Od kilku tygodni na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie toczy się spór, którego zarzewiem była redukcja zatrudnienia. Część zwolnionych naukowców oceniała, że działania władz miały charakter polityczny, co szeroko opisywała prasa. Władze uczelni tłumaczą natomiast, że to konieczna restrukturyzacja. Prokuratura, po zawiadomieniu przez władze uniwersytetu bada, czy władze uczelni padły ofiarą pomówienia. Pojawiły się też głosy, że gdy sytuacja odbije się na tegorocznej rekrutacji, sprawa powinna mieć też swój dalszy ciąg przed sądem cywilnym - wygranie takiego procesu mogłoby jednak nastręczać sporych trudności.

RPO: "Pakiet wolnościowy" dla uczelni - nieostry i niebezpieczny>>

 

Trudno wycenić renomę

Dobra osobiste podlegają ochronie na podstawie art. 24 w związku z art. 43 kodeksu cywilnego. W orzecznictwie przeważa pogląd, zgodnie z którym także osoba prawna ma prawo do swojego wizerunku, pojmowanego najczęściej jako jej dobre imię lub jako oznaczenia ją indywidualizujące. Gorzej z samym odniesieniem krzywdy do rekrutacji - choć niewątpliwie brak kandydatów to strata dla uczelni - również finansowa, bo subwencja zależy od liczby studentów.

Zobacz linię orzeczniczą w LEX: Renoma i dobra sława osoby prawnej jako jej dobra osobiste >

- Uczelnia może występować z powództwem o ochronę dóbr osobistych, w tym oczywiście ochronie może podlegać podlegać jej renoma, dobre imię - mówi Prawo.pl prof. Hubert Izdebski - Natomiast w grę wchodzi wiele czynników, przede wszystkim, żądając zadośćuczynienia, nie można jego wysokości liczyć tak, jak to się robi przy odszkodowaniu. I to już nawet przy założeniu, że pomiędzy niepochlebnymi artykułami w prasie, a małą liczbą kandydatów (osobno zresztą zapewne na studia stacjonarne i niestacjonarne) istnieje adekwatny związek przyczynowy, który również wymaga udowodnienia - tłumaczy. Dodaje, że wartość renomy trudno wycenić nawet w firmach - da się to określić głównie, gdy doszło do sprzedaży marki, bo wtedy dokonuje się jej wyceny. Tymczasem w przypadku uczelni, i to publicznej, to raczej mało prawdopodobne.

 

Zobacz linię orzeczniczą w LEX: Wizerunek osoby prawnej jako jej dobro osobiste >


 

Pytanie do niezgłoszonych raczej niemożliwe

Jak ocenia adwokat Joanna Parafianowicz, przy ewentualnym sporze przed sądem trzeba byłoby wykazać, co stało za decyzjami kandydatów. - Biorąc pod uwagę, że mówimy o osobach, które się nie zgłosiły, byłoby to raczej trudne. Z kolei, gdyby dało się ustalić krąg osób, to sprawa byłaby raczej żmudna, bo trzeba byłoby przesłuchać je jako świadków i wykazać, że istniał adekwatny związek przyczynowy pomiędzy niewybraniem przez nich studiów na tej uczelni, a serią niepochlebnych artykułów i zarzutami wobec władz uniwersytetu. Łatwiejsze byłoby to w przypadku, gdyby wydarzenia na uczelni spowodowały, że odchodzą z niej dotychczasowi studenci i wskazują to jako powód w swoich oświadczeniach - tłumaczy mec.  Parafianowicz.

Dodaje, że działania pozwanego muszą być bezprawne - choć tu ciężar dowodu będzie spoczywał na pozwanym - to w przypadku niepochlebnych dla danego podmiotu opinii czy artykułów prasowych, gdy w grę może wchodzić interes publiczny, może być to przeszkodą dla podmiotu chcącego uzyskać zadośćuczynienie.

 

Sprawę bada prokuratura

W maju władze uczelni o całej sprawie zawiadomiły prokuraturę. Zawiadomienie dotyczyło pomówienia instytucji i osób za pomocą środków masowego komunikowania, co - w ocenie władz uczelni - naraziło je na utratę zaufania niezbędnego do prowadzenia działalności.  Prokuratura wszczęła śledztwo dotyczące przestępstwa pomówienia (art. 212 par. 2 k.k.).

Jak tłumaczą śledczy, postępowanie ma umożliwić "uzyskanie danych związanych z adresami e-mail oraz nr IP, z których rozsyłano na skrzynki mailowe pracowników Uniwersytetu nieuprawnione oskarżenia pod adresem Władz Uczelni". Nawet jednak wyrok skazujący, nie przesądziłby o wyniku sprawy cywilnej.

- Sąd cywilny w zakresie badania stanu faktycznego robiłby swoje, czyli najpierw musiałoby zostać wykazane, że do naruszenia dóbr osobistych doszło. Potem badana byłaby kwestia bezprawności lub jej braku, ale to z kolei obciążałoby pozwanego  - tłumaczy mec. Parafianowicz.

  

POLECAMY