Chodzi o głośny, trwający pięć lat proces właścicieli biura turystycznego, z którego był wynajmowany autokar.
We wrześniu Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał małżonków Z. na kary więzienia w zawieszeniu i grzywny za przestępstwa związane z działalnością biura (chodzi m.in. o przestępstwa przeciwko dokumentom), częściowo wyrok w tym zakresie uchylił.
Sąd rejonowy, jako pierwszej instancji, a potem także okręgowy orzekły jednak, iż nie można oskarżonym zarzucić przyczynienia się do wypadku, a też taki zarzut - jako najpoważniejszy - właścicielom biura turystycznego postawiła prokuratura.
Chodzi o tzw. sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy drogowej. Według prokuratury, miało ono polegać na dopuszczeniu - bez wcześniejszych badań lekarskich potwierdzających brak takich przeciwwskazań - do pracy kierowców, którzy z powodów zdrowotnych nie powinni mieć uprawnień zawodowych do prowadzenia autokarów i ciężarówek.

Okazało się bowiem, że kierowca miał padaczkę, a jego zmiennik - cukrzycę.
Sąd Rejonowy w Białymstoku, jako sąd pierwszej instancji uznał jednak, biorąc pod uwagę opinie biegłych różnych specjalności, że nie można jednoznacznie przesądzić, iż kierowca prowadzący autokar miał atak padaczki wtedy, gdy doszło do wypadku.
W postępowaniu odwoławczym sąd okręgowy nie znalazł podstaw do odmiennej oceny tych dowodów. Nie zgodził się też z tezą prokuratury, że każdy wyjazd w trasę obu tych kierowców wiązał się ze sprowadzeniem bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym i był też zagrożeniem dla życia lub zdrowia zmiennika.
Ocenił przy tym, że "bezpośrednie niebezpieczeństwo" wystąpienia następstw oznacza konkretne, a nie "jedynie abstrakcyjne" narażenie na szkodę jakiegoś dobra prawnego. I że w tym konkretnym stanie prawnym trzeba byłoby dowieść, że kierowanie autokarem przez każdego z tych dwóch kierowców (jednego chorego na epilepsję, drugiego na cukrzycę) niosło niebezpieczeństwo wypadku, a byłoby to "niemal nieuchronne" i "niezależne od czynników zewnętrznych dynamizujących rozwój wypadków".

Sprawa wypadku licealistów k. Jeżewa wróci na wokandę>>

Dlatego w tym zakresie Prokuratura Okręgowa w Białymstoku złożyła kasację na niekorzyść małżonków Z.; chce uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania sądowi okręgowemu.
"Chodzi o dopuszczenie do pracy i wyznaczenie tych wskazanych kierowców agencji turystycznej do kierowania autokarami na trasach krajowych i zagranicznych, pomimo braku kwalifikacji zdrowotnych do pracy w tym charakterze" - powiedział PAP prok. Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Prokuratura uważa, że sąd odwoławczy nie rozpoznał części zarzutów i argumentów z jej apelacji. Chodzi m.in. o - przywoływane w kasacji - wnioski z opinii biegłych, np. dotyczące zachowania kierowcy autokaru tuż przed wypadkiem.
Według informacji PAP, kasacja została przez Sąd Najwyższy przyjęta, ale termin jej rozpoznania jeszcze nie został wyznaczony. Najwcześniej SN zajmie się nią w kwietniu.
Do wypadku doszło 30 września 2005 r. koło Jeżewa, na trasie Białystok-Warszawa. W zderzeniu autokaru z ciężarową lawetą zginęło dziesięcioro uczniów - białostockich maturzystów jadących do Częstochowy, dwaj kierowcy autokaru (prowadzący pojazd i jego zmiennik) oraz kierowca lawety; 42 osoby zostały ranne.
Samochody zderzyły się na pasie ruchu lawety, w czasie ryzykownego manewru wyprzedzania podjętego przez kierowcę autokaru. Po zderzeniu autokar spłonął.
Postępowanie wobec właścicieli biura, to drugi proces po katastrofie drogowej pod Jeżewem. Pierwszy zakończył się w 2009 r. Oskarżonych było wówczas osiem osób, m.in. lekarka, która wydała kierowcy autokaru zaświadczenie o zdolności do pracy. Zapadło wtedy sześć wyroków skazujących w zawieszeniu.
Lekarka broniła się argumentem, że kierowca ukrywał, iż ma epilepsję. Skazana została m.in. na czasowy zakaz wykonywania zawodu. Sąd przyjął jednak, że między jej zaniedbaniami a wypadkiem nie było związku przyczynowo-skutkowego. (PAP)

Podlaskie: w poniedziałek wyrok w procesie związanym z wypadkiem licealistów>>