Chodzi o rozporządzenie ministra zdrowia, które określi, co będzie można sprzedawać w szkolnym sklepiku. Akt jest bardzo szczegółowy - określa m.in., że szynka w sprzedawanych w szkole kanapkach nie może zawierać więcej niż 10 gramów tłuszczu. Określa także zawartość pomidorów w keczupie.
Część dyrektorów uważa to za absurd i wylewanie dziecka z kąpielą.
"Zamiast wyrzucić ze sklepików najbardziej kaloryczne i bezwartościowe pod względem żywieniowym słodycze, słodkie gazowane napoje i czipsy, rząd zabrał się za liczenie pomidorów w keczupie i tłuszczu w szynce. Czy autorzy rozporządzenia wyobrażają sobie, że dyrektor szkoły urządzi w gabinecie małe laboratorium, w którym będzie kontrolował te produkty? Ile czasu ma poświęcić za studiowanie opakowań produktów? A ile na śledztwo, czy te przedstawione mu przez ajenta sklepiku rzeczywiście spowijały szynkę, z której ajent zrobił uczniom kanapki?" - komentuje portal gazeta.pl>>

Szkoły współodpowiedzialne za otyłość dzieci>>