Poselskie komisje edukacji i samorządu dyskutowały 24.03. nad projektem ustawy o Systemie Informacji Oświatowej. Dane o uczniach, nauczycielach i szkołach są także teraz zbierane przez MEN i na ich podstawie samorządy dostają pieniądze na utrzymanie szkół oraz nauczycielskie pensje. Dotąd dane były w nim gromadzone anonimowo i zbiorczo - np. ilu uczniów chodzi do liceów, a ilu do techników w jakimś mieście. Teraz ministerstwo edukacji będzie zbierać dane o uczniach indywidualne, wraz z numerami PESEL.
Tych danych w bazie ma być mnóstwo: od ocen, przez informację, czy uczeń przeszedł do następnej klasy, jakiego języka się uczył, czy brał zasiłek albo stypendium, kiedy zdobył kartę rowerową, aż po korzystanie z pomocy psychologiczno-pedagogicznej.
Wokół tego ostatniego punktu na posiedzeniu komisji rozgorzała dyskusja. Posłowie opozycji zgłosili poprawki, by informacje o uczniach wychodziły ze szkoły już bez numerów PESEL i nazwisk. Ale poprawki nie przeszły.
Posłowie Platformy udowadniali sobie wzajemnie, że indywidualne dane uczniów w ogóle nie znajdą się w głównej bazie SIO. Chociaż z ustawy wynika, że administratorem indywidualnych danych będzie MEN. Większość głosowała za ustawą, przekonana, że numery PESEL i nazwiska uczniów zostaną tylko na szkolnych serwerach.
MEN zależy na takiej ustawie po pierwsze z przyczyn finansowych. Teraz informacje do systemu wprowadzają szkoły, i robią w nich błędy. MEN płaci za uczniów wirtualnych - czasem tego samego ucznia wykazuje kilka szkół (bo zapisał się do każdej, a na zajęcia nie chodzi). Minister edukacji wyliczała w Sejmie, że aż jedna czwarta danych jest nieprawdziwa. A budżet płaci za to kilkadziesiąt milionów rocznie (za wychwycone błędy szkoły zwracają pieniądze). Drugi argument - lepsze kreowanie polityki oświatowej.
Gazeta Wyborcza zamieściła sondaż dla czytelników dotyczący tego tematu.

Źródło: Gazeta Wyborcza, 25.03.2011 r.