Podczas prac parlamentarnych mocno zmodyfikowano projekt Ustawy 2.0. Zostało coś z jego pierwotnej koncepcji?

Filary reformy nie zmieniły się. Ustawa zwiększa  autonomię organizacyjną, która nie oznacza  likwidacji wydziałów.

Bez zmian uchwalono  główny trzon reformy, czyli nowy system oceny badań naukowych. Zlikwidowane zostaną również minima kadrowe, więc nie od liczby profesorów, a od jakości badań zależeć będzie, czy dana jednostka ma prawo do nadawania stopni. Ocena badań naukowych będzie dokonywana w ramach dyscyplin, a nie - jak to jest obecnie - w ramach wydziałów. Uprawnienia do nadawania stopni będą przypisane do uczelni, ale będą mogły być realizowane przez wskazany organ uczelni np. radę wydziału.

Co z radami uczelni? Według pierwotnego projektu miały mieć decydujący wpływ na politykę jednostki, a w trakcie prac w parlamencie ich uprawnienia mocno okrojono.

Tu rzeczywiście nastąpiło pewne osłabienie wobec naszych założeń. Rada uczelni miała być silniejsza i mieć wyłączne prawo do wskazywania kandydatów na rektora, z czego wycofaliśmy się podczas prac nad ustawą. Po wejściu w życie przepisów ta kwestia pozostanie niezmienna. W tym zakresie ustąpiliśmy, ponieważ bardziej zależało nam na elementach jakościowych. Jednak nie oznacza to, że rada nie będzie odgrywała ważnej roli - to ona wspólnie z rektorem zdecyduje o polityce finansowej uczelni.

Początkowo dążyliśmy do tego, by większość członków rady stanowiły osoby spoza uczelni. Ten  przepis także uległ modyfikacji - z zewnątrz pochodzić będzie co najmniej 50% członków rady wybieranych przez senat. W związku z tym, że w skład rady wchodzi dodatkowo z mocy prawa przewodniczący samorządu studenckiego to rada będzie mogła składać się w większości z członków wspólnoty akademickiej.

Czyli "pakiet kontrolny" będą mieli członkowie rady pochodzący ze środowiska akademickiego?

Niekoniecznie, można wybrać więcej osób z zewnątrz, ustawa podaje jedynie minimum.

Przedstawiciel studentów będzie takim języczkiem u wagi?

Nie wydaje mi się, by te podziały przechodziły tak jednoznacznie: osoby z uczelni - spoza uczelni. Będzie to dużo bardziej skomplikowane.

Dziekani najbardziej protestowali przeciwko likwidacji wydziałów, które stracą wiele kompetencji. Jak w praktyce może wyglądać autonomia organizacyjna?

To od wspólnoty akademickiej będzie zależało, czy wydziały będą istniały. W dniu 1 października 2019 r. zaczną obowiązywać nowe, uchwalone przez Senat, statuty, a rektor określi strukturę uczelni. Moim zdaniem wydziały pozostaną, choć z pewnością gdzieniegdzie zmienią swoją rolę - niektóre uczelnie już obecnie zakładają, że wydziały będą posiadały raczej charakter dydaktyczny, a badania będą skupione w ramach przenikających wydziały struktur badawczych.

Część uczelni już planuje zmiany, m.in.  Uniwersytet Warszawski, Politechnika Gdańska, Politechnika Łódzka, Politechnika Warszawska. Pozwolą one organizacyjnie rozdzielić dydaktykę od nauki, co według mnie jest dobrym pomysłem, ponieważ dydaktyka powinna czerpać z różnych obszarów badań naukowych. Przykładowo, na studiach politologicznych wstęp do prawoznawstwa powinien prowadzić prawnik, a elementów socjologii uczyć socjolog. Dlatego też mam nadzieję, że struktura uczelni będzie ewoluować, choć nie liczę na to, żew większych ośrodkach stanie się to od razu.

Co z finansowaniem? Fakt, że pieniądze dostanie rektor na całą uczelnię, sam w sobie nie spowoduje likwidacji wydziałów?

Dotacja podstawowa zawsze trafiała do uczelni jako do całości. Zmiana dotyczy jedynie dotacji statutowej na badania naukowe - te pieniądze rzeczywiście dotychczas trafiały do wydziałów, bo to one podlegały ocenie i to im przypisywano kategorie naukowe.

Nie było to jednak specjalnie korzystne, ponieważ tworzenie mieszanych centrów badawczych było utrudnione. Jestem przekonany, że po zmianach zadziała algorytm redystrybucji środków finansowych pomiędzy strukturami organizacyjnymi, a elastyczne przepisy zapewnią uczelni swobodę przy podziale pieniędzy i zachęcą jednostki do współpracy - tworzenia centrów badawczych i zespołów badawczych.

Duże kontrowersje budzą też zmiany dotyczące oceny dorobku naukowego, obawy mają przede wszystkim humaniści.

Jak  będzie to wyglądało po wejściu w życie nowych przepisów?

