Przyczynkiem do ponownej dyskusji na temat immunitetu dla recenzentów był wyrok Sądu Apelacyjnego (sygn. akt: VI ACa 1433/22), w którym sąd – inaczej niż sąd pierwszej instancji - uznał, że negatywna recenzja z 2016 r. nie naruszała dóbr osobistych habilitantki, której wniosku dotyczyła.

 

Recenzje artykułów naukowych - błędy i postulat zmian>>

 

Miałkość i próba wyłudzenia stopnia naukowego

Recenzentka negatywnie oceniła dorobek naukowy habilitantki i nie siliła się na szczególną subtelność w tym zakresie. Stwierdziła m.in., że bulwersują ją przyznane recenzowanej wyróżnienia, w tym przyznane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego stypendium dla wybitnych młodych naukowców, co miało być „jaskrawym przykładem marnotrawienia środków publicznych” i służyć miało „promowaniu osoby o wątpliwych kompetencjach naukowych”. Teksty habilitantki określiła jako „miałkie” i postawiła zarzut: „próby oszustwa i de facto wyłudzenia stopnia naukowego”. Sprawa trafiła do sądu – habilitantka, której dorobek w ten sposób oceniono, wskazała, że użyte w recenzji sformułowania naruszają jej dobre imię.

-Zdecydowałam się wystąpić na drogę sądową, ponieważ zarzuty dotyczące nieprawdziwych informacji na temat mojego dorobku naukowego, które zostały zawarte w recenzji oraz w wypowiedziach recenzentki odnotowanych w protokole z posiedzenia Komisji habilitacyjnej były skutecznie ignorowane przez organy powołane do ich rozpatrzenia - mówi Prawo.pl dr Monika Mularska-Kucharek. Wskazuje, że taką drogę doradzono jej na uczelni, informując, że w tej sytuacji habilitant jest na przegranej pozycji. - Szanowałam i szanuję prawo do krytycznej oceny dorobku habilitanta, ale żadna recenzja, jeśli ma pozostawać w zgodzie z przepisami i standardami wypracowanymi przez środowisko naukowe nie może zawierać treści nieprawdziwych, dyskredytujących i obraźliwych dla habilitanta. A to ma miejsce w moim przypadku. Wiele osób, które znały skalę naruszeń zachęcało mnie to wytoczenia pozwu. Były i takie, które twierdziły, że to niewłaściwe, bo „recenzent jest niczym Bóg”,  i że jeśli to zrobię, to o habilitacji mogę zapomnieć. Mając świadomość konsekwencji, uznałam, że bez habilitacji można żyć, bez godności nie - podkreśla. Wskazuje, że jej argumenty podzielali zarówno rzecznik praw obywatelskich (pismo rzecznika), jak i prokurator, która zdecydowała się przyłączyć do postępowania. Rację habilitantce przyznał również sąd pierwszej instancji. Uznał, że pozwana sformułowaniami użytymi w recenzji wywołała negatywny wydźwięk i nieprzychylne wyobrażenie o powódce. Podkreślił przy tym, że pozwana nie wykazała, że jej działanie nie było bezprawne. - Fakt, że celem postępowania w przedmiocie habilitacji jest weryfikacja dorobku naukowego osób tak, by do dalszych awansów przechodzili naukowcy spełniający najwyższe wymogi ustawowe, uprawniało wprawdzie pozwaną do przedstawienia negatywnej oceny kandydata, jednak nie upoważniało do użycia słów czy sformułowań poniżających godność osobistą – podkreślił.

Innego zdania był natomiast Sąd Apelacyjny. Choć przyznał, że sformułowania zawarte w recenzji „w negatywnym świetle stawiały nie tylko dorobek naukowy powódki, ale również jej osobistą uczciwość”, to uznał, że nie były one bezprawne. - Przede wszystkim należy stwierdzić, że pozwana jako recenzentka dokonań naukowych powódki, przeprowadzając krytyczną ocenę tych dokonań, działała w ramach obowiązującego porządku prawnego – podkreślił. - Sformułowania te pozostają w zakresie tzw. języka powszechnego, nie są sformułowaniami kolokwialnymi, wulgarnymi, nacechowanymi emocjonalnie. W konsekwencji są nie znalazł podstaw, żeby stwierdzić, że opisane zwroty zawarte w recenzji były działaniem godzącym w dobra osobiste powódki - orzekł Sąd Apelacyjny.

