"Z materiałów nadesłanych przez Komendę Miejską Policji wynika, iż istnieje uzasadnione przypuszczenie, iż nieletnia wykazuje przejawy demoralizacji" - pisze Sąd Rejonowy w Gliwicach w zawiadomieniu przesłanym matce gimnazjalistki. Powodem wszczęcia postępowania był wypadek, do jakiego doszło we wrześniu tego roku. Czternastolatka została potrącona na przejściu dla pieszych przez samochód, który wyjechał na "zielonej strzałce" z prostopadłej ulicy. Policja ustaliła, że do wypadku doszło z winy dziewczyny, ponieważ wbiegła ona na pasy i powiadomiła o tym sąd. 
- W tej sytuacji, kiedy nastolatka została określona jako sprawca wypadku, nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy skierować wniosek do sądu do spraw nieletnich. Określenie "demoralizacja" może jest niefortunne, ale musimy trzymać się przepisów - wyjaśnia "GW" nadkomisarz Marek Słomski, rzecznik komendy miejskiej w Gliwicach. 
Innego zdania jest znany karnista, prof. Marian Filar, który stwierdza, że sprawa nigdy nie powinna trafić do sądu. - Jestem ciekawy, kto kogo demoralizował: dziewczyna samochód czy samochód dziewczynę. Nie wiedziałem, że organy ścigania mają aż taką fantazję. To dla mnie niepojęte. - mówi gazecie. Matka dziewczyny obawia się, że sprawa zepsuje nastolatce opinię.
- Boje się, że jak pójdziemy do sądu, to córkę zaczną wytykać palcami, jakby była bohaterką Galerianek. A przecież ona nic złego nie zrobiła. - mówi i podkreśla, że jej córka jest dobrą uczennicą i nigdy dotąd nie miała żadnych problemów z prawem.