Zapytany o Kartę Nauczyciela podkreśla, że w odróżnieniu od większości dyskutujących zna ten dokument i uważa, że jego kształt zapewnia, że zawód nauczyciela wykonują najlepsi, a system awansu motywuje do rozwoju - demotywują zaś niskie pensje. 
Podkreśla także, że nie jest prawdą, że nauczyciele w szkołach niepublicznych zarabiają więcej, czasami pracują tam za minimalną płacę, bo nie mają wyboru. Nikt im także nie płaci za wakacje. 
Sławomir Broniarz podkreśla, że za dużą część problemów odpowiadają dyrektorzy szkół, na których wybór zbyt duży wpływ mają samorządy. 
- W sprawie wyboru dyrektora zabrałbym im monopol. Bo to, że mają decydujący głos, prowadzi do patologii. Burmistrz dzwoni i wydaje polecenia, choć nie ma do tego prawa. Szkoła jest i musi pozostać niezależna od jakiejkolwiek, choćby samorządowej władzy. Znam przypadki dyrektorów, którzy sprawują funkcję od 25 lat, a tylko raz stawali do konkursu. Burmistrz dużego miasta na Śląsku powiedział mi z rozbrajającą szczerością: ten dyrektor jest na stanowisku od 14 lat, więc po co mam robić konkursy, wiem, jaki jest. Niestety, nie zawsze wygrywają najlepsi. Często samorządy wybierają osoby, o których wiedzą, że będą im uległe. A dyrektorzy mają świadomość, że ich los nie zależy jedynie od jakości uczenia w szkole, lecz także od relacji, jaka łączy ich z wójtem czy burmistrzem - mówi. 
Uważa także, że w przypadku szkół nie sprawdzą się mechanizmy rynkowe. 
- Proszę mi wierzyć, system rynkowy w przypadku edukacji nie sprawdził się nigdzie na świecie. Szkoła to nie fabryka, a i w gospodarce, jak się teraz okazuje, nie wszędzie sprawdza się niewidzialna ręka wolnego rynku. Zawsze będą rodziny, które nie mają zamiaru lub nie mogą płacić za naukę dzieci. Nie działa też weryfikacja nauczycieli. Znam gminę, gdzie w minionym roku szkolnym wyrzucono z pracy pięciu nauczycieli nauczania początkowego, bo ponoć żaden z nich się nie sprawdzał. Tylko pytanie: nie sprawdzał się, bo nie miał kompetencji, czy dlatego że miał złe wyniki. A może chciał zarabiać jak każdy nauczyciel, tylko „właściciel” szkoły tego nie akceptował. Jest jeszcze kolejny dylemat: jeśli zabierzemy szkołom autonomię płynącą z racji opieki państwa, doprowadzimy do sytuacji, w której dzieci z wielu nie tylko dysfunkcyjnych rodzin będą dyskryminowane. Ważniejsze stanie się to, kto jest czyim synem lub córką, niż jego wiedza i umiejętności. - podkreśla (przeciwne zdanie na ten temat opisywaliśmy tutaj>>).
Narzeka także na warunki panujące w szkołach, brak sprzętu, czy ciepłej wody.
- W większości naszych szkół nie ma właściwych warunków. Nawet w pokojach nauczycielskich brakuje krzeseł i jeden nauczyciel może sobie usiąść pod warunkiem, że jego kolega w tym czasie dyżuruje na korytarzu. W mojej szkole w Skierniewicach do niedawna były jeszcze piece węglowe, w których zimową porą woźny palił. - mówi. 
Ale nie znaczy to, że nie widzi problemu w samych nauczycielach, a konkretnie w systemie ich kształcenia.
- Trzeba zmienić model kształcenia nauczycieli na taki, który pozwoli jednemu pedagogowi uczyć kilku przedmiotów, pracować z młodzieżą do 19. roku życia i z dorosłymi. - mówi. 
Ten system ma więcej zalet niż wad. Wadą jest to, że nie potrafimy stosować prawa, które jest. I stąd częściej w medialnym przekazie pojawia się nauczyciel, który pogryzł ucznia, zamiast tysięcy pedagogów oddanych swojej pracy. - mówi o systemie edukacji w Polsce. Więcej>>