I to one stawały się wreszcie ostateczną wyrocznią o tym, co jest prawe, a co niedobre. Postęp, jakkolwiek oceniany przez potomnych, musiał odcisnąć swoje piętno także na zwojach i kartach niosących ową mityczną literę prawa. Można więc, z grubsza rzecz ujmując, powiedzieć, że życie toczyło się, a gdy niektóre sytuacje, zachowania, struktury zaczynały niepokoić, to przyszedł czas na porządkujące wkroczenie prawodawcy z nowym aktem prawnym. I dalej wszystko powinno być już OK… do czasu nowej potrzeby.

Wkroczenie rozwiązań prawnych do rzadko penetrowanych wcześniej przez prawo obszarów ludzkiej aktywności pociągnął za sobą potrzebę (?), konieczność (?) regulowania tego, czego jeszcze nie ma, albo tego, co jest, acz zdaniem niektórych winno być zorganizowane inaczej. A wówczas życie zaczyna gonić prawo. I już nie wiadomo, co lepsze. Tak też dzieje się, w Polsce przynajmniej od czasów Komisji Edukacji Narodowej, że ustrój szkoły i okoliczne rozwiązania kreowane są przez prawo, które często rodzi się na naszych oczach. Bywa i tak, że legislatorzy pozorując działanie twórcze reanimują przeszłe już rozwiązania mianując się jednocześnie reformatorami. Co więcej – w społeczeństwie rośnie świadomość prawa i konsekwencji, jakie ze sobą niesie. Co prawda nie idzie to w parze z choćby powierzchowną wiedzą, ale zwroty „mam prawo”, czy „należy mi się” powtarzane są w różnych okolicznościach jak mantra.

Dlaczego o tym piszę? Pewnie ze współczucia. Współczucia wobec 695 tys. nauczycieli, a szczególnie wobec bez mała 46 tys. dyrektorów i wicedyrektorów, którzy w minionym roku szkolnym trudzili się w szkołach i placówkach. Często podczas szkoleń i spotkań powtarzam, że jeszcze dekadę temu powinni byli znać trzy ustawy stricte „oświatowe” i ponad 70 rozporządzeń resortowego ministra. Był to ogromny zasób, bo z przyległościami obejmował co najmniej 110 aktów prawnych. Dziś samych ustaw jest przynajmniej sześć, a reszty, z uwagi na labilność systemu, trudno się doliczyć…

Dlatego szczególną estymą darzę w tej sferze właśnie dyrektorów szkół. Bo to oni zostali w szczególny sposób uhonorowani przez polskie prawo obszernymi wymogami w zakresie kompetencji, szerokim wachlarzem zadań i totalnym brakiem przygotowania w zakresie percepcji, rozumienia i stosowania prawa. Do tego jeszcze muszą posiadać kompetencje dobrego legislatora (statut, uchwały rady pedagogicznej, zarządzenia, decyzje administracyjne, regulaminy i wiele innych), bo na treściach tych aktów w przyszłości mogą zawisnąć rozstrzygnięcia organów administracyjnych lub wyroki sądów powszechnych.

Pamiętając, jak bolesny jest na ogół brak jakiegokolwiek wsparcia w zakresie prawa ze strony obu organów (prowadzącego i nadzoru pedagogicznego), samotny dyrektor albo dryfuje w sieci i korzysta z wątpliwej jakości „gotowców”, albo na własną rękę próbuje się samoedukować, często zresztą z dobrymi wynikami.

Reforma oświaty - przepisy pełne luk i niejasne nawet dla prawników>>

A łatwo mu nie jest, o czym świadczy przebogate orzecznictwo administracyjne (wojewodów, izb obrachunkowych i kolegiów odwoławczych) i sądów (administracyjnych i powszechnych) wobec szkolnych aktów administracyjnych. Przyszli, a może nawet współcześni badacze naszej szkolnej legislacji mogą mieć w zasięgu ręki niezgorszy materiał empiryczny, dodajmy: powszechnie dostępny, który mógłby dostarczyć wielu arcyciekawych wniosków na temat potencjału prawnego szkoły w końcu drugiej dekady drugiego tysiąclecia. Nie idzie mu też z pomocą sam Wielki Legislator, który – dla przykładu – ledwo co (półtora roku temu) uchwaloną ustawę, przewrotnie zwaną prawem oświatowym, już wielokrotnie nowelizował bezpośrednio, a wielokrotnie „przy okazji” (obowiązuje jej jedenasta wersja, a na wejście czeka dwunasta; ostatnią bodaj taką okazją było uchwalenie ustawy o ochronie danych osobowych). Gubią się w tym czasem zawodowi prawnicy, a dyrektor szkoły, przedszkola zresztą też, musi na bieżąco nie tylko znać, ale też wdrażać w życie szkoły stosowne przepisy.

Szkoła to przecież uczniowie i ich rodzice, coraz bardziej wyedukowani, także prawnie, choć czasem – niestety – na zasadzie edukacji w biurze czy w sąsiedzkiej pogawędce. Koniec roku przyniósł, jak zwykle dylematy i wątpliwości związane z ocenami końcowymi. Po raz kolejny, nie tylko w rozmowach znajomych, ale i w publikacjach medialnych powrócił temat: dlaczego moja pociecha otrzymała właśnie tę ocenę?

Nauczyciel przedmiotu albo zapomniał, albo nawet nie wiedział, że ma obowiązek na początku roku poinformować uczniów i ich rodziców o wymaganiach edukacyjnych niezbędnych do otrzymania przez ucznia poszczególnych śródrocznych i rocznych ocen klasyfikacyjnych z zajęć edukacyjnych, zaś wychowawca klasy zaniechał podobnego obowiązku o warunkach i sposobie oraz kryteriach oceniania zachowania. Niby drobiazg, ale dla wielu bywa problemem zdefiniowanie owych wymagań, warunków, sposobu czy kryteriów, pod które trzeba jeszcze podłożyć konkretne treści w konkretnej szkole. Słowem, w tej konfrontacji szkoła (czytaj: nauczyciel) – rodzic właśnie szkoła jawi się jak nieporadny sztubak, który coś próbuje tłumaczyć… albo kwituje zmurszałym już wytrychem, że „takie jest u nas prawo”.

Zacząłem od spraw bardzo ogólnych, nawet nieco przerysowanych, aby ostatecznie dojść do szczegółu, tak ważnego nie tylko w życiu każdego ucznia, ale przecież także rodzica. Na każdym kroku kłania się prawo – to wielkie w postaci ustaw i to maleńkie, w postaci wymagań i kryteriów. W zależności od momentu w naszym życiu to drugie często rozdyma się do potęgi słonia, podczas, gdy to pierwsze przemyka gdzieś chyłkiem niczym mała mrówka. Ala jedno i drugie jest, i tak z jednym, jak i drugim nie raz jeszcze przyjdzie się zmierzyć.

Cóż mogę powiedzieć jako pointę tych rozważań? Z jednej strony chciałbym zachęcić każdego nauczyciela, a dyrektora w szczególności, by bez lęku podeszli do szeroko rozumianego prawa i by starali się je zrozumieć. To może być dobry początek znajomości, która przyda się nie tylko w szkole. Zaś wszystkich, którzy dysponują wiedzą i odpowiednimi zasobami, by znaleźli (i wykorzystali) formułę, która pozwoli wesprzeć system edukacji tak, aby organizacją wewnętrzną i treścią swej istoty był także źródłem szeroko pojętej edukacji prawnej.

Awans zawodowy nauczycieli po zmianach>>

* Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu.