"Na pytanie, czy posłać sześciolatka do szkoły, nie odpowiem jednoznacznie "tak" lub "nie". Ja bym posłała. Gdyby ktoś pytał o radę, to powiedziałabym "posyłaj, ale...". Ponieważ najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dobrze przygotowaliśmy nasze dziecko do samodzielności, zrobienia kroku w nowe środowisko, niesłychanie trudnego dla dzieci "jedynych" czy takich, które z różnych powodów miały dotychczas ograniczony kontakt z rówieśnikami, mało samodzielnych" - powiedziała prof. Anna Brzezińska, psycholog rozwojowy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, która współorganizowała czwartkową debatę na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Jak zaznaczyła, największym problemem jest poziom rozwoju dzieci, który w grupie dzieci między 4 a 7-8 rokiem życia jest ogromnie zróżnicowany.
"Są różne poziomy rozwoju, dzieci w różnym tempie do nich dochodzą; są dzieci, które idą jak błyskawica przez pierwsze lata dzieciństwa, a potem trochę wolniej, są takie, które później przyspieszają. Cała rzecz nie w tym, ile kto ma lat, ale czym - ten mały człowiek - dysponuje. (...) Pytanie, czy posłać dziecko, czy nie, to jest najpierw rachunek sumienia, co zrobiliście jako rodzice, żeby być pewnymi, iż dziecko sobie poradzi, a po drugie - czy podjęliście jakiś wysiłek, by pójść do szkoły i sprawdzić do jakiej szkoły ono pójdzie" - dodała prof. Brzezińska.
Z jej obserwacji wynika, że niewielu rodziców korzysta z okazji do zapoznania się z przyszłą szkołą swoich dzieci podczas drzwi otwartych i niewielu odpowiada na zaproszenia, które poszczególne placówki już wiele miesięcy wcześniej adresują do rodziców najmłodszych.
"Problem większej czy mniejszej dojrzałości dzieci do pójścia do szkoły będzie zawsze i to nie tylko dlatego, że poszczególne dzieci się od siebie różnią, ale także z powodu coraz większego zróżnicowania środowisk, z których pochodzą" - podkreśliła prof. Brzezińska. Jednocześnie zaznaczyła, że te różnice w podejściu środowiska rodzinnego do wychowania dziecka często nie nie mają nic wspólnego z sytuacją materialną rodziny, ale zależą od jej modelu funkcjonowania.
"Myślę że ta ogromna burza, te dyskusje w wielu środowiskach o sześciolatkach, tak naprawdę odkryły problem dotychczas zamiatany pod dywan, że szkoła nigdy nie była i nigdy w stu procentach nie będzie przygotowana na poradzenie sobie z tak bardzo zróżnicowaną grupą dzieci. Z jednej strony szkoła musi zacząć się zmieniać i myśleć o tym, że dzieci, nawet w tym samym wieku, bardzo się różnią, a z drugiej strony jako rodzice czy obywatele musimy tej szkole pomóc. To, co teraz robimy, nie jest pomocą: podważamy prestiż nauczycieli, podważamy prestiż szkoły i psujemy dziecku radość uczenia się" - oceniła prof. Brzezińska.
Czwartkowa debata na UKW była pierwszym tego rodzaju wspólnym przedsięwzięciem naukowców z UKW, UAM i Instytutu Badań Edukacyjnych. Punktem wyjścia do rozmów były wyniki badań sześcio- i siedmiolatków, przeprowadzonych przez Instytut Badań Edukacyjnych na zlecenie ministerstwa edukacji.
"Badanie 6- i 7-latków na starcie szkolnym" analizowało poziom umiejętności matematycznych oraz umiejętności związanych z nauką pisania i czytania. Celem badania było sprawdzenie, jak zmieniają się umiejętności dzieci, zależnie od tego, czy chodziły one do "zerówki" przedszkolnej, szkolnej, I lub II klasy szkoły podstawowej.
Badania pokazały, że bez względu na to, czy dziecko trafiło do "zerówki" czy do szkoły, widać postęp w jego rozwoju. Sześciolatki w I klasie na koniec roku szkolnego osiągnęły taki sam poziom umiejętności matematycznych, co siedmiolatki w I klasie. W zakresie umiejętności matematycznych najbardziej rozwinęły się dzieci 6-letnie, uczęszczające do I klasy szkoły podstawowej. W tej samej grupie zaobserwowano największy wzrost umiejętności związanych z nauką pisania i czytania.