Minął właśnie miesiąc od wejścia w życie reformy oświaty, zgodnie z którą do szkoły po raz pierwszy poszły sześciolatki. I, jak twierdzą nauczyciele i rodzice, radzą sobie doskonale w zreformowanej szkole. Na zmianach ucierpieli jednak ich o rok starsi koledzy: dla nich nowe wymagania programowe przygotowane przez MEN są po prostu zbyt niskie. Zamiast liczyć i pisać, pierwszoklasiści kolorują obrazki.
Przygotowując założenia edukacyjnej reformy, minister Hall skupiła się głównie na potrzebach sześciolatków. I to do ich poziomu został dostosowany nowy program nauczania. W skrócie te założenia określano jako nauka przez zabawę. Zgodnie z wytycznymi wydawcy przygotowali też nowe podręczniki i są one o wiele łatwiejsze niż te w zeszłym roku.
O wiele gorzej czują się w szkole siedmiolatki, które już od roku funkcjonują w systemie edukacyjnym - oni na lekcjach po prostu się nudzą. Nauczyciele zgodnie twierdzą, że pierwszoklasiści mają niewiele do nauki i ostrzegają, że tak niskie wymagania mają fatalny wpływ na rozwój uczniów. Program kończy się na dodawaniu do dziesięciu, więc dzieci nudzą się, bo to już robiły w zerówce. W zerówce przedszkolnej dzieci uczyły się pisać, czytać, liczyć.
Żywa dyskusja na ten temat toczy się na internetowym portalu „Forum rodziców”. Dzieci nie chcą chodzić do szkoły „bo jest nudno i tylko kolorujemy, ciągle kolorujemy, a ja chciałabym pisać” – przytoczyła opinię córeczki jedna z internautek. Inny rodzic twierdzi, że w szkole są trzy pierwsze klasy, a w nich tylko jeden sześciolatek. I mimo to wszystkie trzy klasy uczą się według programu dla 6-latków.
Rzecznik MEN Grzegorz Żurawski przyznaje, że obecny rocznik rzeczywiście powtarza program zerówki. On sam nie widzi w tym jednak problemu. – Wszystko zależy od nauczyciela, przecież może mieć nawet swój indywidualny tok nauczania. Oby tylko jego uczniowie umieli na koniec trzeciej klasy to, czego wymaga się od nich w podstawie programowej.
Zdaniem rzecznika resortu również podręczniki dostosowane do nowej podstawy programowej nie stanowią problemu. – Nie ma żadnego obowiązku, w ogóle korzystać z podręczników. Kiedyś dzieci uczyły się pisania i czytania bez żadnych książek. Więc w czym teraz problem? – mówi Grzegorz Żurawski.
 
Źródło: Gazeta Prawna, 6.10.2009 r.