Beata Igielska: Wydawało się, że reforma ministra Jarosława Gowina była wprowadzona w celu podwyższenia poziomu polskiej nauki, umiędzynarodowienia jej. Teraz przyzwolenie na powstanie szkół zawodowych dla przyszłych lekarzy czy też kształcenie nauczycieli w akademiach lub szkołach drugiej kategorii może budzić niepokój. Czy kierunek, w którym nauka i szkolnictwo wyższe zmierzają, jest właściwy?

Dr hab. Emanuel Kulczycki, przewodniczący ministerialnego zespołu ds. oceny czasopism naukowych (2017–2018), członek Komitetu Ewaluacji Jednostek Naukowych (2016–2019), Komisji Ewaluacji Nauki (od 2019) i Komisji ds. Akredytacji i Rankingów KRASP: Szczególnie na początku wprowadzania reformy Jarosława Gowina, dużo mówiło się o podnoszeniu jakości badań naukowych. Jako że w Polsce robiliśmy masową dydaktykę przez ostatnie ćwierć wieku, wykształciliśmy wysoki odsetek społeczeństwa. Jedną z konsekwencji tego było też to, że w naukach humanistycznych i społecznych jakość i międzynarodowa widoczność badań bardzo spadła. Reforma miała odwrócić ten wektor. Deklarowano, że w zmianach chodzi o umiędzynarodowienie i tzw. doskonałość naukową. Ostatecznie to, co wyszło spod rąk Gowina miało wybite zęby, było wiele ustępstw. Nie został wdrożony model menadżerski, jeśli chodzi o radę uczelni i rektora. To nie jest, oczywiście, nieszczęście, ale jednak od deklaracji do realizacji zmieniło się wiele. Niemniej to co teraz robi minister Przemysław Czarnek jest waleniem na oślep w fundamenty nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce. Za tym nie stoi żadna spójna koncepcja systemu organizacji nauki i szkolnictwa wyższego, a jedynie światopoglądowe zacietrzewienie. Prace ministra Czarnka koncentrują się na rzeczach absolutnie marginalnych, nie idą w dobrym kierunku. Co więcej, jak minister Gowin wprowadzał swoją reformę, znaleźli się krytycy, którzy prezentowali inną wizję organizacji nauki w Polsce. Była ona spójna, oparta na innych wartościach, różne fronty się ścierały. Gowin był uznawany za piewcę neoliberalizmu, który przykręca śrubę wskazywaną przez minister Barbarę Kudrycką. Natomiast w przypadku ministra Czarnka nie stoi za zmianami jakakolwiek wizja. To jest bardzo niebezpieczne, bo minister porusza się z gracją słonia w składzie porcelany.

Czytaj: Minister wkrótce z kompetencją do ustalania progu, od którego zależy kategoria naukowa>>

 


Jak się może skończyć walenie w fundamenty polskiej nauki?

Jeśli minister Czarnek będzie miał możliwość działania jeszcze rok czy dwa, będziemy odkręcać wszystko co najmniej dekadę. Przez zmianę oceny czasopism i ewaluacji minister sprawia, że naukowcy widzą, że nie trzeba uprawiać międzynarodowo nauki, można publikować w Polsce i być za to wynagradzanym. Teraz słyszą, że Narodowe Centrum Nauki musi być zreformowane, bo nie przyznaje grantów na badania nad rodziną, jeśli nie uwzględnia się refleksji nad rodzinami homoseksualnymi. Wraca lokalność, przaśność. Można nic nie robić, byleby tylko nie wychylać się.

Zatrzymajmy się na chwilę przy ocenie czasopism. 100 punktów można było zdobyć za publikację w „Rocznikach Humanistycznych” KUL w 100-lecie urodzin św. Jana Pawła II; „Obrażenia, jakich mogła dokonać korona cierniowa”, czyli szczegółowy opis obrażeń zadanych Jezusowi na podstawie relikwii za 70 punktów; „Ojczyzna Twoja ma powtórzyć to wielkie dzieło odkupienia. Mesjanizm w zapiskach duchownych wileńskiej mistyczki miłosierdzia Heleny Majewskiej CSA” – za 40 punktów. Wymieniać dalej?

Nie trzeba. Gowin z ewaluacji zrobił fundament zarządzania systemem nauki. Pod wieloma względami to dobrze, pod wieloma źle, ale system był jako tako spójny. Ludzie wiedzieli, że za publikacje międzynarodowe po angielsku jest więcej punktów i uczelnie będą promowane. Czarnek zaś arbitralnie przyznał punkty. Teraz chce zmienić rozporządzenie, jasno deklaruje, jak będzie zmienione - to minister wyznaczać będzie wartości referencyjne w ewaluacji.

