W Warszawie aż 7 tysięcy z 47 tys. absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych, którzy złożyli podania do stołecznych szkół, nadal nie wie, w jakiej szkole będzie kontynuować naukę. W Zielonej Górze 552 uczniów nie zostało przyjętych do żadnej szkoły, podczas gdy zostało 533 wolnych miejsc, w Lublinie do szkół nie dostało się 603 uczniów, w tym 104, którzy mieli świadectwa z wyróżnieniem - alarmuje Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Według MEN rekrutacja przebiega zgodnie z planem, a miejsce znajdzie się dla wszystkich uczniów.

 

Zły system rekrutacji podstawą do odwołania>>

 

Szkoła dla każdego - i cóż, że nie taka

- Podobna sytuacja występowała w latach poprzednich. Każdy chciałby się dostać tam, gdzie sobie wybrał. Nie każdy wybór ucznia kończy się sukcesem. To nie jest komfortowe, ale tak jest od wielu lat. W poprzednich latach również uczniowie, którzy mieli czerwone paski, nie dostali się do wybranych szkół - podkreślał minister edukacji Dariusz Piontkowski - Jeżeli uczeń aplikuje do najbardziej obleganych klas, to mogło się okazać, że w niektórych klasach jest po kilku kandydatów. Jeżeli uczniowie nie wskazali innych klas, a tylko te, w których jest największa rywalizacja, to faktycznie problem. Być może trzeba byłoby przemyśleć zmiany w systemie rekrutacji - mówił minister i przypominał, że za rekrutację odpowiadają samorządy.

 

 

 

Według Rzecznika Praw Obywatelskich sytuacja, w której część uczniów nie dostała się do szkół, jest nieakceptowalna i w sposób oczywisty prowadzi do naruszenia do gwarantowanego konstytucyjnie prawa do nauki (art. 70 Konstytucji). Z tym twierdzeniem nie zgadza się minister edukacji, według którego Konstytucja gwarantuje jedynie to, że każdy uczeń będzie mógł kontynuować naukę do 18. roku życia.

 

A jednak złamanie prawa do nauki

- Szkoły po prostu nie są w stanie pomieścić tylu chętnych, ilu się zgłosiło. Owszem, na pewno są miasta, gdzie są jeszcze wolne miejsca, ale nie można przecież zmusić ludzi, by szli do szkoły, do której nie chcą - mówi Mirosław Wróblewski, radca prawny i dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego w Biurze RPO - Ten problem podwójnego rocznika przecież od razu nie zniknie, jasne - były takie duże roczniki, ale to był wyż demograficzny. W tym przypadku to wynik konkretnej decyzji politycznej. Nie dziwię się też, że szkoły i samorządy niezbyt chętnie inwestują w rozbudowę szkół, bo przecież tak duża liczba uczniów utrzyma się przez kilka lat, a potem znów będzie ich mniej - podkreśla.

 

Dodaje też, że MEN błędnie interpretuje prawo do nauki i przegrało z RPO kilka spraw z rzędu w Trybunale Konstytucyjnym, dotyczących właśnie wykładni art. 70. Podkreśla, że prawo do nauki oznacza nie jakąkolwiek możliwość kontynuowania nauki, tylko realną możliwość.

- Co prawda nie ma na poziomie liceum gwarancji przyjęcia bez względu na liczbę uczniów, to jednak za skalę tego problemu i fakt, że stworzono go sztucznie, decyzją polityczną, odpowiedzialność ponosi MEN - mówi Mirosław Wróblewski - Tu nie ma sporu, fakty są jednoznaczne. Problematyczne jest prezentowanie tych faktów w sposób, w jaki robi to MEN. Osoby, które tego nie śledzą mogą nie wiedzieć, jak to wygląda, bo miejsc faktycznie jest więcej, niż uczniów. Tyle, że to trochę tak, jakby ktoś chciał pojechać z Warszawy do Krakowa i PKP mu odpowiadało, że faktycznie - biletów na pociąg z Krakowa już nie ma, ale nie ma problemu, bo miejsc w pociągach jest więcej, niż osób na dworcu, szkopuł tylko w tym, że te pociągi czekają puste w Lublinie - dodaje.


Odwołanie mało skuteczne

Uczeń może odwołać się od decyzji o nieprzyjęciu do szkoły.  Według radcy prawnego Dominika Kucharskiego może nawet próbować kwestionować system rekrutacji do szkół, bo sposób funkcjonowania elektronicznego systemu służącego do rekrutacji nie jest określony ani w ustawie, ani w rozporządzeniu określających zasady rekrutacji do szkół średnich. Jak jednak podkreśla Mirosław Wróblewski, to nie jest duże pocieszenie dla ucznia, który nie dostał się do szkoły.

 

 

- Odwołania służą kontroli prawidłowości rekrutacji, tutaj to nie problem błędnej decyzji, a wyboru dokonanego przez ucznia. Co nie znaczy, że można tłumaczyć uczniom, że po prostu mieli pecha. Zgoda, została podjęta decyzja o zmianie struktur szkolnych, ale trzeba było wyjaśnić uczniom, jak to będzie funkcjonować i jakie jest ryzyko składania podania tylko do jednej wybranej szkoły. Nawet gdyby te odwołania były rozpatrzone pozytywnie, to placówki oświatowe nie są z gumy i i tak  nie będzie dla tych uczniów miejsc - mówi Mirosław Wróblewski.