Beata Igielska: - Dlaczego pana tak przeraziło lex Wójcik, autorstwa Michała Wójcika, wiceprzewodniczącego Solidarnej Polski i ministra w kancelarii premiera?

Jarosław Pytlak: Bo to wprowadzenie do ustawy branżowej – Prawa oświatowego przepisów karnych, których miejsce powinno być w Kodeksie karnym. Bo poddane konsultacjom społecznym sankcje, mimo powszechnej krytyki, zostały nie tylko utrzymane, ale tuż przed złożeniem projektu w Sejmie – jeszcze podwyższone. Wreszcie dlatego, że sankcja za nadużycie uprawnień lub zaniedbanie obowiązków ma być stosowana w przypadku „szkody małoletniego”. To bardzo enigmatyczne kryterium, niezdefiniowane w prawie. Powtórzę, kary za przestępstwa powinny być w kodeksie karnym, a nie w prawie branżowym. A w tym konkretnym przypadku z jednej strony uprawnienia dyrektora są bardzo szerokie, z drugiej bardzo nieprecyzyjne. W związku z tym łatwo narazić się na zarzut nadużycia uprawnień bądź niedopełnienia obowiązków.

 



Dam przykład. Niech dziecko targnie się na swoje życie, niekoniecznie na terenie szkoły. Rodzice oskarżą szkołę, że przyczyna leży po jej stronie, bo dziecko było sfrustrowane z powodu, na przykład, słabych stopni. Potem wyciągnie się regulaminy oceniania i okaże się, że coś jest nieprecyzyjne, albo ktoś niezbyt dobrze zastosował zapisy. Nie mówię, że od razu dyrektor zostanie skazany, ale po sądach się nachodzi, broniąc się przed zarzutem, że próba samobójcza nie jest winą szkoły. Na końcu może zresztą okazać się, że dyrektor odpowie karnie, bo to on za wszystko w szkole odpowiada. Każdy błąd nauczyciela można połączyć z zarzutem niewystarczającego nadzoru ze strony dyrektora. Dla mnie zmiana lex Wójcik jest jakościowa, to straszak na dyrektorów.

 

Czy dyrektorzy w swej masie zdają sobie sprawę z konsekwencji lex Wójcik?

W tej chwili są potwornie zmęczeni pandemią, mają kiepskie nastroje. Teraz się troszeczkę uspokoiło, ale w listopadzie mieliśmy w szkołach armagedon, przez miesiąc był niekończący się kontredans kwarantann. Miałem dzień, kiedy 1/3 nauczycieli nie było w pracy. Moi znajomi dyrektorzy nie bardzo przejmują się zmianami z powodu wielkiego zmęczenia i zmagania się z bardziej palącymi problemami. Mają poczucie obowiązku, są dyrektorami z przekonania.

 

No to niedobry moment na kolejne zmiany prawne.

Problem polega na tym, że inny kontrowersyjny, aktualnie procedowany projekt, tzw. lex Czarnek, które jest w chwilowym zawieszeniu, choć jest to zawieszenie raczej taktyczne, po wymianie kadry kierowniczej na wierzącą w wartości wyznawane przez PiS mógłby sobie spokojnie działać. W lex Czarnek chodzi głównie o możliwość zwolnienia dyrektora bez gody organu prowadzącego, jeśli ten nie wykona zaleceń pokontrolnych. Druga sprawa dotyczy wpuszczenia jakiejkolwiek organizacji do szkoły. Wtedy dyrektor musi wystąpić do kuratora o zgodę z dwumiesięcznym wyprzedzeniem, musi mieć pozytywne opinie rady rodziców, rady szkoły. Potem kurator wyrazi zgodę lub nie. Jeśli nie zajmie stanowiska, po 30 dniach trzeba ponownie zawiadamiać rodziców i wszystkich zainteresowanych. A często problem do rozwiązania w szkole jest teraz, a nie za dwa miesiące. Po takim czasie już się zakończy, albo rozwinie do niesamowitych rozmiarów. Krótko mówiąc, kurator dostał możliwość zablokowania zajęć pozalekcyjnych. Jednak lex Wójcik może trafić naprawdę każdego. Będzie ścieżka karna: prokurator, dochodzenie.

