- Szkoła integracyjna ma pewne ramy prawne. Zakłada określoną liczbę dzieci niepełnosprawnych, a zajęcia prowadzi zgodnie z rytmem szkoły publicznej. Matki naszych uczniów po analizie oferty szkoły integracyjnej stwierdzały, że integracja działa w niej jak segregacja, a dzieci nie są włączane w niektóre zajęcia. Przyjęliśmy założenie, że uczniowie mają we wszystkich zajęciach uczestniczyć razem. Zatrudniamy pielęgniarkę, która może wykonywać różne zabiegi, i robimy wszystko, by dziecko z niepełnosprawnością mogło normalnie funkcjonować, a rodzic nie czekał pod drzwiami na wypadek, gdyby trzeba było wykonać czynności, których nie chce podjąć się szkoła. Chodzi też o to, by rodzic mógł pracować, mieć czas na aktywność zawodową. - tłumaczy Hall.
Stowarzyszenie Dobrej Edukacji, którego jest prezesem, prowadzi w Gdańsku i Warszawie akademie dobrej edukacji. Są to szkoły niepubliczne odchodzące od tradycyjnych metod nauczania w systemie klasowym.
- Uznaliśmy, że obrządek klasowo-lekcyjny, obejmujący usadzanie, uspokajanie czy dyscyplinowanie, zajmuje mnóstwo czasu i nie jest do końca potrzebny. Lepiej sprawdza się metoda zindywidualizowanych konsultacji, jakby korepetycyjna. - mówi b. minister. Do placówek uczęszcza wiele dzieci niepełnosprawnych, do potrzeb których dostosowano organizację pracy.
- Zajęcia w akademii ułożone są tak, by naukę można było godzić z różnymi zabiegami. Chcemy, by dzieci niepełnosprawne mogły stale być wśród rówieśników i uczestniczyć we wszystkich zajęciach, np. w wycieczkach po mieście. Gdy uczniowie nie mogą brać udziału w zajęciach, bo muszą np. poddać się operacji, nauczyciele odwiedzają ich w domu. - mówi Hall.

Polecamy: Edukacja włączająca wymaga, by to szkoła dopasowała się do potrzeb dziecka