W odróżnieniu od dyrektorów szkół, rektorzy mają swobodę w określeniu, jak będzie wyglądać nauka na wyższych uczelniach. Większość z nich zdecydowała, że zajęcia będą prowadzone w trybie hybrydowym – te teoretyczne będą prowadzone przez internet, te praktyczne w miarę możliwości stacjonarnie.

COVID-19 wstrzymuje odejście od pracy zmianowej w prokuratorze>>

 

Wydział prawa to nie podstawówka

Pojawiają się głosy, że skoro tysiące uczniów mogło rozpocząć rok szkolny w tradycyjny sposób, to tak samo działać powinny uczelnie.

- Ze względu na masowość tych studiów studia w większości prowadzone będą zdalnie – mówi prof. Jerzy Pisuliński, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. – W wykładach uczestniczy po 200 nawet 300 osób, nie dałoby się tego zorganizować w bezpieczny sposób, nawet gdybyśmy znaleźli odpowiednio dużą salę, studenci i tak stykaliby się ze sobą w szatniach lub na korytarzach, dlatego te zajęcia będą odbywać się przez internet – tłumaczy dziekan.
Zdalnie odbywać się będzie również na wydziale większość ćwiczeń – z wyjątkiem
tych, których prowadzenie przez internet nie miałoby sensu, np. z kryminalistyki, na której konieczne jest wykorzystanie specjalistycznych narzędzi.

- Ograniczenie liczby stacjonarnych ćwiczeń jest konieczne, ponieważ studenci nie mają stałych grup ćwiczeniowych, sami wybierają sobie przedmioty. To nie szkoła, gdzie możemy usadzić wszystkich w jednej sali i kontrolować to, z kim styka się student – tylko podczas ćwiczeń zetknie się on potencjalnie z setką innych osób, stąd taka decyzja. Przy w zasadzie indywidualnym toku studiów każdego studenta ułożenie planu zajęć tak, by każdy miał kontakt z ograniczoną liczbą osób, wymagałoby wzięcia pod uwagę tylu zmiennych, że byłoby to poważną zagwozdką dla zaawansowanego komputera – mówi prof. Pisuliński. Nie dałoby się stworzyć racjonalnego grafiku, a tradycyjna forma nauczania narażałaby na niebezpieczeństwo starszych nauczycieli akademickich.

 

 

 

W Białymstoku trochę zdalnie, trochę na uczelni

Podobnie do sprawy podchodzą władze Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku – choć tam studenci więcej zajęć będą mieli na uczelni. - Wdrażamy tryb mieszany  – czyli kształcenie stacjonarne z dopełnieniem systemem zdalnym – mówi dr hab. Izabela Kraśnicka, prodziekan ds. współpracy międzynarodowej i rozwoju wydziału na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku. – Wykłady będą prowadzone zdalnie, a ćwiczenia częściowo zdalnie, a częściowo stacjonarnie. Wymogiem jest, by każdy z nas połowę ćwiczeń będzie prowadził na sali. Wynika to z ograniczonej liczby pomieszczeń, ale priorytetem jest, by każda grupa miała kontakt z wykładowcą – tłumaczy.

 

Dodaje, że zdalnie prowadzone ćwiczenia formą będą nieco odbiegać od tradycyjnych – nie będą prowadzone w czasie rzeczywistym będą to kazusy, quizy, filmy i nagrania. Prowadzący będzie opracowywał moduły zadań do wykonania, które zostaną udostępnione na platformie.

- Wciąż uczymy się, jak efektywnie prowadzić zdalne kształcenie, oczywiście już to robiliśmy, ale nigdy na taką skalę. Część wykładowców i studentów umiało korzystać z narzędzi do zdalnej nauki, ale część dopiero się tego uczy i tak naprawdę doskonalić to będziemy w praktyce. Moim zdaniem te platformy dają takie możliwości, żeby studentów zaangażować w naukę, podzielić na grupy i prowadzić interaktywne zajęcia, ale oczywiście wymaga to od prowadzącego dużego zaangażowania – tłumaczy dr hab. Izabela Kraśnicka.

