Sanepid od kilku lat alarmuje, że tornistry polskich uczniów są o wiele za ciężkie, co poważnie zagraża zdrowiu dzieci. "To jest podstawowy powód, dla którego chcemy skłonić szkoły do zakupu szafek na podręczniki, przybory szkolne czy buty na zmianę. Nie może być tak, że uczniowie narażają swoje kręgosłupy, nosząc w plecakach ciężary" - mówi Barbara Milewska, rzecznik prasowy MEN. Szkoły podstawowe będą musiały kupić dla swoich uczniów szafki, w których dzieci będą przechowywać buty na zmianę, książki i szkolne przybory.
"Chcemy, by szkoły kupiły je w ramach dostosowania się do przyjęcia sześciolatków, którzy naukę w podstawówkach zaczną już we wrześniu 2009 roku" - dodaje Milewska. Dlatego pieniądze na szafki mają pochodzić z zarezerwowanych przez resort 70 mln na przystosowanie szkół dla młodszych dzieci.
Wobec pomysłu MEN sceptyczni są dyrektorzy i nauczyciele. Nauczyciele obawiają się, że to same szkoły będą musiały przekonać samorząd, że te szafki są naprawdę potrzebne, i rozwiązać wszystkie związane z nimi problemy, jak choćby ten, czy dzieci mają mieć dwa komplety podręczników: szkolne i domowe
Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty podkreśla, że jeżeli szafki mają służyć dostosowaniu szkół do sześciolatków, to warto podjąć taki trud.
"To może naprawdę ułatwić start w szkole maluchom, sprawić, że będzie dla nich przyjaźniejsza" - mówi Pleśniar. "Nie powinno to być jednak rozwiązywane za pomocą ministerialnych nakazów, tylko wskazania standardu, do jakiego powinny dążyć szkoły. Nakaz może spowodować w wielu szkołach - tych, którym zabraknie na szafki pieniędzy lub nie będą miały gdzie ich umieścić - tylko spore problemy. Standard pokazywałby po prostu, do czego szkoły powinny dążyć, i dać im na to potrzebny czas"- dodaje.
 
Źródło: Dziennik, 8.12.2008 r.