Całkowicie ręczne sterowanie. Będzie ono dotyczyło także ewaluacji uczelni?

Tak. Całym dyscyplinom będzie mógł obniżać lub podwyższać kategorie, będzie mógł np. pozwolić, by wszystkie uczelnie nadawały habilitacje z teologii. 

Czytaj:
Prof. Stec: W naukach prawnych też warto stawiać na międzynarodowy przekaz>>
Po wrzutkach na listę czasopism ewaluacja uczelni może rozstrzygnąć się w sądzie>>
 

Mamy też familiologię.

Tak, mamy mieć też całą dziedzinę nauk o rodzinie. Wracając natomiast do ewaluacji: słyszymy teraz od ministra, że mnóstwo czasopism złożyło wnioski o podniesienie punktacji, i o ile one są odpowiednio uzasadnione, o tyle minister im te punkty przyzna. Jest to tylko częściowe, a przez to groźniejsze, ośmieszenie ewaluacji, gdyż minister Czarnek psując fragmenty systemu, legitymizuje popsutą całość. Zmiany ministra można czytać tak: w fizyce możecie zajmować się wysokimi energiami lub czymkolwiek chcecie, ale jak jesteście teologami, to piszcie o koronie cierniowej lub o przyjaźni Jana Pawła II z jakimś księdzem i w ten sposób będziecie tak samo ważnymi naukowcami. Wiele lat wektor był odwracany od takiego postrzegania nauki. To niebezpieczne szczególnie dla nauk społecznych. Na razie zmiany nie dotykają wprost przedstawicieli nauk biologicznych czy medycznych. Jednakże patrząc długofalowo, można założyć, że jeśli kolejny rząd będzie mocno nastawiony przede wszystkim na rozwój technologiczny i przemysłowy kraju, wówczas całkowicie odejdzie od finansowania nauk humanistycznych i społecznych, które działaniami ministra Czarnka są po prostu ośmieszane.

 

Jak sprawa wygląda z punktacją czasopism dla nauk ścisłych?

Tutaj minister Czarnek jeszcze nie miesza. Problemem jest jednakże brak aktualizacji wykazu czasopism naukowych, lecz to jest dziedzictwo ministra Gowina. W ostatnich latach powstało wiele bardzo dobrych czasopism np. ze stajni grupy „Nature”, lecz na obecnym wykazie albo nie są punktowane albo mają 20 punktów. Ten brak aktualizacji to największa bolączka dla tzw. nauk twardych. Ministra Czarnka nie interesuje nic poza humanistyką i naukami społecznymi. Interesuje go teologia, historia, nauki o rodzinie. One mają być odpowiednio dopieszczone. Trzeba jednakże pamiętać, że to minister Barbara Kudrycka wprowadziła nauki o rodzinie jako dyscyplinę naukową do polskiego systemu na prośbę episkopatu. Dużym błędem Gowina było poszerzenie tego i zrobienie z teologii całej dziedziny, a Czarnek, jak mu podstawiono konia, zaczął na nim jeździć i widzimy cały system nauki jedynie przez pryzmat teologii i KUL-u. Do skrajności doprowadził wykorzystywanie władzy politycznej nad nauką i szkolnictwem wyższym. Ani Kudrycka, ani Gowin nie wykorzystywali władzy aż w takim stopniu do budowania swojego potencjału politycznego. Postrzegam działania Czarnka nie jako atak na lewactwo na uczelniach, lecz jako sposób pokazania, że ma dużo większe ambicje polityczne.

Wróćmy na chwilę do uczelni medycznych i kształcących nauczycieli. Czy ktokolwiek z nas chciałby być leczony przez medyka po wyższej szkole zawodowej? Czy ktokolwiek chciałby być uczony przez nauczyciela po podobnej szkole? Wydawałoby się, że medycyna i edukacja to fundamenty społeczeństwa.

