„Proces włączania sześciolatków do edukacji szkolnej rozpocznie się w 2009 r., gdyż jest to najkorzystniejszy czas na rozpoczęcie planowanych zmian. Z danych statystycznych wynika bowiem, że od kilkunastu lat spada liczba uczniów w szkołach podstawowych, a w roku 2009 rocznik sześciolatków będzie najmniej liczny. Przesunięcie o kolejne lata wprowadzenia tych zmian uniemożliwi ich realizację" – odpowiadała na interpelację poselską Szumilas, gdy była jeszcze wiceministrem edukacji.
Takie zdanie uzasadniała stopniowym wzrostem urodzeń w kolejnych rocznikach. Decydując się w 2012 r. na przesunięcie reformy, ministerstwo dokonało kolejnych wyliczeń, zakładając, że rodzice w 2012 r. poślą do szkół połowę sześciolatków, a w 2013 r. aż 80 proc.
Założenia okazały się jednak zbyt optymistyczne - w 2012 r. do szkoły poszło zaledwie 18 proc. sześciolatków, a w 2013 r. będzie ich prawdopodobnie ok. 30 proc. Oznacza to, że we wrześniu 2014 r. do szkół trafi 70 proc. rocznika dzieci urodzonych w 2007 r. i cały rocznik 2008, czyli te najliczniejsze w ostatnich latach (ok. 700 tys. uczniów). Resort na razie nie chce komentować tej kwestii.
Szumilas pięć lat temu: po 2012 r. nie da się wdrożyć reformy dot. sześciolatków
W 2008 r. minister Szumilas, powołując się na dane demograficzne, twierdziła, że jeżeli obniżony wiek rozpoczynania nauki w szkole nie stanie się zasadą do 2012 r., to reforma się nie powiedzie. Do takich wypowiedzi dotarła Rzeczpospolita.