- Stworzyłem to, bo internet zapomniał, jak ryzykować. Zdobywanie uwagi w sieci stało się łatwe i nudne. Chciałem antidotum — czegoś ostrego, chaotycznego, transparentnego i bezlitosnego. Chcę chaosu. Chcę absurdalnych, odważnych, nieustraszonych i błyskotliwych - wskazuje twórca portalu, którego nazwy z oczywistych względów nie podajemy. Sprawę nagłośnił ostatnio youtuber Gimper, "zabawa" polega na realizacji wyzwań stawianych przez społeczność i administratorów portalu - osoba, która najlepiej wykona zadanie, otrzyma określoną kwotę pieniędzy w kryptowalutach. Nietrudno zgadnąć, że nie chodzi tu o wyzwania w rodzaju przeprowadzenia starszej pani przez ulice lub karmienia głodnych piesków. Wręcz przeciwnie - jedno z wyzwań wprost polega na wyjedzeniu tym ostatnim ich karmy. Można też m.in. zarobić na zgoleniu sobie głowy, ujawnieniu historii przeglądania, czy zrobieniu różnych upokarzających zadań w miejscu publicznym.
Brak definicji może osłabić ochronę dzieci przed pornografią>>
Zagraniczne służby pomogą, ale skuteczność wątpliwa
Przykład patostreamerów pokazuje, że tego typu pomysły eskalują w stronę coraz gorszych zachowań - przekraczających nie tylko granice dobrego smaku, ale również prawa. Prawo zakazuje nie podżegania konkretnej osoby do popełnienia danego przestępstwa, ale również publicznego nawoływania i pochwalania popełniania czynów zabronionych. Zgodnie z art. 255 kodeksu karnego zakazane jest publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa, jego pochwalanie lub propagowanie. Przepisy te mają na celu ochronę porządku publicznego - nawoływanie obejmuje wszelkie formy namawiania, zachęcania, skłaniania, podburzania czy podżegania – niezależnie od tego, czy wywołało ono jakikolwiek skutek w postaci popełnienia czynu zabronionego przez osoby adresatów. Odpowiedzialność karna na podstawie art. 255 możliwa jest tylko wtedy, gdy zachowanie sprawcy ma charakter publiczny i dotyczy przestępstwa, a nie wykroczenia. Sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch (lub do lat trzech, jeżeli nawołuje do popełnienia zbrodni).
Problematyczne może być jednak ściganie w sytuacji, gdy mamy do czynienia ze stroną na zagranicznych serwerach. - Zamknięcie tego typu strony w praktyce jest niezwykle trudne - mówi Prawo.pl adwokat Andrzej Zorski z kancelarii PZ. - Moim zdaniem jedyną drogą jest tu wystąpienie o pomoc do służb państwa, w którym zlokalizowany jest serwer i podjęcie próby zamknięcia strony i ujęcia sprawcy przez tamtejszą policję - wskazuje. Tego samego zdania jest adwokat Agnieszka Prętczyńska, specjalizująca się w sprawach karnych.
- W takich sprawach polska prokuratura zwraca się do właściwych organów państwa, na którego terytorium znajduje się serwer lub podmiot administrujący daną infrastrukturą. Mechanizm ten funkcjonuje podobnie jak w postępowaniach dotyczących przestępczości narkotykowej: organy państw współpracujących wykonują określone czynności na swoim terytorium - podkreśla adwokatka. Wskazuje przy tym, że problemy często pojawiają się w sytuacji, gdy serwery są współdzielone przez wielu użytkowników, bywa, że dostawca nie jest w stanie (lub odmawia) wskazać osoby odpowiedzialnej, a sprawa jest umarzana z powodu niemożności identyfikacji sprawcy.
Cena promocyjna: 31.2 zł
Cena regularna: 39 zł
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 19.5 zł
Blokady raczej nie będą skuteczne
Eksperci wskazują, że choć w teorii da się sprawić, by w Polsce dana strona była niedostępna, to jest to dość skomplikowana procedura przynosząca marne efekty - bo łatwo jest blokadę ominąć. Tak jest ze stronami hazardowymi, również tymi skierowanymi do młodszych użytkowników, czyli wyspecjalizowanych w procederze otwierania i obstawiania tzw. lootboxów ze skórkami z gier. Polskie służby zablokowały kilka takich portali, ale w ich miejsce zaraz powstały nowe.