 

Przyszły radca też uczy się zdalnie

Na powrót do stacjonarnego kształcenia aplikantów nie zdecydowały się też władze warszawskiej Okręgowej Izby Radców Prawnych, tam również większość zajęć prowadzona będzie przez internet.
- Cały czas pracujemy nad nowymi, interaktywnymi metodami nauczania online. Zakładamy, że każdy aplikant musi być zaangażowany w zajęcia – mówi prof. Monika Całkiewicz, Dziekan Rady Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie. – To, że zajęcia prowadzone są zdalnie, nie oznacza, że są one mniej efektywne, choć oczywiście wyzwaniem dla wykładowców jest przyciągnięcie uwagi aplikantów. Trzeba stosować nowatorskie metody dydaktyczne, bardziej aktywizować słuchaczy, bo zajęcia online są dla aplikantów trochę bardziej nużące. Brakuje po prostu tej normalnej ludzkiej interakcji, za którą tak bardzo teraz tęsknimy  – podkreśla.

 

 

 

Dodaje, że wykładowcy mogą stosować w nauczaniu online różne metody, od najprostszych, takich jak funkcje wirtualnej tablicy, przez wykorzystywanie animacji w prezentacjach, aż po prezentowanie aplikantom filmów, na podstawie których prowadzone są dyskusje o tym, jak powinien zachować się obrońca czy pełnomocnik w konkretnych sytuacjach.
- Istotne jest, żeby mieć możliwość kontaktu z odbiorcami, zapewnić im możliwość zadawania pytań, rozmowy, prowadzenia dyskusji. Platformy, z których korzystamy, na to pozwalają, ale oczywiście chcielibyśmy znowu móc spotkać się ze sobą. Ostatnie miesiące wyraźnie pokazały nam, że osobisty kontakt wykładowcy i aplikanta jest trudny do zastąpienia – tłumaczy prof. Całkiewicz.

 

Podobnego zdania jest prof. Pisuliński, który podkreśla, że brak osobistego kontaktu ze studentem podczas zdalnych ćwiczeń ogranicza spontaniczność dyskusji, co może wpływać na efektywność zdalnego nauczania. Wskazuje też na wciąż nierozwiązany problem z nagrywaniem zajęć - przepisy nie precyzują, czy można to robić i na jakich zasadach.

- Teoretycznie wymagana jest zgoda wszystkich studentów, ale można się zastanawiać na ile jest to zgoda dobrowolna, skoro miałaby być ona warunkiem uczestnictwa w zajęciach. Tymczasem bez nagrywania część studentów, którzy nie mają dostępu do szybkiego łącza, może mieć problem z uczestnictwem w ćwiczeniach. To kwestia, którą ustawodawca powinien zająć się jak najszybciej - tłumaczy prof. Pisuliński.

 

Wszystko wyjdzie w praniu

To, jak zdalne studia wpłyną na studentów, dopiero się okaże, choć eksperci zapewniają, że uczelnie robią wszystko, by nie odbiła się ona negatywnie na poziomie studiów.
- Wydaje się, że wyniki egzaminów - i wstępnych na aplikacje, i tych na uczelniach - są odrobinę gorsze niż w ubiegłych latach, ale powody tego stanu są trudne do zidentyfikowania. Może bowiem być tak, że student czy aplikant, który przychodził na wykład, faktycznie tego wykładu słuchał, natomiast w warunkach kształcenia zdalnego musiał na przykład zajmować się równocześnie opieką nad dziećmi w sytuacji, w której szkoły czy przedszkola były zamknięte. I to rozpraszało jego uwagę. Takie sytuacje też trzeba jednak zrozumieć - mówi prof.  Monika Całkiewicz.

 

Według dr hab. Izabeli Kraśnickiej to, jakie będą skutki zdalnego nauczania się dopiero okaże, ale można z góry przesądzać, że wyniki będą słabsze. - Lubię kontakt ze studentem i tradycyjną formę kształcenia i instynktownie buntuję się przeciwko przeniesieniu nauczania w świat wirtualny, natomiast nie chcę być taką pesymistką i myślę, że może to przynieść wiele dobrych, ciekawych pomysłów, z których skorzystamy również, gdy pandemia nas w końcu opuści. Wrócimy do tego co najlepsze w tradycyjnym kształceniu studentów, a podkradniemy trochę tych elementów zdalnego nauczania, które się sprawdziły i będą dobrym uzupełnieniem, odpowiadającym wyzwaniom współczesności. Umówmy się, studenci lubią zdalne nauczanie, tylko musi mieć ono formę, która ich zadowoli  - podkreśla.