Czytaj: Jednak zawieszenie prac nad Lex Czarnek >>

Czyżby prawodawca nie zdawał sobie sprawy, że kręci bat także na swoich?

Wiadomo, że jednoosobowy nadzór dyrektora szkoły, szczególnie w dużej placówce, musi opierać się na zaufaniu i delegowaniu uprawnień. Odpowiedzialność jest na dyrektorze szkoły, tak było zawsze, ale teraz dokładają nam dodatkowe obciążenia. Po wprowadzeniu lex Wójcik 30 tys. ludzi powinno rzucić papierami i tylko patrzeć z boku na samobójców, którzy będą nowymi dyrektorami.

 

To dlatego ostatnio napisał pan szereg przygnębiających postów z puentą: trzeba ewakuować się ze szkoły?

To była pierwsza myśl - ewakuacja. Dyrektorzy z różnych przyczyn zostaną jednak na swoich stanowiskach. Ci związani z obecną władzą myślą, że ich nowy przepis nie będzie dotyczyć. Niby dlaczego? Tu przecież nie chodzi o zaufanie do władzy, ale o łatwość podejmowania oskarżeń i kierowania różnych sytuacji na ścieżkę postępowania karnego. Nawet jeśli ostatecznie postępowanie zostanie umorzone, będą niepotrzebne nerwy. Lex Wójcik to zagrożenie fizycznego bezpieczeństwa dyrektora. Według tej propozycji prawnej powodem ukarania dyrektora może być nadużycie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków, których skutkiem jest wspomniana „szkoda małoletniego”. To pojęcie jest zupełnie niedodefiniowane. Będzie więc według zasady: dajcie mi człowieka, paragraf się znajdzie.

  

W ostatnich naszych rozmowach mocno przewija się wątek bezsilności. Jeśli Jarosław Pytlak traci ochotę na edukację, to jest straszna dla niej diagnoza.

Poczytałem opinie na temat lex Wójcik zgłoszone w trakcie konsultacji projektu. Poddają one w wątpliwość potrzebę wprowadzenia takich zmian. W uzasadnieniu do ich wprowadzenia napisano wprost: w pewnych sytuacjach dyrektorzy palcówek niepublicznych mogą być bezkarni. Rzeczywiście, dyrektorzy placówek publicznych jako funkcjonariusze państwowi już teraz podlegali wszelkiej odpowiedzialności karnej. Dyrektor oświatowej placówki niepublicznej nie jest funkcjonariuszem państwowym, więc uznano, że jest niezbędne załatanie luki prawnej poprzez wprowadzenie takich zapisów.

Przy okazji wprowadza się te kary także dla dyrektorów szkół publicznych. Unia Metropolii Polskich napisała wprost, że to jest narzędzie, którym kurator może pognębić nielubianego dyrektora. Nie jestem przestępcą, ale mogę się nim stać niechcący. Mam na tyle dużą wyobraźnię, że wyobrażam sobie wiele sytuacji. „Szkodą małoletniego” może być wszystko. Rozumiem, że 99 procent dyrektorów lex Wójcik nie dotknie. Ale sam pomysł na takie prawo bardzo mnie oburza, bo pokazuje eskalację do maksimum braku zaufania do kadry zarządzającej oświatą niepubliczną. A wystarczyło o trzy słowa rozszerzyć listę funkcjonariuszy publicznych: dyrektor szkoły niepublicznej. Niepojęte jest dla mnie, że ktoś w taki pomysł brnie, a na ostatniej prostej jeszcze go zaostrza.

Jarosław Pytlak, od 1990 r. dyrektor Szkoły Podstawowej nr 24 STO w Warszawie, od 2007 r. Zespołu Szkół. Biolog i pedagog, nauczyciel biologii, chemii i przyrody, harcmistrz. Odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Srebrnym Krzyżem „Za zasługi dla ZHP” oraz Złotą Odznaką Społecznego Towarzystwa Oświatowego. Autor bloga Wokół szkoły.