Zbyt liczne klasy, tłok w świetlicach i przemoc starszych kolegów – taka wizja podstawówek przeraża rodziców, którzy muszą w 2009 r. posłać sześcioletnie dzieci do szkół. W sondażu GfK Polonia dla „Rzeczpospolitej ” aż 62 proc. Polaków podziela niepokoje rodziców i uważa, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie sześciolatków. 58 proc. respondentów sądzi, że posłanie sześciolatków do pierwszej klasy to w ogóle zły pomysł.
Eksperci podzielają niepokoje rodziców, ale uspokajają, że do 2009 r. podstawówki jeszcze można przygotować. – Działać trzeba szybko. Ważne jest też, by ministerstwo nie trzymało dłużej w niepewności rodziców i przedstawiło pełną informację na temat przygotowania szkół, ale też nauczycieli i programów. Nie można trzymać rodziców w niepewności, bo będziemy mieć protest przeciwko reformie – mówi Irena Dzierzgowska, wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka. Pułapki związane z reformą Irena Dzierzgowska wylicza na internetowej stronie „Monitora edukacyjnego”. M. in. trzeba zadbać o to, by klasy nie przekraczały 18 osób, by można było indywidualnie pracować z siedmio- i sześciolatkami, musi być odpowiednie wyposażenie sal, dostępność toalet, świetlica, w której dzieci będą mogły się zdrzemnąć i zjeść posiłek. Trzeba też sześciolatkom zapewnić stałą opiekę nauczycieli do momentu odebrania ich przez rodziców ze szkoły.
Podobną opinię wyraża również dr Aldona Kopik, z Akademii Świętokrzyskiej, która prowadziła badania „Dziecko sześcioletnie u progu nauki szkolnej” na grupie ok. 70 tys. dzieci. Według niej przygotowana szkoła to taka, w której jest osobne miejsce dla małych dzieci, w którym nie będą popychane na korytarzu, będą mogły spokojnie zjeść obiad. Sześciolatek potrzebuje klasy, w której będzie miał zabawki i dywan, żeby mógł poleżeć. Potrzebuje też dostosowanych toalet. Uczyć sześciolatki powinien przeszkolony nauczyciel a program powinien być dostosowany do możliwości dziecka. Zdaniem dr Kopik wymaga to małych klas, by móc indywidualnie podejść do każdego dziecka. Za trudny do pokonania problem uważa ona to, że spotkają się jednej klasie siedmiolatki po zerówce, które będą czytać, liczyć i pisać, oraz sześciolatki, które nie trzymały w rękach nożyczek, nie rysowały kredkami, bo nie były wcześniej w przedszkolu. Jej zdaniem powinien być odrębny program nauczania dla dzieci sześcioletnich.
 
Źródło: Rzeczpospolita, 28.02.2008 r.