Niemniej wkrótce uprawnienia w kwestii blokowania treści w internecie będą dużo szersze, ponieważ wdrożone zostaną przepisy unijne, przewidujące m.in. stworzenie szybkiej procedury administracyjnej umożliwiającej blokowanie w Polsce treści uznanych za nielegalne. Wniosek o blokadę będą mogły składać zarówno organy ścigania, jak i osoby fizyczne oraz tzw. zaufane podmioty sygnalizujące. Procedura obejmuje treści dotyczące 27 kategorii czynów zabronionych, w tym m.in. groźby, nawoływanie do nienawiści, prezentowanie treści pornograficznych małoletnim, przestępstwa na tle seksualnym, oszustwa komputerowe, nielegalną sprzedaż towarów oraz naruszenia praw autorskich. Po wszczęciu postępowania autor treści ma zostać powiadomiony i ma dwa dni na przedstawienie stanowiska. Decyzję o blokadzie wydaje prezes UKE lub – w przypadku platform wideo – przewodniczący KRRiT. Od decyzji nie ma administracyjnego odwołania, lecz możliwe jest wniesienie sprzeciwu do sądu powszechnego. Postępowanie ma trwać od 2 do 21 dni, w zależności od podmiotu składającego wniosek i stopnia skomplikowania sprawy.
Nadzieja w edukacji
Żadna procedura, przy założeniu, że nie będziemy dążyć do ocenzurowania internetu na wzór Chin lub Korei Północnej, nie zapewni całkowitego bezpieczeństwa w internecie. Potrzebna do tego jest wiedza oraz wypracowana umiejętność stawiania granic oraz unikania destrukcyjnych zachowań. Wymaga to współpracy szkoły i rodziców oraz opracowania spójnej koncepcji.
- W debacie o bezpieczeństwie cyfrowym dzieci często z jednej strony słyszymy postulaty, by ograniczyć dostęp najmłodszych do internetu czy zakazać smartfonów w szkołach, a z drugiej – widzimy, że niemal każde zajęcia dodatkowe opierają się dziś na komunikatorach, takich jak WhatsApp czy Messenger - zauważa Małgorzata Lelińska, ekspertka Konfederacji Lewiatan. - To pokazuje ogromną niespójność między deklaracjami a praktyką. Co więcej, nawet dzieci w wieku poniżej wymaganego regulaminowo korzystają z mediów społecznościowych za pełną, choć nierzadko nieuświadomioną, zgodą dorosłych. Problemem nie jest więc sam sprzęt, lecz brak odpowiedniej polityki oraz brak wiedzy i uważności po stronie dorosłych – zarówno rodziców, jak i nauczycieli. Mamy narzędzia, które mogłyby wzmacniać kompetencje uczniów, ale jeśli są wykorzystywane poza szkołą, to odpowiedzialność za ich użycie spada na rodziców, którzy muszą pilnować, czy dziecko rzeczywiście wykonuje zadania, czy już korzysta z YouTube’a lub innych treści - wskazuje.
Konieczna jest zatem edukacja - i to nie tylko skupiona na dzieciach, ale również na dorosłych. - Warto byłoby chociażby sprawdzić, ile dzieci faktycznie korzysta z mediów społecznościowych przed osiągnięciem wymaganego wieku, bo to właśnie tam często docierają do nich niebezpieczne treści czy wyzwania. Zakazy sprzętowe w szkole nie rozwiążą problemu. Znacznie ważniejsze jest egzekwowanie dostępu dzieci wyłącznie do treści adekwatnych do ich wieku oraz zapewnienie im realnej opieki dorosłych – uważa. Dodaje, że w centrum działań powinna znaleźć się odporność psychiczna i kompetencje społeczne młodych ludzi. Dzieci muszą umieć radzić sobie ze stresem, oceniać ryzykowne zachowania i rozpoznawać własne potrzeby.
- Budowanie odpornego, świadomego młodego człowieka to dziś najskuteczniejsza forma ochrony przed zagrożeniami w internecie. I to na tym trzeba się skupić, a nie na doposażaniu szkół w sprzęt, na którego wykorzystanie często nie mają pomysłu sami rządzący - podkreśla.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu. Dostęp do treści dokumentów w programie LEX jest zależny od posiadanych licencji.








