Wystąpiłam do organu prowadzącego o zatrudnienie nauczyciela wspomagającego. Wytłumaczyłam, że koszty społeczne związane z niezatrudnieniem takiego dodatkowego nauczyciela będą ogromne, bo dzieciom grozi wykluczenie społeczne – opowiada Katarzyna Sołtysiak. Dziś chłopcami zajmuje się specjalista. – Jest to mężczyzna. Chłopcy wychowują się w domach prowadzonych przez matki. Nie mają ojców, brakuje im więc męskiego autorytetu, wsparcia – tłumaczy pani dyrektor.
Niestety, nie udało się zatrudnić nauczyciela w pełnym wymiarze. Pracuje 12 godzin tygodniowo. Na więcej nie było pieniędzy w gminnej kasie. Ale, jak podkreśla dyrektor, ta liczba godzin jest i tak ogromnym wsparciem. – Nauczyciel jest z chłopcami w czasie przedmiotów wiodących, m.in. na matematyce, chemii, języku polskim. Motywuje ich też, by rozwijali się artystycznie, sportowo. Na tym etapie nie chodzi o to, by uczniowie osiągali bardzo dobre wyniki w nauce, ale żeby pobudzić ich do działania, zachęcić do jakiegokolwiek wysiłku, żeby uwierzyli, że mogą być w jakiejś dziedzinie dobrzy. To bardzo trudne, bo po powrocie do domu zazwyczaj tego wsparcia nie dostają, nie mają nawet warunków do nauki. Trzeba im więc cały czas przypominać o ich wartości – tłumaczy Katarzyna Sołtysiak.
W poznańskim zespole szkół do niedawna pracowali też nauczyciele wspomagający dzieci z problemami w nauce. Niestety, decyzją organu prowadzącego tego wsparcia już nie ma. – Na szczęście nie mam problemu z zatrudnianiem nauczycieli do klas integracyjnych, w których są uczniowie z tzw. twardymi orzeczeniami: z autyzmem, zespołem Aspergera, niedowidzący, z upośledzeniem w stopniu lekkim – mówi dyrektor.

@page_break@

 

A jak to wygląda ze strony organu prowadzącego? – Przepis jest, ale w obecnej sytuacji finansowej właściwie niemożliwy do zrealizowania – mówi Andrzej Wyrozembski, naczelnik Wydziału Oświaty Dzielnicy Śródmieście w Warszawie. Nakłady finansowe szkół w stolicy ciężko porównać z sytuacją z innych placówek w kraju, bo tutejszy budżet na edukację zawsze był bardzo wysoki. Jeśli więc nawet warszawskim urzędom zaczyna brakować pieniędzy, można wnioskować, że sytuacja finansowa jest rzeczywiście trudna. – Żeby zatrudnić kolejnego nauczyciela wspomagającego, musielibyśmy np. zrezygnować z zakupu pomocy dydaktycznych w części naszych szkół. Każda śródmiejska klasa na ten cel dostała 120 zł. Musi jej to wystarczyć na cały rok na zakup m.in. flamastrów do pisania po tablicy magnetycznej czy lektur do biblioteki. A koszt zatrudnienia nauczyciela dyplomowanego to 60–70 tys. zł rocznie. Liczby są bezwzględne. Niestety – mówi Wyrozembski.
Koszty zatrudnienia nauczyciela wspomagającego są wysokie, ponieważ jest on zatrudniany na takich samych zasadach jak zwykły nauczyciel, czyli w oparciu o przepisy ustawy z 26.01.1982 r. – Karta Nauczyciela (tekst jedn.: Dz. U. z 2006 r. Nr 97, poz. 674 ze zm.) i jego zarobki są obliczane według ogólnych zasad. Jeśli nauczyciel wspomagający jest zatrudniany na cały etat, pracuje 20 godzin tygodniowo.

Więcej na ten temat w artykule Pauliny Gumowskiej "Nauczyciel wspomagający: przepisy są, pieniędzy brak", opublikowanym w miesięczniku "Dyrektor Szkoły" nr 12/2012>>