Miało być wielkie badanie gotowości szkolnej, ale wyszedł nonsens. MEN sprawdzi gotowość, ale tylko tych dzieci, które już i tak się uczą - mianowicie w przedszkolach. Zgodnie z założeniami reformy we wrześniu 2009 r. pierwsze sześciolatki mają pójść do szkoły. Przez trzy lata to rodzice będą mogli decydować, czy sześcioletnie dziecko posłać do pierwszej klasy, czy zostawić w domu.
Minister edukacji obiecała rodzicom fachową pomoc w decyzji. Na zlecenie MEN za 1,5 mln zł Centrum Metodyczne Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie opracowało specjalne arkusze obserwacji dziecka i nauczyło posługiwać się nimi prawie 12 tys. nauczycieli z przedszkoli i ze szkół. Badanie ma się odbyć w każdej gminie już w styczniu. Nauczyciele dostali już arkusze, w które będą wpisywać, czy dziecko potrafi określić strony świata, czy sprawnie rzuca piłką, czy łatwo wybucha płaczem, czy umie bawić się z innymi itp. Arkusz ma kilkadziesiąt punktów, a w podsumowaniu nauczyciel oceni gotowość szkolną malucha w kilkustopniowej skali, np. jako "niską" albo "zgodną z oczekiwaniami".
Wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak mówi: - To badanie nie jest obowiązkowe. Jeśli rodzice postanowią, że sześciolatek zostaje w przedszkolu, nikt ich nie będzie pytał o wynik badania.
Teoretycznie obserwacja ma objąć ponad 114 tys. pięciolatków - czyli dzieci urodzone od stycznia do kwietnia 2003 r. (to pierwsze sześciolatki, które mają pójść do szkoły we wrześniu). Sęk w tym, że co najmniej połowa z nich do przedszkoli nie chodzi. A przecież MEN zbada tylko te przedszkolne.
- To dlatego, że nie weszła jeszcze w życie ustawa o obniżeniu wieku szkolnego. Nie ma podstawy prawnej, żeby diagnozować gotowość szkolną dzieci poza przedszkolami - tłumaczy "Gazecie" Dorota Żyro, wicedyrektor warszawskiego Centrum Metodycznego.
Zdaniem prof. Elżbiety Putkiewicz z Wydziału Pedagogicznego UW, eksperta Instytutu Spraw Publicznych, badanie dzieci w przedszkolach jest bezcelowe. - Przecież właśnie tutaj dzieci uczą się tego, co jest potrzebne w oswajaniu szkoły: koncentracji i zaangażowania w rozwiązywanie problemu, współpracy z grupą, śmiałości oraz umiejętności rozmowy z dorosłymi.
- Całe to badanie jest bez sensu - ocenia dr Barbara Murawska, adiunkt Wydziału Pedagogicznego UW, autorka przeprowadzonego dla MEN badania osiągnięć szkolnych trzecioklasistów. - To nie dzieci mają być dojrzałe do szkoły, tylko szkoła ma być dostosowana do ich możliwości
 
Źródło: Gazeta Wyborcza, 3.01.2009 r.