Takie działania to skutek uboczny „punktozy” - przypominają popularną na Instagramie praktykę: like za like, follow za follow. Wymiana reakcji pozwala każdemu z użytkowników zwiększyć zasięgi. Jest to o tyle dobra analogia, że skutek jest bardzo podobny - naukowiec "pompuje" sobie listę cytowań i zwiększa w ten sposób swój Indeks Hirscha (wskaźnik mierzący jednocześnie liczbę publikacji naukowca i ich wpływ, czyli właśnie cytowalność).
Spółdzielnie profesorów?
Nie jest to nowe zjawisko - w ubiegłym roku media opisywały przypadek wzajemnego cytowania się przez grupę profesorów w jednym z ośrodków akademickich. Takie współdziałanie – według doniesień portalu – miało umożliwić im „nadmuchanie” wskaźników, a tym samym zwiększyć szanse na pozyskiwanie grantów czy awans. Portal wyliczył, że indeks Hirscha jednego z naukowców, który miał brać udział w procederze, oscylował wokół wyniku osiągniętego przez noblistę z Oksfordu.
Niedawno poruszenie w mediach społecznościowych wywołała przywołana już wyżej wiadomość od prorektora jednej z uczelni. Instruuje on naukowców, by: „zawsze dodawać 2–3 cytacje naszych czasopism (oczywiście z uwzględnieniem dopasowania tematycznego) do każdej swojej pracy naukowej.” - Niechaj stanie się to naszą „dobrą praktyką”. Brak takich cytowań może skutkować odmową uzyskania finansowania ... w zakresie pokrycia wcześniej wymienionych kosztów publikacji – czytamy w upublicznionym komunikacie. - Dziękuję za zrozumienie i zaangażowanie – stosowanie tej zasady przyczyni się do budowania silniejszego dorobku naukowego i wspólnego rozwoju naszego środowiska akademickiego – wskazano. Ostatecznie jednak uczelnia ugięła się pod falą krytyki i poinformowała, że instrukcję tę wycofuje oraz że nie ma mowy o uzależnianiu jakiegokolwiek finansowania od liczby cytatów z uczelnianych czasopism.
Czytaj też w LEX: Dopuszczalny zakres korzystania z cudzych utworów w pracach naukowych >
Zgodne z prawem, ale czy etyczne?
Nie zakończyło to jednak dyskusji o legalności takich posunięć. Jak wskazuje prof. Grzegorz Wierczyński z Uniwersytetu Gdańskiego, to dość dobrze znane zjawisko, w literaturze nazywa się to "kartelami cytowań". I nie jest to wcale „lifehack” wynaleziony przez naszych rodzimych naukowców.
- Jakiś czas temu izraelscy badacze wykazali, że w ten sposób działają np. prawnicze czasopisma najważniejszych uczelni amerykańskich - cytują tylko siebie nawzajem, żeby utrzymywać się wysoko w rankingach cytowań – wskazuje prof. Wierczyński. Podkreśla, że choć zjawisko na krótką metę przynosi doraźne korzyści, to wkrótce możliwe będzie wykrywanie tego typu praktyk w sposób zautomatyzowany. Ocenia tego typu działania, jako nierzetelność i nieuczciwość akademicką. – Przy tym warto zaznaczyć, że jeszcze paskudniejszą formą tego typu praktyk jest wymuszanie cytowań przez recenzenta – wskazuje prof. Wierczyński.
Czytaj też w LEX: Odpowiedzialność nauczycieli akademickich za naruszenia praw autorskich >
Prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego podkreśla, że takie proszenie pracowników o cytowania jest nietypowe, ale nie jest zakazane przez prawo. Nie widzi też za bardzo możliwości, by wprowadzić i skutecznie egzekwować taki zakaz, bo byłby on w każdym przypadku łatwy do ominięcia.
- Jeśli uczelnia przeszarżuje ze zbieraniem cytowań, to pewnie wykryje to radar Scopusa albo analogiczne narzędzie Clarivate (właściciel bazy Web of Science – przyp. red.) – mówi prof. Stec. - Jeśli te cytowania będą „podpadające”, czasopismo zostanie poddane dodatkowej ocenie pod kątem sztucznego podbijania wskaźników. Wtedy może się to zakończyć sankcjami - podkreśla. Dodaje, że taka praktyka w końcu zwykle wychodzi na jaw.
Czytaj też w LEX: Procedury antyplagiatowe na uczelniach wyższych – obowiązki i konsekwencje >
Cena promocyjna: 58.5 zł
|Cena regularna: 65 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 45.5 zł
Praktyki rodem z "drapieżnych czasopism"
Bardzo krytycznie do nakłaniania pracowników do cytowania uczelnianych czasopism odnosi się prof. Grzegorz Krawiec z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie.
- Taki apel sugeruje podejście, które niebezpiecznie flirtuje z praktykami charakterystycznymi dla tzw. predatory journals – czasopism o wątpliwym standardzie naukowym, które często działają na zasadzie komercyjnego publikowania za opłatą, bez należytej recenzji czy wartości merytorycznej. Wskazanie na konieczność "współpracy" z wydawcą w celu zwiększenia liczby publikacji, zwłaszcza w kontekście nakazu dla profesorów, doktorów i adiunktów, rodzi podejrzenia o nacisk na ilość kosztem jakości – wskazuje. - Nauka, jako dziedzina oparta na poszukiwaniu prawdy i rygorystycznej weryfikacji, nie powinna być sprowadzana do mechanicznego wypełniania kwot publikacyjnych, co może prowadzić do powstawania artykułów o niskiej wartości naukowej, a w najgorszym razie fikcyjnych tekstów – podkreśla profesor Krawiec. Jego zdaniem takie działanie uderza w fundamenty akademickiej etyki i naraża reputację zarówno uczelni, jak i całej polskiej nauki na poważny uszczerbek.
Czytaj też w LEX: Prawo własności intelektualnej badaczy i naukowców zatrudnionych na umowie o pracę >
Zobacz również: ScalePL, czyli polska nauka i innowacje w sercu Doliny Krzemowej
Presja finansowa niedopuszczalna
- Kolejnym aspektem, który budzi mój sprzeciw, jest brak jasności co do mechanizmów wsparcia, o jakich mowa w apelu. Czy chodzi o finansowanie publikacji, czy może o nacisk na pracowników, by sami ponosili koszty publikacji w zamian za punkty do awansu? – wskazuje.
Zauważa, że gdyby chodziło o to ostatnie, mielibyśmy do czynienia z sytuacją, w której presja administracyjna przenosi się na barki indywidualnych naukowców, co jest nie tylko niesprawiedliwe, ale także sprzeczne z misją uczelni jako instytucji wspierającej rozwój badań. - W dodatku, w kontekście ograniczonych zasobów – zarówno finansowych, jak i czasowych – takie podejście wydaje się krótkowzroczne. Zamiast inwestować w prawdziwe projekty badawcze, które mogłyby przynieść przełomowe wyniki i realny wkład w globalną wiedzę, uczelnia zdaje się stawiać na pozorowaną aktywność, co jest dla mnie szczególnie rozczarowujące – podsumowuje. Dodaje, że rektor powinien pełnić rolę strażnika jakości i promotora autentycznej nauki, a nie kierować się krótkowzroczną polityką podniesienia pozycji w rankingach. – Nie ma sensu tworzyć iluzji sukcesu, która prędzej czy później zostanie zdemaskowana – wskazuje profesor Krawiec.
Czytaj też w LEX: Liczba osiągnięć naukowych albo artystycznych, stanowiących znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny, konieczna do wykazania we wniosku habilitacyjnym >
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.








