Swoje lekcje udostępnia w internecie, a chętni mogą je obejrzeć, płacąc cztery dolary. Na pracę poświęca ok. 60 godzin tygodniowo, w tym tylko trzy na tradycyjne lekcje.
- Lubię to, co robię - mówi dziennikarzowi "The Wall Street Journal". Kim Ki-hoon zarabia na 150 tys. uczniach, którzy korzystają z jego lekcji. Zatrudnia też 30 osób, które pomagają rozwijać jego imperium, sam też stworzył wydawnictwo, które publikuje jego podręczniki. Więcej>>
Zjawisko korepetycji i rosnący rynek tego rodzaju usług szczegółowo omawia prof. Mark Bray w książce "Korepetycje. Cień rzucany przez szkoły".