Tę ostatnią opcję sugerują zwłaszcza rodzice dzieci, które z powodu choroby często nie mogą pojawić się na lekcjach. Resort edukacji liberalniejszego podejścia do zdalnych lekcji nie wyklucza, choć podkreśla, że - o ile sytuacja epidemiczna na to pozwoli - zasadą będzie nauczanie stacjonarne.

Czarnek: Szkoły gotowe na to, by zakończyć rok w trybie stacjonarnym>>

 

Niektórzy rodzice przywiązani do zdalnego nauczania

Część rodziców negatywnie ocenia decyzję, by dzieci tuż przed końcem roku szkolnego wróciły do stacjonarnej nauki, uważając, że to nie ma większego sensu. Tym bardziej, że wielu pozytywnie ocenia pewne aspekty zdalnego nauczania - ci postulują pozostawienie możliwości uczenia się w formie zdalnej, także po pandemii - zwłaszcza jeżeli dziecko przez chorobę lub jakieś zdarzenie losowe zmuszone jest do pozostania w domu.

- Jeśli wiele dużych korporacji przechodzi obecnie na hybrydową pracę, to po co rezygnować całkowicie ze zdalnego nauczania. Moim zdaniem to rozwiązanie byłoby bardzo przydatne w sytuacjach gdy np. dziecko jest chore i zostaje w domu. Wtedy nie rosłyby zaległości, mogłoby przynajmniej obserwować i słuchać tego co dzieje się na lekcjach. Poza tym nikt nam nie zagwarantuje, że za kilka miesięcy nie będzie powrotu do takiego trybu - mówi jedna z matek z Warszawy.

Przyznaje, że sama pracuje zdalnie i to poza miejscem zamieszkania. - Mamy rodzinę nad morzem i nie ukrywam, że spędziliśmy tak cały okres nauki zdalnej. Wracałam do Warszawy tylko na kilka dni w miesiącu, żeby pozałatwiać sprawy w biurze. Pracowałam zdalnie, w domu rodziców. A moje córka cały czas była pod ich opieką - mówi.  Nie ukrywa, że powrót dzieci do szkół był dla jej bliskich sporym utrudnieniem. Podobnie mówi prawniczka, która z nastoletnim synem wyjechała do bliskich w Hiszpanii.

- Problemu z nauką, ani z pracą nie było, wystarczyło do tego dobre połączenie internetowe. Ja mogę pracować wszędzie i nie ukrywam, że decyzja o powrocie do szkoły była jedynym powodem powrotu do Polski i dość mocno pokrzyżowała nam plany na najbliższe miesiące - mówi. Dodaje, że dla jej syna te miesiące były szczególnie ważne, bo nie przerywając nauki mógł przez kilka miesięcy spędzać czas z mieszkającymi za granicą dziadkami. - Bardzo chciałabym żeby taka możliwość była i w przyszłym roku. Tym bardziej, że np. nasza szkoła sporo zainwestował w sprzęt dla nauczycieli, komputery, słuchawki, mikrofony. Byłoby marnotrawstwem nie korzystać z tego - dodaje.

 
 
 Mamy możliwości, trzeba z nich korzystać

Również Marek Pleśniar, dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, uważa, że szkoda byłoby zaprzepaścić zdobyte doświadczenia.

- Nauczyliśmy się korzystać z nowych narzędzi, mamy więcej kanałów komunikacji z uczniami, otworzyliśmy się na nowe możliwości, mam nadzieję, że władze oświatowe umożliwią korzystanie z tych doświadczeń - mówi Marek Pleśniar. Zauważa, że komunikatory, utworzone wirtualne klasy mogą być cennym wsparciem dla codziennej pracy szkoły. Pomóc w wymianie materiałów, czy kontakcie z nauczycielami.

 

 

 

- Przed pandemią takie narzędzia wykorzystywano w szkołach eksperymentujących, ostatnie lata zmusiły nas natomiast do upowszechnienia tych rozwiązań. To świetnie, że wracamy do normalności, ale dobrze byłoby, gdybyśmy też wyciągnęli wnioski i lepiej korzystali z narzędzi, które oferuje nam technologia. Nie widzę powodu, by w formie zdalnej nie mogły odbywać się nie tylko zajęcia dodatkowe lub konsultacje, ale też zwyczajne lekcje - podkreśla Marek Pleśniar.

 

 


 

MEN: zasadą stacjonarna nauka

Resort edukacji do sprawy podchodzi mniej entuzjastycznie.  Posłowie pytali MEiN, czy pozostawi jakieś formy zdalnego nauczania już po przejściu szkół w tryb stacjonarny. Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski podkreślił, że będzie to możliwe jedynie w wyjątkowych sytuacjach, bo zasadą jest właśnie ta ostatnia forma nauki.
- Kształcenie na odległość nie jest rozwiązaniem idealnym, ale pozwoliło zachować bezpieczne warunki nauki w czasie trwania epidemii, bez przerywania edukacji w trakcie roku szkolnego - tłumaczy. Zauważa też, że jeżeli uczeń pozostaje w domu z powodu choroby, to powinien raczej dochodzić do siebie, a nie brać udział w lekcjach. - W czasie nieobecności uczeń utrzymuje kontakt ze szkołą, a w miarę możliwości, gdy stan zdrowia na to pozwala, uzupełnia realizowany w szkole materiał edukacyjny - podkreśla wiceminister.

Zatem według MEN zwykłe przeziębienie nie wystarczy, by uczeń mógł brać udział w lekcji za pośrednictwem internetu. Co innego w poważniejszych przypadkach - wiceminister przypomina, że znowelizowano przepisy dotyczące indywidualnego nauczania, dotyczącego uczniów chorych, objętych leczeniem, którzy nie mogą uczęszczać do szkoły. W takich przypadkach wprowadzono możliwość zdalnej nauki. Oczywiście wciąż obowiązuje przepis, który pozwala przejść w tryb nauki zdalnej szkole - po uzyskaniu pozytywnej opinii Państwowego Inspektora Sanitarnego.