Jak informuje poseł, w ostatnim czasie rodzice dzieci uczęszczających do szkół w gminie Zawoja otrzymali do podpisania zgody na udział ich dzieci w zajęciach realizowanych w ramach projektu „Wyposażenie 600 szkół w środki higieny menstruacyjnej oraz realizacja badań i działań informacyjno-edukacyjnych w roku szkolnym 2024/2025”, prowadzonego przez fundację Akcja Menstruacja w ramach programu prowadzonego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Treść dokumentu wzbudziła - jak podkreśla poseł - zaniepokojenie i oburzenie rodziców.

 

Środki higieny menstruacyjnej w szkołach, ale nie w szpitalach i przychodniach>>

 

Nowa ideologia zbierze krwawe żniwo?

Opiekunów zbulwersował fakt, że w lekcjach mieliby uczestniczyć także chłopcy. - Rodzice zasadnie pytają, jaki jest cel edukacyjny udziału chłopców w zajęciach niedotyczących przecież bezpośrednio ich fizjologii. Dodatkowe obawy budzi informacja, że zajęcia będą prowadzone przez „przeszkolone edukatorki seksualne”, co rodzi pytania o rzeczywiste intencje projektu oraz kwalifikacje osób realizujących te warsztaty. Ponadto wielu rodziców, pochłoniętych codziennymi obowiązkami i przyzwyczajonych do rutynowego podpisywania licznych szkolnych zgód, podpisało wspomniany dokument, dopiero z czasem w pełni uświadamiając sobie jego rzeczywistą treść i wynikające z niej konsekwencje - podkreśla poseł w pytaniu.

 

Pyta też m.in.:, "jaka jest podstawa merytoryczna i wychowawcza decyzji o uczestnictwie chłopców w zajęciach poświęconych higienie menstruacyjnej, skoro jest to zagadnienie dotyczące wyłącznie dziewcząt?".

 

 

Chłopiec też żyje w społeczeństwie

MEN nie podziela obaw posła:  - Włączenie do programu ministra edukacji również pełnoletnich uczniów i uczennic oraz wychowanków i wychowanek przynosi znaczące korzyści edukacyjne i społeczne. Dzięki uczestnictwu w spotkaniach mogą oni uzupełnić braki w wiedzy dotyczącej zdrowia menstruacyjnego, co sprzyja podejmowaniu świadomych decyzji, lepszemu dbaniu o zdrowie i kształtowaniu postaw empatii oraz solidarności – zaznacza wiceminister Paulina Piechna-Więckiewicz.

 

I słusznie, bo bądź co bądź, ta kwestia dotyczy połowy społeczeństwa, a przy założeniu, że chłopcy, będący na lekcjach, będą chcieli żyć w heteroseksualnych związkach, to pośrednio i ich. Dziwi więc zatem oburzenie i zatroskanie posła o los uczniów. Postulaty izolowania chłopców od tematu menstruacji de facto umacniają stereotypy i tabu, z którymi później tak trudno walczyć. Cała ta burza w szklance wody najlepiej pokazuje, że edukacja zdrowotna w Polsce jest nie tylko potrzebna, ale wręcz pilnie potrzebna – bo skoro dorośli tak bardzo się jej boją, to znaczy, że sami też jej kiedyś nie otrzymali. Trudno więc wierzyć, że zapewnią - co deklarują - odpowiedni poziom wiedzy swoim dzieciom. Być może więc prawdziwy problem nie tkwi w samych zajęciach, lecz w lęku dorosłych przed własnymi brakami i niewiedzą. Temat zdrowia reprodukcyjnego od lat bywał spychany na margines, a szkoła często unikała go jak ognia. Efekt? Kolejne pokolenia wciąż krążą wokół mitów i półprawd. Może właśnie dlatego tak potrzebna jest rzetelna, wspólna edukacja, by młodzi wiedzieli więcej niż ich rodzice.