„Rzeczpospolita” rozmawia z prof. Danutą Waloszek z Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie o problemach z reformą edukacji – o tym, że siedmiolatki będą w pierwszej klasie powtarzać to, czego już się nauczyły w zerówce. Nauczyciele zapowiadają rodzicom pierwszaków, że dzieci będą się uczyły według nowej podstawy programowej, która wejdzie w życie tej jesieni. Stworzono ją tak, by z nauką poradziły sobie sześciolatki. Program przewiduje naukę czytania i pisania od podstaw oraz rachowania do dziesięciu.
- Sytuacja, gdy dziecko uczy się od podstaw tego samego, co już umie i wie, nie powinna mieć miejsca w dobrze zorganizowanym systemie edukacji. Badania nad niepowodzeniami szkolnymi dowodzą, że ich początek bierze się właśnie z tego, iż dziecko powtarza w szkole to, czego nauczyło się w przedszkolu, co już umie i zna – mówi Pani Profesor. – Dziecko rozpoczyna od nowa naukę elementarną. To odbiera motywację do poznawania nowych rzeczy i buduje negatywny obraz szkoły, do której trzeba chodzić z obowiązku, a nie dla przyjemności poznawania.
Zdaniem prof. Walaszek problem bierze się z tego, że w jednej klasie od września spotkają się dwa roczniki, a podstawa programowa jest jedna i nie mówi, jak według niej uczyć starsze, a jak młodsze dzieci. Nauczyciel zapewne zastosuje wobec dzieci sześcioletnich podstawę programowa wychowania przedszkolnego, a wobec siedmiolatków – przewidzianą dla klas I – III.
Najlepszym wyjściem – według prof. Walaszek -  jest dopilnowanie, by program nauczania realizowany przez nauczyciela był dobrany do umiejętności dzieci. W preambule podstawy zapisano cele skierowane na wspomaganie dziecka w jego rozwoju i tak naprawdę to ten zapis otwiera szerokie możliwości działania nauczycielowi – może wybierać te treści podstawy, które jego zdaniem, po diagnozie stanu umiejętności i wiadomości dzieci, wymagają koncentracji, szczegółowego uwypuklenia.
 
Źródło: Rzeczpospolita, 25.06.2009 r.