna się na wniosek składany do podmiotu habilitującego. Istotne jest, że w naukach humanistycznych, społecznych i teologicznych obowiązkowo przeprowadza się kolokwium habilitacyjne (w innych naukach może być przeprowadzone). Kolokwium już kiedyś było przeprowadzane (do 2013 r.). Nowością jest to, że na gruncie nowej ustawy przeprowadzać ma go komisja habilitacyjna. Efektem prac komisji jest uchwała zawierająca opinię w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego. Nowością jest, że opinia nie może być pozytywna, jeżeli co najmniej dwie recenzje są negatywne. Na podstawie takiej uchwały, podmiot habilitujący w terminie miesiąca od dnia jej otrzymania, nadaje stopień doktora habilitowanego albo odmawia jego nadania.

 

Co, gdy opinia jest negatywna?

Z uznaniem należy podejść do rozwiązania, zgodnie z którym podmiot habilitujący obowiązkowo odmawia nadania stopnia, w przypadku gdy opinia jest negatywna. Przypomnę, że niedawno na jednym z wydziałów prawa nadano stopień doktora habilitowanego w dziedzinie nauk prawnych osobie, która miała trzy negatywne recenzje oraz negatywną opinię komisji habilitacyjnej. Pod rządami nowej ustawy, taka praktyka będzie niemożliwa.

 

Co z przepisami przejściowymi?

W przypadku postępowania habilitacyjnego istotne są jednak również przepisy przejściowe. Postępowania habilitacyjne (ale dotyczy to także przewodów doktorskich i postępowań o nadane tytułu profesora), wszczęte i niezakończone przed dniem wejścia w życie ustawy, są przeprowadzane na zasadach dotychczasowych. Ponadto, w okresie od dnia wejścia ustawy do 30 kwietnia 2019 r. przewody doktorskie, postępowania habilitacyjne i postępowania o nadanie tytułu profesora wszczyna się na podstawie przepisów dotychczasowych. Postępowania te oraz przewody doktorskie (prowadzone w trybie przejściowym), niezakończone do 31 grudnia 2021 r., odpowiednio umarza się albo zamyka się. Jeżeli więc ktoś korzysta z tego przejściowego trybu, ma czas jedynie do 31 grudnia 2021 r.

 

Co stanowi największy mankament nowej ustawy?

Obok jednak dobrych rozwiązań wprowadzono także wiele złych. Mają one często systemowy charakter. Generalnie: najważniejsza jest teraz uczelnia i cel, jaki ma osiągnąć – zapewnienie „doskonałości”. Uczelnia zarządzana ma być sprawnie przez menedżera (rektora) – przy udziale nowego organu – rady uczelni. Liczyć ma się osiągany przez nią wynik – „produkcja” wysoko punktowanych publikacji oraz absolwentów przydatnych dla rynku pracy oraz biznesu. Dotychczas uniwersytet był matką żywicielką dla tworzących ją osób – dla wspólnoty profesorów, nauczycieli, doktorantów i studentów. W nowej ustawie uczelnia to podmiot składający się z osób, które mają przyczyniać się do zapewnienia tejże „doskonałości”. Jeżeli pracownicy się nie przyczyniają do tych celów, to łatwiej będzie się ich pozbyć. Nowa ustawa nie jest również wcale tak prostudencka, jak przedstawia to Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

 

Mogę prosić o przykład?

Dodano np. nową fakultatywną przesłankę skreślenia z listy studentów w przypadku stwierdzenia braku udziału w obowiązkowych zajęciach. Stypendium dla osób niepełnosprawnych, w przypadku gdy niepełnosprawność powstała w trakcie studiów lub po uzyskaniu tytułu zawodowego, student może otrzymać tylko na jednym kolejnym kierunku, jednak nie dłużej niż przez okres 6 lat.

 

Jakie są inne wady ustawy?

Cechą charakterystyczną wprowadzaną przez ustawę i akty wykonawcze jest także szeroka reglamentacja. Wyraża się to np. we wprowadzeniu wykazu wydawnictw i czasopism punktowanych. Bardzo wiele krytycznych uwag podał prof. Hubert Izdebski.

Czy środowisko miało wpływ na treść ustawy 2.0?

Wiele działań przygotowujących projekt ustawy miało charakter pozorowany i tylko udawało szerokie konsultacje. Minister Gowin chwalił się zresztą, że ustawa ta jest inna niż wszystkie. Miała być inna - uchwalana rzekomo w porozumieniu ze środowiskiem. Jednak prof. Izdebski trafnie wyjaśnił jak to w rzeczywistości wyglądało. Reforma była i jest wprowadzana w sposób nietransparentny, wiele aktów wykonawczych pojawiło się zbyt późno.

 

Jak ocenia pan przepis gwarantujący pracę na uczelniach sędziom TK, SN lub NSA?

Przepis, który zabrania rozwiązać umowy o pracę i nie pozwala zmienić warunków pracy nauczyciela akademickiego, będącego sędzią Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego spotkał się z krytyką. Wprowadzony został na etapie prac senackich i tryb jego wprowadzania budzi wątpliwości. Narusza on autonomię uczelni. Miejmy nadzieję, że TK wyeliminuje go z obrotu prawnego. Mankamentów ustawy można jednak wskazywać jeszcze wiele – były one podnoszone publicznie.

 

Czy szkoła wyższa powinna być zarządzana jak wolnorynkowe przedsiębiorstwo?

Zdecydowanie nie. Nie może być korporacją zatrudniająca pracowników, którzy „produkują” publikacje, a ich wiodące zadanie to „wytwarzanie” absolwenta przydatnego dla rynku pracy oraz dla biznesu. Uniwersytet nie może być jedynie instytucją wystawiającą certyfikaty przydatności dla biznesu czy rynku pracy. Certyfikaty takie może bowiem wydawać także instytucja niebędącą szkołą wyższą. W idei uniwersytetu chodzi bowiem o coś więcej – o formowanie i kształtowanie człowieka.

 

Podsumowując, jaką ocenę postawiłby pan ustawodawcy za wprowadzenie nowych regulacji?

Myślę, że jest to 3 minus. Zmiany były wyczekiwane przez środowisko akademickie. Jednak sposób ich wprowadzenia oraz brak jawności budził i budzi nadal duże wątpliwości. Nowa ustawa jest „produktem”, który wygląda zupełnie inaczej niż zakładano. Zawiera szereg rozwiązań zupełnie nieoczekiwanych, a wręcz czasem zdumiewających. Wiele przepisów budzi także wątpliwości interpretacyjne i nie wiadomo, jakie skutki wywoła. Odpowiedź pojawi się po 1 października 2019 r.