Czytaj też w LEX: Gurdek Magdalena, Osiągnięcie naukowe albo artystyczne stanowiące znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny w rozumieniu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce >

 

Giordano Bruno nie spłonął za złośliwości

Mimo że sprawa zakończyła się pomyślnie dla recenzentki, część środowiska naukowego uważa, że konieczne jest wypracowanie rozwiązań prawnych tak, by za treść recenzji w ogóle nie dało się nikogo pociągnąć do odpowiedzialności. Wskazują, że fakt, że za ocenę pracy czy dorobku innego naukowca można w ogóle stanąć przed sądem, już sam w sobie powoduje efekt mrożący i wymusza pisanie wyłącznie pozytywnych recenzji - postulaty objęcia recenzentów immunitetem formułują m.in. rozmówcy "Forum Akademickiego". Podkreślają także, że możliwość stawienia uczonego przed sąd za rzetelną, ale negatywną recenzję czy ekspertyzę naukową, oznacza poważne ograniczenie wolności badań, a w rezultacie nawet cofnięcie do czasów, gdy spalono na stosie Giordana Bruna. Szans na zwiększenie w najbliższej przyszłości zapotrzebowania na drewno do rozpalania stosów nie widzą natomiast eksperci Prawo.pl. Podobnie, jak potrzeby zmiany przepisów w tym zakresie.

- Absolutnie nie uważam, że recenzenci powinni korzystać z jakiegoś rodzaju immunitetu - powinni podlegać odpowiedzialności na takich samych zasadach, jak krytycy teatralni czy kulinarni – uważa Andrzej Zorski, adwokat z kancelarii PZ. Wskazuje, że ewentualnie można by pomyśleć o takiej modyfikacji przepisów, żeby recenzent odpowiadał dyscyplinarnie, a jedną z kar byłby np. zakaz piastowania takich funkcji w przyszłości, szczególnie jeśli przegrywałby takie procesy w sądach cywilnych, lub tym bardziej karnych. - Nie da się oczywiście w jednym zdaniu ująć granic dozwolonej krytyki, bo takie przypadki trzeba rozpatrywać kazuistycznie. Moim zdaniem głównym wyznacznikiem powinno być jednak to, czy recenzja skupia się na pracy, czy na autorze pracy. Uderzanie bezpośrednio w osobę pretendującą do tytułu naukowego, która nie ma na celu wykazania błędów w samej pracy moim zdaniem powinna być inkryminowana, szczególnie jeśli jej język jest nazbyt ostry – uważa.

 

Katarzyna Lejman adwokatka, partner w Kancelarii SKP (Ślusarek Kubiak Pieczyk) wskazuje, że w naszym systemie prawnym funkcjonuje już prawo do dozwolonej krytyki, które wywodzi się z wolności słowa. - W przypadku wypowiedzi recenzenckich będziemy mówili o dozwolonej krytyce, która wówczas objęta jest ochroną prawną jeśli jest rzeczowa, opiera się na prawdziwych informacjach i musi być napisana taki językiem, który nie jest obraźliwy, jest w dobrym tonie, kulturalny. Jeśli forma nie przekracza dobrego smaku, a krytyka nie bazuje na wymyślonych informacjach, to można naprawdę dużo powiedzieć o drugiej osobie i jej pracy - mówi mec. Lejman. Podkreśla, że recenzja nie może abstrahować od ocenianej treści czy pracy. - Przykładowo jeśli recenzent odnosiłby się do życia prywatnego danej osoby, lub do treści niezwiązanych z samym dziełem, które jest oceniane, i na tym opierał negatywną swoją ocenę, wówczas mogłyby się pojawić uzasadnione wątpliwości co do rzeczowości takiej krytyki. Niemniej jednak uważam, że nie potrzebujemy nowego dodatkowego immunitetu dla autorów recenzji. Przepisy, które od lat funkcjonują, i orzecznictwo do nich, dają dobre kierunkowskazy zarówno recenzentom jak i autorom recenzowanych treści do tego co wolno a co nie - podsumowuje.  

