Pogrom - tak w skrócie wyniki komentują przedstawiciele adwokatów i radców prawnych. Zastanawiają się czy to efekt bardziej pandemii i np. zdalnej nauki, czy kształcenia na studiach prawniczych. Gdyby jednak tak do tego podejść - jak wskazują - do tablicy trzeba by wywołać uczelnie w całym kraju, bo zdawalność wszędzie była na podobnie złym poziomie.

 

Ponad 6000 kandydatów

Egzaminy odbyły się w sobotę 24 września. Zgłosiły się do nich 6 062 osoby, w tym na aplikację adwokacką – 2 272 osoby, aplikację radcowską – 2 905 osób, aplikację notarialną – 717 osób, aplikację komorniczą – 168 osób. Przykładowo w ubiegłym roku do egzaminów wstępnych na aplikacje dopuszczonych zostało 6 640 osób, a przystąpiły do nich 6 374 osoby, spośród których:

  • na aplikację adwokacką – dopuszczonych zostało 2 481 osób, przystąpiło 2 378 osób, zdało 1422 osoby, tj. 59,8 proc.,
  • na aplikację radcowską – dopuszczone zostały 3 192 osoby, przystąpiły 3 074 osoby, zdało 1 812 osób, tj. 58,9 proc.,
  • na aplikację notarialną – dopuszczonych zostało 786 osób, przystąpiło 746 osób, zdały 453 osoby, tj. 60,7 proc.,
  • na aplikację komorniczą – dopuszczonych zostało 181 osób, przystąpiło 176 osób, zdało 113 osób, tj. 64,2 proc.

 

150 pytań - wystarczyło odpowiedzieć na 100

Kandydaci na aplikantów rozwiązywali testy jednokrotnego wyboru, liczące po 150 pytań, zawierające trzy propozycje odpowiedzi. Pozytywny wynik z egzaminu wstępnego - jak wskazywało MS - to odpowiedź prawidłowa na co najmniej 100 pytań. Dodatkowo na aplikację komorniczą obowiązuje limit przyjęć. Minister Sprawiedliwości 15 marca br. ustalił limit przyjęć w roku 2022 na 317 miejsc.

- W ORA w Warszawie egzamin na aplikacje zdało 42,4 proc. kandydatów, czyli na 910 osób jedynie 386 osób, 524 nie zdały. To odwrotne proporcje niż w latach wcześniejszych, kiedy to ok. 60 proc. osób przechodziło ten egzamin pozytywnie. I z naszych informacji wynika, że podobna tendencja jest w całym kraju - zdawało pomiędzy 33 proc. a 50 proc. W mojej ocenie wynika to z kilku czynników, które trzeba będzie przeanalizować. Być może tegoroczny test był trudniejszy od ubiegłorocznych, może być też tak, że jest nasycenie na aplikacji i dostają się osoby, które nie dostawały się wcześniej. Mogła też położyć się na tym cieniem pandemia i jakość kształcenia w tym okresie, przy czym w ubiegłym roku nie było z tym aż takich problemów -  mówi dr Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska, wicedziekan ORA w Warszawie zajmująca się sprawami aplikantów.

 

Egzaminy pod lupę? Może czas na inny system

W podobnym tonie wypowiada się prezes NRA Przemysław Rosati. - Mamy średnio 18 proc. mniej osób, które pozytywnie zdały egzamin wstępny, niż w ubiegłym roku. Dzisiaj jest za wcześnie by to oceniać, ale myślę, że warto ostateczne wyniki przeanalizować bardzo dokładnie, weryfikując np. czy i jakie znaczenie miał wybór szkoły wyższej przez zdających, jakie były programy nauczania i jak pandemia wpłynęła na przygotowanie osób zdających. I nie chodzi tylko o formę zdalną nauczania, ale też inne elementy, mam tu na myśli skutki społeczne związane z epidemią koronawirusa - mówi.

Dziekan Gajowniczek-Pruszyńska dodaje, być może to czas na rozpoczęcie dyskusji nad zmianą formy egzaminowania zarówno przyszłych aplikantów jak i nad egzaminem adwokackim. - Powinniśmy się zastanowić się, czy nie wprowadzić innego systemu sprawdzania tej wiedzy. Czy ten test w takiej formule, jaka jest zaproponowana przez MS, rzeczywiście się sprawdza. To jest oczywiście kwestia poważna, wymagająca przeanalizowanie różnych rzecz, dyskusja, której prowadzono bo ministerstwo przejęło władze nad formami egzaminu. W mojej ocenie jednak czas to zrobić. Obecny test jest testem bardzo teoretycznym, trudno więc szukać winy jedynie w kształceniu na uczelniach, bo przecież one uczą teorii. Jeżeli student dostaje pozytywne oceny, to trzeba zastanowić się dlaczego na aplikacje nie zdał. To nie jest czas na szybkie wnioski, tym bardziej, że w całym kraju jest ten sam problem. Tendencja jest jednoznaczna - wskazuje.   

 

Izby będą miały problem - zwłaszcza te małe

O tym na razie głośno się nie mówi, ale mała liczba aplikantów oznacza dla izb realne problemy. Za aplikacje aplikant płaci, a z tych środków pokrywana jest m.in. organizacja szkoleń i same szkolenia. Przyznaje to zresztą prezes Rosati. - Ta sytuacja będzie miała też wpływ na organizację aplikacji, szczególnie w mniejszych izbach. Na pewno dla części izb, w których na aplikację dostało się niewiele osób, będzie to wyzwanie organizacyjne - zaznacza.