To przerażające. Co może się stać z takimi uczelniami, widzimy na przykładzie Akademii Zamojskiej, gdzie rektorem został dr hab. Paweł Skrzydlewski prawiący o cnotach niewieścich, głoszący nieprawdy na temat nauki i ewaluacji. Rozdrobnienie szkółek, które będą miały uprawnienia, jest działaniem politycznym. W regionach, gdzie są zlokalizowane, uzyskuje się pewne poparcie wyborcze. Mam nadzieję, że środowisko medyczne zaprotestuje przeciwko temu. Jeśli zaś chodzi o wykształcenie nauczycieli, jestem pesymistą, bo działania ministra Czarnka sprawiają, że prestiż, powaga zawodu nauczyciela i sposób kształcenia nauczycieli lecą na łeb na szyję. Będziemy wracać do wyższych szkół pedagogicznych, od których przez ćwierć wieku uciekaliśmy. To powrót do początku lat 90-tych XX w. Tak samo jest z NCN - powrót do ręcznego sterowania.

Czy w związku z tą drogą donikąd widać opór środowiska akademickiego? Czy jest wola przeciwstawienia się?

Nie. Już dawno przekonałem się, że to co ja i osoby, z którymi rozmawiam, uważamy za absurd, inna grupa naukowców uważa za sprawiedliwość dziejową. Oto ci, którzy mówili o umiędzynarodowieniu, w końcu widzą, jak to jest, kiedy mówi się o lokalności, o umiejscawianiu wszystkich badań w kontekście Podlasia czy Podkarpacia. Nie widzę oporu. Jestem przekonany, że ciała opiniodawcze w Polsce za słabo podnoszą, że takie działania ministra demolują nie tylko system organizacji, ale i etos pracy naukowej. Optymizmu we mnie nie ma. Jedynie fakt, że część naukowców nadal robi swoje, jest optymistyczny, ale warunki do uprawiania nauki w Polsce na zbyt wiele im nie pozwolą. Przeraża mnie gigantyczna liczba osób uciekających z nauki poza sektor akademicki. Na wielu uczelniach jest więcej miejsc stypendialnych dla doktorantów niż kandydatów, którzy chcieliby wystartować w konkursie do szkoły doktorskiej. Czyli realnie za kilka lat nie będziemy mieli młodych kadr. Kiedy Gowin wprowadzał swoją reformę mówiono, że to radykalnie obniży liczbę miejsc w szkołach doktorskich. Ale okazało się, że nawet zmniejszona ich liczba jest zbyt wysoka w stosunku do zainteresowania. Zawód akademika jest całkowicie nieatrakcyjny. Kasjer w markecie zarabia więcej niż adiunkt, a ma dużo większy spokój i opiekę socjalną.

To samo dzieje się w zawodzie nauczyciela. Odchodzą, brakuje ich.

Kiedyś na uczelniach tylko informatycy żalili się, że mają problem z pozyskaniem doktorantów. Teraz w zasadzie ten problem ma każda dziedzina. Finansowanie jest śmieszne. Nawet pensje profesorskie są śmieszne. Ten problem został mocno przeoczony przez ekspertów przygotowujących ustawę 2.0. Dziś piramida zatrudnienia wygląda tak, że mamy 30 habilitowanych i pięciu doktorów. 

W tej naszej rozmowie przeraża najbardziej ręczne sterowanie.

Minister będzie mógł zmieniać pozycję całej dyscypliny. Np. powiedzieć, że wszystkie teologie w Polsce są A+, ale nie będzie mógł palcem zmieniać losu konkretnego wydziału. Chociaż... patrząc na to, co się dzieje z czasopismami, bardzo jasno pokazuje, że będzie działał, jak działa. Jestem przewodniczącym Zespołu ds. Wykazów w Komisji Ewaluacji i Nauki, a o działaniach odnośnie do wykazów wydawnictw i czasopism dowiaduję się z PAP albo z konferencji prasowej transmitowanej w mediach. A teoretycznie jestem odpowiedzialny za koordynację prac nad tym. Czarnek ani razu nie spotkał się z naszą komisją. Teraz pewnie nam przekaże wnioski czasopism, my mu odpowiemy, że nielegalne jest podnoszenie punktacji, a on i tak podniesie mówiąc, że zła Komisja Ewaluacji i Nauki nie chciała podnieść punktacji dobrym polskim czasopismom.

Będzie też sterować ręcznie kategorią uczelni. Dla wielu z nich to być albo nie być.

Jeśli zdecyduje się utrzymać program uczelni badawczych, co może być dla niego problematyczne, bo uczelnią badawczą nie może być KUL, który nie jest uczelnią publiczną, wystarczy, że przyzna kategorię C jakiemuś uniwersytetowi i on odpada z boju o grant dla uczelni badawczych. Minister ma bardzo duże możliwości politycznej ingerencji w obszar nauki i szkolnictwa wyższego.