Czytaj też w LEX: Adamus Rafał, Wolność wyboru rodzaju działalności naukowej a przesłanki ustawowe uzyskania tytułu naukowego profesora >

 

Ocena dorobku to nie ocena autora

- Recenzuje się dorobek naukowy, określoną pracę, określoną aktywność danej osoby, więc każda recenzja nawet krytyczna powinna mieć w centrum swojej uwagi przedmiot a nie osobę - mówi prof. Konrad Osajda z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. - Wtedy może być też bardziej wyrazista. Trzeba też pamiętać, że celem recenzji jest dokonanie pewnej oceny, a każda ocena wiąże się z tym, że w toku jej dokonywania mogą się ujawnić rzeczy krytyczne, których oceniany nie chciałby zobaczyć, lub z którymi się nie zgadza. Tak długo jak oparte jest to na faktach, na przedmiocie i jest uzasadnione, nie jest frywolnym wskazaniem np., że dorobek jest bardzo słaby, czyli ma uzasadnienie, wydaje się że przy obecnym stanie prawnym, rozsądnie, mądrze stosujące prawo sądy powinny nie mieć wątpliwości, że do naruszenia dobra osobistego nie doszło - mówi.

Profesor przyznaje, że można sobie wyobrazić recenzję złośliwą. - To jak z przepisami prawa. Każde prawo można użyć, ale można je też nadużyć. Więc nie da się systemowo uniknąć sytuacji, że recenzje będą nieuczciwe przez to, że są złośliwe. Pytanie, czy wówczas osoba recenzująca powinna zostać objęta pełnym immunitetem. Uważam, że nie. To powinno pozostać na poziomie elastycznym oceny punktowej. Nie powinien być immunitet absolutny, bezwzględny, który pozwalałby pod szyldem recenzji napisać wszystko. Odpowiedzialność za słowo - ten, który wygłasza ocenę powinien brać zawsze. Niewątpliwie granice krytyki w przypadku recenzji są szersze i powinny być szersze, dopuszczalne są wyraziste, zdecydowane wypowiedzi, także negatywne, ale - co istotne - zawsze uzasadnione - dodaje. Dopytywany o samo słownictwo, profesor podkreśla, że nawet jeśli recenzja jest krytyczna, to recenzenta obowiązują normy kultury, w tym kultury słowa. - Przykładowo zamiast określenia marnotrawienia środków, recenzja wyważona, przedmiotowa i krytyczna powinna wskazywać, że środki - w ocenie recenzenta - nie zostały należycie, właściwie wykorzystane. Przy czym nie da się abstrakcyjnie ocenić, czy użycie słowa marnotrawstwo jest naruszeniem dobra czy nie. To samo można powiedzieć w sposób nacechowany emocjonalnie więcej i mniej. Recenzja naukowa jest formą wypowiedzi naukowej, ma być rzetelna, czasami bardzo krytyczna, ale nie emocjonalna - dodaje.

 