Ocena będzie dotyczyć trzech kryteriów: poziom naukowy lub artystyczny prowadzonej działalności, efekty finansowe badań naukowych i prac rozwojowych, wpływ działalności naukowej na funkcjonowanie       społeczeństwa i gospodarki Każde z nich będzie ważone inaczej – ze względu na specyfikę dziedziny. Jako że w naukach humanistycznych kryterium wdrożeniowe i patentowe właściwie nie występuje, nie będzie w praktyce brane pod uwagę.

Wiele zmieni się z punktu widzenia indywidualnych karier naukowców. Uczelnia bowiem raz na cztery lata wskaże maksymalnie cztery osiągnięcia, a nie - jak do tej pory - wszystkie. Z tą różnicą, że publikacje wieloautorskie będą liczone w częściach – tzn. nie będą od razu zajmowały całego „slotu publikacyjnego”. Zachęci to do usystematyzowania wiedzy, pewnej syntezy i tworzenia bardziej ambitnych prac. Tym bardziej, że środowisko humanistów od dawna podnosiło, że monografie są podstawowym kanałem dystrybucji wiedzy. 

Cztery osiągnięcia, czyli trzeba się będzie dobrze zastanowić, co wybrać. Skończy się tzw. "punktoza", gdy dwadzieścia słabych artykułów jest wartych tyle, co jeden dobry.

Tak, dążymy do tego, aby skończyć z tym negatywnym zjawiskiem. Zdecydowanie wolimy, aby naukowcy pisali rzadziej, ale lepiej oraz swój dorobek naukowy publikowali w uznanym czasopiśmie. Staramy się także ograniczyć zjawisko tworzenia słabych czasopism, których w Polsce mamy wysyp – ponad dwa tysiące.

Po zmianach punktowane będą przede wszystkim te znajdujące się w międzynarodowych bazach. Chciałbym  obalić pewien mit, w bazach znajduje się kilkaset polskich czasopism (w tym polskojęzycznych), więc nie będzie wymogu publikowanie artykułów w języku angielskim. Ponadto w wykazie czasopism znajdzie się 500 polskich czasopism, których nie ma jeszcze w międzynarodowych bazach naukowych.

Jak polskie czasopismo trafia do takiej międzynarodowej bazy?

Czasopismo musi ukazywać się regularnie oraz posiadać jasny system recenzji. Nie może też publikować tylko artykułów stworzonych przez autorów z jednej jednostki naukowej. W projekcie rozporządzenia określamy wymóg, że ponad połowa publikacji powinna pochodzić z zewnątrz.

Słyszymy  głosy, że niewiele periodyków może spełnić ten wymóg.  To pokazuje, jak wygląda chów wsobny na polskich uczelniach, duża część czasopism jest drukarnią dla swoich, naukowcy z tego samego ośrodka sami oceniają swoją pracę i sami nabijają sobie punkty.

Jak wydawnictwa poradzą sobie ze zmianą zasad?

Ogłosiliśmy konkurs, w którym pięćset czasopism może starać się o dofinansowanie  w wysokości 120 tys. zł. Jego laureaci przez dwa lata będą traktowani, jakby znajdowali się w międzynarodowych bazach. Punktacja będzie zależała od prestiżu oraz wskaźników wpływu - niedługo pojawi się propozycja szczegółowych rozwiązań w tej sprawie.

Jakie zmiany prostudenckie wprowadza ustawa?

Bardzo wiele. Poszerza m.in. możliwość tworzenia studiów interdyscyplinarnych. Nie będzie już żadnych przeszkód formalnych, by student wybierał kierunek dopiero po skończeniu pierwszego roku - tak jest np. na SGH, gdzie nie ma wydziałów. Wprowadzamy jasny system opłat. Już w przyszłym roku maturzysta, który podejdzie do rekrutacji, będzie wiedział, ile zapłaci za wszystkie lata studiów. Zmusi to uczelnie do bycia fair wobec studentów oraz ukróci nieuczciwą konkurencje pomiędzy uczelniami. Obecnie zdarza się, że zachęcają one maturzystów niskimi opłatami za pierwszy rok, a następnie podwyższają je w kolejnych latach.

Już teraz były różne zakazy, prostudenckie rozwiązania, które jednak nie działają w praktyce…

Oczywiście istniały zakazy, ale nie mieliśmy narzędzi, by je egzekwować. Zmienia to ustawa. Ministerstwo będzie mogło nakładać kary administracyjne, nawet do 100 tys. zł, za kontynuowanie niezgodnych z prawem praktyk. I tak np. uczelnia zapłaci do 50 tys. zł za każdy przypadek zawyżania opłat pobieranych od studentów, 5 tys. zł za opóźnianie wydania dyplomów. Natomiast 100 tys. zł kary grozić będzie za prowadzenie studiów na kierunkach, na których otwarcie uczelnia  nie posiada zgody.

Obecnie takie przypadki się zdarzają i ministerstwo mogło co najwyżej wezwać do zaniechania naruszenia. Dzięki nowym rozwiązaniom uczelnie niepubliczne zastanowią się dwa razy, nim się na to zdecydują. Kary pieniężne grozić będą też za nieterminowe umieszczanie recenzji i brak przejrzystości w postępowaniach doktorskich i habilitacyjnych. Do tej pory opóźnienia nie powodowały żadnej wady takiego postępowania.