- Zawsze powtarzam, że prawnik powinien mieć głowę w kodeksie, a nie kodeks w głowie. Nie można kuć na pamięć, trzeba myśleć prawnie, kojarzyć fakty - mówi dr Kamil Stępniak z Uniwersytetu z Białegostoku, specjalizujący się w prawie konstytucyjnym, ochronie praw człowieka, prawie związanym z nowymi technologiami, który prowadzi też warsztaty o metodach nauki prawa. Od dawna uważa, że tradycyjny sposób nauki prawa powinien przejść do lamusa.

Uczelnie chcą postawić na nauczanie hybrydowe>>

 

Nie tylko podręczniki

Na prowadzonych przez siebie zajęciach, źródeł ochrony praw człowieka poszukuje ze studentami w tekstach hip-hopowych czy w mediach społecznościowych. Tu odkryte treści łączą z prawem konstytucyjnym. Jego zdaniem, zbyt wielu studentów ogranicza się jedynie do aktów prawnych wymaganych na zajęciach przez wykładowcę. Nie chcą poszerzać samodzielnie swoich horyzontów, bo egzamin okazuje się być zderzeniem z twardą wiedzą. Nie czytają wywiadów z autorytetami prawniczymi, nie sięgają do komentarzy. W danej katedrze prawa ktoś pisze książkę i potem studenci kują ją na pamięć.

- Tymczasem mamy rozumieć mechanizmy prawne, a nie prawników. Przy podejściu „zakuwam” wystarczyłyby wyższe szkoły zawodowe kształcące rzemieślników bez potrzeby myślenia uniwersyteckiego. My, wykładowcy powinniśmy dawać narzędzia studentom. Żeby nie było sytuacji, że zdający na aplikacje wkuwają odpowiedzi na pytania, czytają ustawę i nic poza tym. Tak nie wykształcimy światłych prawników - dowodzi dr Kamil Stępniak. - Bo dziś praktycznie każdy obywatel może sobie wygooglować przepis. Dlatego naprawdę dużo zależy od wykładowcy. Nie uczy się poprawnego robienia notatek, mapowania. Przecież wtedy przed egzaminem byłoby o wiele łatwiej przyswoić wiedzę. Dlaczego wykłady są analogowo nudne? - pyta retorycznie.

 

 

Sam prowadzi ze studentami dziennik z czytania aktów prawnych. Zachęca, żeby czytali i notowali na marginesie to, co ich intryguje. Wtedy przychodzą na zajęcia przygotowani i nie ma sytuacji, że to prowadzący opowiada o instytucji. Dr Stępniak pracuje też na casusach. One nie są złem koniecznym, lecz świetną okazją do kształtowania dobrego studenta.

- Lubię tutoring akademicki, pisanie tekstów, debaty oksfordzkie, symulacje rozpraw. To są świetne narzędzia do praktycznej nauki tworzenia prawa - dowodzi. - Uważam, że aplikacje znacznie ułatwiają studentom naukę. Najważniejsze jest jednak ich zaangażowanie w proces uczenia się, a to tworzy wykładowca, jeśli tylko jest w stanie zainteresować swoim przedmiotem. Trzeba pokazywać praktyczne sposoby wykorzystywania prawa. Wtedy ono naprawdę zainteresuje studentów. Bo obecnie mamy model kultury obrazkowej. Obcujemy z obrazkiem, jednoznacznością, konkretem i przestajemy rozumieć abstrakcje - podsumowuje dr Stępniak.

 

Młodsi zakuwają, starsi myślą -  choć to nie reguła

Rzeczywiście, w XXI w. uczenie musi opierać się na abstrakcji. Bo inaczej jeśli prawo zostanie znowelizowane, a jest nowelizowane ciągle, absolwent nie umiejący abstrahować, nie będzie umiał w tej nowelizacji odnaleźć się. Zasili szeregi osób wykonujących jedynie rutynowe, nierozwijające czynności. Podejście podobne do dr Stępniaka, wynikające również ze studenckiego doświadczenia, prezentuje Artur Sabasiński, student prawa IV roku studiów stacjonarnych na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Białymstoku.

- Prawo jest nauką społeczną. Oznacza to, że suche zapamiętywanie mija się z celem, a ważniejsze jest, aby zrozumieć, o czym się uczymy - dowodzi Artur. I dodaje, że pusta treść przepisu ma marginalne znaczenie, jeśli nie pojmujemy, jaki jest cel tego przepisu, co stanowi zawarta w nim norma. Pozwala to mieć znacznie bardziej plastyczny umysł, który nie dozna „awarii” w razie zmiany przepisów – a te odbywają się przecież regularnie.

Dla Artura co prawda podstawowym materiałem do nauki są podręczniki i kodeksy, ale wychodzi z przekonania, że wiedzę warto poszerzać np. o książki związane z tematem lub artykuły. - Ciekawa jest dla mnie nauka „na żywym przykładzie”, co można znaleźć na branżowych portalach, jak choćby Czas Prawnika. W kwestii teorii, wiele interesujących e-booków jest dostępnych bezpłatnie - tzw. Wolny Dostęp. Darmową i ciekawą porcję wiedzy serwuje w ten sposób Think&Make Institute. Posiadając bazę kodeksową, mogę także dokształcić się w interesującej mnie materii za pomocą kursów specjalistycznych. Technologia daje ogrom możliwości nauki i poznania. Istotne jest, żeby chcieć odnaleźć się w tym natłoku informacji - wylicza Artur Sabasiński.

Lidia  jest na drugim roku prawa jednej warszawskich uczelni. Na pierwszym sprawdzała, co w jej przypadku działa, a co nie, jeśli chodzi o efektywną naukę. - Korzystam głównie z podręczników. Najlepiej mi się w nich zakreśla, na marginesach robię notatki swoimi słowami. Przed egzaminami z prawa konstytucyjnego i rzymskiego korzystałam z serii „Prawo w pigułce”. Taka dawka skompresowanej wiedzy bardzo mi pomogła. Na każde ćwiczenia trzeba było być przygotowanym, więc uczyłam się na bieżąco, nie na hura, przed samymi egzaminami. Bo naprawdę nie da się w dwie noce wkuć 800 stronicowej książki. Żeby powtarzać materiał, robię sobie fiszki - tłumaczy Lidia.

Na jej uczelni odbywały się zajęcia: technologie informacyjne - prawnicze systemy wyszukiwania. Studenci uczyli się na nich, jak obsługiwać systemy informacji prawnej. Lidia bardzo ceni wydawnictwa prawne Wolters Kluwer złożone z książki i e-booka. W pakiecie zakup wychodzi taniej. Nie trzeba dźwigać ze sobą kilkusetstronicowej cegły, tylko w dowolnej chwili można odtworzyć e-booka.

- Na wstępie do prawodawstwa pisaliśmy projekt ustawy o zmianie ustawy. Musieliśmy opracować kilka artykułów. Wtedy korzystaliśmy głównie z Lexa, bo on bardzo ułatwia sprawę. Na stronach rządowych jest co prawda ISAP, Internetowy System Aktów Prawnych, ale wszystkie dokumenty są w pdf. Trzeba nieźle naszukać się, żeby trafić na konkretny artykuł - tłumaczy Lidia. Widzi, że studenci starszych roczników korzystają z aplikacji oferowanych przez wydawnictwa prawnicze. Robią to również chętnie zdający na aplikacje. - Ja na razie w telefonie mam tylko Uniwersytecki System Obsługi Studentów. Ten indeks i legitymacja towarzyszą mi zawsze i wszędzie - mówi Lidia.