Ponad 202 tys. dzieci uczęszczało w ubiegłym roku szkolnym do przedszkoli działających przy szkołach. To o ponad 20 tys. więcej niż przed dwoma laty. Już 65 proc. podstawówek kształci obok uczniów także przedszkolaki – wynika z informacji o stanie przygotowań samorządów do reformy obniżającej wiek szkolny. W tym tygodniu przedstawi ją posłom minister edukacji Katarzyna Hall.
– To jest mechanizm, którego się spodziewaliśmy. Nie ma przedszkoli, więc do szkół trafiają dzieci pięcioletnie i młodsze – mówi Karolina Elbanowska ze społecznego ruchu Ratuj Maluchy. Według Elbanowskiej wzrost liczby dzieci w przedszkolach przy szkołach to efekt uboczny reformy, przeciw której protestował ruch Ratuj Maluchy.
Były wiceminister edukacji, poseł PiS Sławomir Kłosowski zwraca uwagę na niebezpieczeństwo dla najmłodszych dzieci, które w zespołach szkół mogą na jednym korytarzu spotykać nawet gimnazjalistów.
Rzecznik MEN Grzegorz Żurawski nie widzi związku z reformą: – Zwiększenie liczby oddziałów przedszkolnych przy szkołach to sposób niektórych samorządów na zwiększenie dostępu najmłodszych dzieci do przedszkoli.
Czy przedszkole w szkole jest gorsze? – Budynek nie ma znaczenia – mówi Monika Rościszewska-Woźniak, psycholog z Fundacji Rozwoju Dzieci im. J.A. Komeńskiego. – Pytanie, czy dzieci dowiadują się nowych rzeczy przez działanie, czy też są sadzane w ławkach. Z naszych doświadczeń wynika, że niestety nauczyciele za dużo czasu przeznaczają na zajęcia przy stolikach.
MEN przyznaje, że jedynie 44 proc. dyrektorów przedszkoli zachowuje odpowiednie proporcje między zajęciami, zabawą a ruchem na świeżym powietrzu.
 
Źródło: Rzeczpospolita, 21.09.2010 r.