Od września nauczyciele muszą w szkole zostawać dłużej. Prowadzą kółka zainteresowań, zajęcia wyrównawcze, dyżurują w świetlicy, wychodzą na wycieczki a czasem nie robią nic. Chodzi o dodatkową godzinę tygodniowej pracy dla nauczycieli w liceach, a w podstawówkach i gimnazjach - dwie. Nauczyciele mówią na nie: "halówki" (od nazwiska minister edukacji Katarzyny Hall), "karciane" albo "darmowe". "Halówki" wymyślił rząd, gdy 2008 r. zakładał, że wszystkie sześciolatki równocześnie pójdą do szkół i będą w nich miały opiekę jak w przedszkolu.
Nauczyciele narzekają, że to dodatkowa praca, trzeba prowadzić dodatkowy dziennik bez dodatkowego wynagrodzenia.  Szkoły z "halówkami" jakoś sobie radzą. Rozpisują  nauczycielom dyżury w świetlicy od rana. Część nauczycieli prowadzi zajęcia pozalekcyjne, nie jest jednak łatwo namówić na nie uczniów, często prowadza także przygotowania do matury i olimpiad albo "indywidualną pracę z uczniem.