Recenzja ma pomóc w rozwoju

Jak podkreśla prof. Piotr Stec z Uniwersytetu Opolskiego, sąd doszedł do wniosku, że interes publiczny w postaci ochrony akademii przed kiepskimi pracami naukowymi ma przewagę nad formą.
-  Niemniej - moim zdaniem - najbardziej udaną analogią jest ta do recenzji teatralnych. Było dwóch genialnych recenzentów, Tuwim i Słonimski, których recenzje często prowadziły do spraw sądowych o zniesławienie, i czasem te procesy przegrywali. Uważam, że recenzja naukowa, podobnie jak recenzja teatralna nie musi być sformalizowana, jak pismo procesowe. Co nie oznacza, że recenzent ma pełną dowolność w konstruowaniu argumentów - jeżeli miałbym wskazać jakieś czerwone flagi, to byłyby to znęcanie się i poniżanie. Mogę napisać, że coś jest fatalne, mogę to zrobić ostrym językiem, ale tu należy jasno wytyczyć granicę  -podkreśla. Jego zdaniem, każda recenzja krytyczna w szerokim sensie narusza dobra osobiste, bo nikogo nie cieszy negatywna opinia. Recenzent nie może jednak zapominać, w jaki celu ową recenzję pisze.  – Ma wskazać punkt po punkcie, co recenzowany ma poprawić, a nie np. nazywać autora idiotą. To nieszczególnie konstruktywne. Zatem - choć uważam, że recenzent może sobie pozwolić mniej więcej na tyle, na ile złośliwy krytyk teatralny, to musi mieć na uwadze, że od niego zależy czyjaś przyszłość – wskazuje prof. Stec.

Czytaj też w LEX: Gurdek Magdalena, Sposób procedowania w razie otrzymania dwóch negatywnych recenzji w postępowaniu doktorskim >

 

System i tak po stronie recenzenta

Podkreśla, że jeżeli przepisy miałyby ulec zmianie, to należy rozważyć ewentualnie nie immunitet, a ograniczenie odpowiedzialności recenzenta. - W tym sensie, by jasne było, że czynności związane z recenzowaniem lub zasiadaniem w komisjach dyscyplinarnych są obowiązkami pracowniczymi i jasne było, do jakiej kwoty odpowiada recenzent. Jednak konieczne jest też przemyślenie całego systemu habilitacji - bo przepisy są skrajnie niekorzystne dla habilitanta, który nie ma możliwości polemiki z oceną, a w przypadku równej liczby recenzji pozytywnych i negatywnych nie ma szans na otrzymanie stopnia, nawet gdy w czasie kolokwium przekona całą komisję habilitacyjną do swoich tez . Warto wrócić do dyskusji o tym, po co habilitacja w naszym systemie i czy nie powinna być w większym stopniu powiązana z tym, czy ktoś poradzi sobie z prowadzeniem doktoranta - zauważa.

Czytaj też w LEX: Gurdek Magdalena, Liczba osiągnięć naukowych albo artystycznych, stanowiących znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny, konieczna do wykazania we wniosku habilitacyjnym >

Na skrajną nierówność stron zwraca uwagę również prof. Grzegorz Krawiec z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. - Recenzent jest podmiotem fachowym; powinien dochować należytej staranności przy jej sporządzaniu. Może jednak niewłaściwie ocenić dorobek, mylić fakty (może np. uznać, że doktorant/habilitant nie ma publikacji międzynarodowej, gdy tymczasem taką publikację posiada). Nie ma obecnie możliwości wzruszenia recenzji, w której jej autor twierdzi, że czarne jest białe - podkreśla. Wskazuje, że standardy dotyczące recenzji nie mają obecnie formalnego charakteru - istnieją jedynie kodeksy etyki, które nie są wiążące. - Pojawia się jednak pytanie, czy pewne zasady etyczne dot. pisania recenzji powinny się znaleźć w przepisach powszechnie obowiązujących, np. jako załącznik do rozporządzenia ministra? Przede wszystkim wymagałoby to zmiany ustawy, poprzez wprowadzenie ustawowego upoważnienia do wydania rozporządzenia. Czy kolejna reglamentacja w tym obszarze jest potrzebna? Moim zdaniem, niekoniecznie. Nie zawsze zaistniały problem powinien być rozwiązywany przez wprowadzanie nowego prawa - zauważa. - Reasumując: o profesjonalizmie recenzenta świadczy sporządzona przez niego recenzja. Jeżeli są w niej złośliwości, uszczypliwości wobec doktoranta/habilitanta, to świadczy to o małości recenzenta. Czasem wręcz o infantylności; jednym z jej objawów jest nadmierna emocjonalność - podkreśla prof. Krawiec.

Czytaj też w LEX: Dajnowicz-Piesiecka Diana, Kierznowski Łukasz, Awanse naukowe młodych naukowców (perspektywy i wyzwania) >