Wystąpiłam do organu prowadzącego o zatrudnienie nauczyciela wspomagającego. Wytłumaczyłam, że koszty społeczne związane z niezatrudnieniem takiego dodatkowego nauczyciela będą ogromne, bo dzieciom grozi wykluczenie społeczne – opowiada Katarzyna Sołtysiak. Dziś chłopcami zajmuje się specjalista. – Jest to mężczyzna. Chłopcy wychowują się w domach prowadzonych przez matki. Nie mają ojców, brakuje im więc męskiego autorytetu, wsparcia – tłumaczy pani dyrektor.
Niestety, nie udało się zatrudnić nauczyciela w pełnym wymiarze. Pracuje 12 godzin tygodniowo. Na więcej nie było pieniędzy w gminnej kasie. Ale, jak podkreśla dyrektor, ta liczba godzin jest i tak ogromnym wsparciem. – Nauczyciel jest z chłopcami w czasie przedmiotów wiodących, m.in. na matematyce, chemii, języku polskim. Motywuje ich też, by rozwijali się artystycznie, sportowo. Na tym etapie nie chodzi o to, by uczniowie osiągali bardzo dobre wyniki w nauce, ale żeby pobudzić ich do działania, zachęcić do jakiegokolwiek wysiłku, żeby uwierzyli, że mogą być w jakiejś dziedzinie dobrzy. To bardzo trudne, bo po powrocie do domu zazwyczaj tego wsparcia nie dostają, nie mają nawet warunków do nauki. Trzeba im więc cały czas przypominać o ich wartości – tłumaczy Katarzyna Sołtysiak.
W poznańskim zespole szkół do niedawna pracowali też nauczyciele wspomagający dzieci z problemami w nauce. Niestety, decyzją organu prowadzącego tego wsparcia już nie ma. – Na szczęście nie mam problemu z zatrudnianiem nauczycieli do klas integracyjnych, w których są uczniowie z tzw. twardymi orzeczeniami: z autyzmem, zespołem Aspergera, niedowidzący, z upośledzeniem w stopniu lekkim – mówi dyrektor.

@page_break@