19.07. w MEN odbędą się negocjacje rządu z oświatowymi związkami zawodowymi w sprawie przyszłorocznych podwyżek dla prawie 600 tys. nauczycieli. Rząd prawdopodobnie zaproponuje wzrost płac na tym samym poziomie co w tym roku czyli 7-proc. podwyżkę od września 2011 r.
Związkowcy domagają się od MEN wywiązania się z podpisanego we wrześniu ubiegłego roku porozumienia zakładającego dwie podwyżki po 5 proc., które miałyby wejść w życie w styczniu i we wrześniu.
Jeśli rząd spełni żądania związków, najniższa pensja nauczyciela wyniesie 2,7 tys. zł, a najwyższa 5 tys. zł. Taka podwyżka kosztowały budżet ponad 2 mld zł. Nawet jednak podwyżka o 7 proc. we wrześniu oznacza, że najniższa płaca wyniesie 2,6 tys. zł, a najwyższa 4,8 tys. zł.
Nauczyciele są jedyną grupą wynagradzaną z budżetu państwa, która w 2011 roku otrzyma podwyżkę. W założeniach do budżetu na 2011 rok rząd zamroził pensje m.in. urzędników, żołnierzy, funkcjonariuszy służb mundurowych oraz policjantów.
Wzrost płac nauczycieli powinien oznaczać zwiększenie budżetowej subwencji oświatowej dla samorządów. To one opowiadają, pod groźbą konieczności wypłacania specjalnych dodatków, aby nauczyciele dostali to, co obiecuje im rząd. W tym roku subwencja wyniesie 35 mld zł. Ponieważ jest ona przyznawana w przeliczeniu na liczbę uczniów, a nie nauczycieli, gminy nie otrzymują często wystarczających środków. Liczba uczniów, a tym samym kwota subwencji może się nie zmieniać, a pensje nauczycieli idą w górę. Samorządy muszą więc dopłacać do nich z własnych pieniędzy.
 
Źródło: Gazeta Prawna, 19.07.2010 r.