Zdaniem red. Aleksandry Pezdy rząd PO-PSL ma dla nauczycieli kilka zadań, które chce wyegzekwować w zmian za te podwyżki. I wycenił ja na co najmniej 18 mld zł.
Po drugie - państwo zamierza prowadzić zorientowaną na rozwój politykę publiczną także w edukacji. M.in. przez upowszechnienie edukacji najmłodszych dzieci. W przedszkolach wg MEN jest 60 proc. dzieci w wieku 3-5 lat, a trzylatków mniej niż 50 proc. W ciągu pierwszych trzech lat rządów Tuska przybyło ponad 80 tys. miejsc w przedszkolach - akurat dla 6 proc. dzieci. Jednak europejska średnia to 89 proc. dzieci w przedszkolach. Właśnie dlatego sześciolatki poszły do szkół. Sześciolatki mają więc ustąpić miejsca w przedszkolach młodszym dzieciom, zwłaszcza pięciolatkom, które rząd wysyła do "zerówek" już od przyszłego roku. Zyskać mają na tym również dzieci młodsze - dla nich będą zwolnione miejsca w przedszkolach. MEN zapowiedziało, że pozwoli szkołom na swobodne łączenie się z przedszkolami - tak żeby mogły elastycznie gospodarować miejscem przy zmianach demograficznych. w Wizją rządu są też superświetlice działające w szkoło-przedszkolach po to aby wesprzeć rodziców, których głównym zadaniem jest pracować w związku ze starzeniem się społeczeństwa.
Rząd nie próbuje przekonywać do swoich racji całego społeczeństwa. O uczniach premier Tusk mówi znacznie rzadziej niż o nauczycielach. Z rodzicami sześciolatków minister Hall też niechętnie rozmawiała.
Z punktu widzenia zadań, jakie stawia przed oświatą - nie. Bo podwyżki dla nauczycieli wypłacane w obecnym systemie sukcesu nie przyniosą i faktycznie w szkole nic nie zmieniają. Z jednej strony nauczyciele są wolni po 18 godzinach pracy w tygodniu, z drugiej - nikt nie docenia wysiedzianych przez nich godzin na wywiadówkach, radach pedagogicznych i przy sprawdzaniu uczniowskich prac albo egzaminów. Zarabiają po równo - niezależnie od tego, czy w wielkim mieście, czy na wsi (są nieduże różnice, np. niektóre, zamożne samorządy wypłacają nauczycielom wyższe tzw. dodatki motywacyjne). Gdy na wsi nauczycielska pensja oznacza wysoki status, to w mieście bywa głodowa.
System jest anachroniczny - choćby dlatego, że utrzymujemy 10-procentowy dodatek wiejski, a już od dawna wiadomo, że więcej problemów stwarza uczeń z ubogich wielkomiejskich dzielnic niż ten ze wsi. Nie działa system motywacyjny w zawodzie: po dziesięciu latach pracy nauczyciel osiąga najwyższy status zawodowy i najwyższą z możliwych pensję i według obecnego systemu już nigdy więcej zarabiać nie będzie. A ta pensja wynosi niewiele ponad 3 tys. zł na rękę i należy się każdemu, niezależnie od osiągnięć i zaangażowania w pracę. Podwyżki miałyby więc sens, gdyby je połączyć ze zmianą systemu płac i pracy w oświacie, którą zresztą rząd zapowiada na przyszłą kadencję. Premier Tusk już zapowiedział, że będą zmiany w Karcie nauczyciela. A minister Hall potwierdza, że chodzi jej o rozluźnienie pensum i zróżnicowanie płac.
Źródło: Gazeta Wyborcza, 20.01.2011 r.







