Skończcie z tłokiem w szkolnych klasach - apeluje do resortu edukacji rzecznik praw dziecka. Do Marka Michalaka, rzecznika praw dziecka, wpływają protesty rodziców i nauczycieli związane z nadmierną liczba uczniów w klasach.
-  A wraz z nimi pytania o podstawę prawną określającą dopuszczalne progi liczebności w oddziałach szkolnych - mówi Michalak. Ponieważ takiej podstawy nie ma, rzecznik postanowił o nią walczyć. W wystąpieniu do minister edukacji wnosi o określenie maksymalnej liczby uczniów w klasach. Ile według niego powinno ich być maksymalnie?
- Tylu, by umożliwiać skuteczną realizację procesu kształcenia, by dobrze układały się relacje pomiędzy nauczycielem a uczniem i samymi uczniami - mówi rzecznik, ale konkretnej liczby nie podaje. Określają ją za to społeczni socjologowie, którzy uważają, że dobrze są w stanie pracować grupy najwyżej 24-osobowe.
Okazuje się, że ponad 30 uczniów w klasie to norma. Liczebność oddziałów ustalają samorządy. A ich logika jest prosta - im mniej klas, tym mniej potrzeba nauczycieli. A im mniej nauczycieli, tym mniej pieniędzy pochłaniają pensje.
W Lublinie dopuszczalna liczba uczniów w klasie ustalona jest na poziomie 32 (dla wszystkich typów szkół), a w Poznaniu: 28 dla podstawówek, 30 dla gimnazjów i 31 dla szkół ponadgimnazjalnych.
Pod koniec zeszłego roku resort edukacji ustalił, że liczba uczniów w klasach 1-3 szkoły podstawowej nie powinna przekraczać 26 osób. Innych limitów nie wskazał.
 
Źródło: Gazeta Wyborcza, 23.07.2009 r.