B.S.:  Skąd  i  w  którym  momencie  Pańskiego  życia  pojawił  się pomysł  zostania  na uczelni? Czy pomysł ten pojawił się już podczas Pańskich studiów? 

R.R.: Tak, myślałem o kontynuowaniu nauki już od samego początku studiów. Myślę, że już na drugim roku zdecydowałem o tym, że chcę podjąć się pisania pracy doktorskiej. Skoro jeden etap (studiowanie) był już realizowany, to nic nie stało na drodze, by  – w ramach  planów  na  przyszłość  –  ustalić  kolejne  priorytety, którym warto  byłoby  się podporządkować.  Gdy  tylko rozpoczynałem  zajęcia  seminaryjne zdecydowałem,  że zdradzę swój plan mojemu promotorowi – dr. hab. Łukaszowi Pohlowi. To On wskazał mi, na  czym  powinienem  się  skupić  (udział  w pracach kół naukowych,  ELSA,  poradnia prawna,  pisanie artykułów  i  generalnie  rozwój),  by droga  do  doktoratu  była znacznie prostsza. To bardzo dobrze spotkać na swojej drodze ludzi przychylnych, którzy zechcą nam pomóc, za co oczywiście swojemu Profesorowi jestem bardzo wdzięczny i obecnie sam staram się nakłaniać wcześniejszych swoich studentów do pracy na uczelni – zresztą z jednym z moich wychowanków od tego roku współpracuję. 
 
B.S.: Co Panu daje praca na uczelni? 
R.R.:  Myślę,  że  przede  wszystkim  satysfakcję.  Odkąd pamiętam chciałem być nauczycielem  (i  w  zasadzie  już  od  10 lat  tym właśnie,  na  różnych  polach mojej aktywności, się zajmuję), lecz z końcem nauki w liceum zostałem nieco „sprowadzony na ziemię” za  sprawą  moich  nauczycielek,  które zdecydowanie  (z racji  na kwestie ekonomiczne) odradzały mi pójście w ich ślady. Jak jednak widać, cytat z „Alchemika” P. Coelho:  „I  kiedy  czegoś  gorąco pragniesz,  to  cały wszechświat  sprzyja  potajemnie twojemu pragnieniu” ma w sobie sporo racji. Zawsze na zajęcia ze swoimi studentami idę  z pełnym  uśmiechem,  ponieważ  robię to,  co  sprawia  mi ogromną przyjemność. Oczywiście praca na uczelni to nie tylko zajęcia dydaktyczne, ponieważ (słusznie) wymaga się od nas także zaangażowania naukowego. Zakładam, że wielu ludzi chciałoby stworzyć coś  własnego  i pozostawić  to  dla  innych.  Mnie  się to  udało  dwukrotnie:  mam  swoją orkiestrę,  z której  jestem ogromnie  dumny,  a  poza  tym  praca  naukowa  daje mi możliwość i zapał do pisania artykułów i pracy nad doktoratem, który mam nadzieję w najbliższym czasie ostatecznie będzie sfinalizowany.   
 
B.S.:  Czy  Pańskim  zdaniem  praca  na  uczelni  jest  dobrą alternatywą  dla aplikacji prawniczej?
 
R.R.:  To  bardzo  trudne  pytanie,  ponieważ  (póki  co)  nie  mam doświadczenia w porównywaniu obu tych płaszczyzn. Sam jestem osobą, która chyba najlepiej czuje się właśnie w tym, co robi, natomiast nie wiem, czy jako praktyk byłbym równie zadowolony ze swojej pracy. Jeżeli ktoś idąc na studia prawnicze od samego początku widzi siebie w todze,  to  pewnie zadowolenie będzie  odczuwał  za każdym  razem  wchodząc na salę rozpraw, niekoniecznie ciesząc się z pracy nad biurkiem, gdy chodzi o przelanie swoich wątpliwości,  czy  też  spostrzeżeń teoretyczno-prawnych  na  papier.  I  odwrotnie,  osoby szukające swojego  miejsca w  mniej  stresującym  środowisku,  z pewnością  nie  znajdą pocieszenia  w  pracy, gdzie  „na wczoraj”  trzeba  mieć  przygotowanych  10  pism procesowych. Są jednak  osoby,  które  świetnie  się  asymilują  i  jedna,  czy druga ewentualność,  to dla nich  po  prostu  dwie  strony  tego samego  medalu.  W przypadku wyboru  – każdorazowo  należy ustalić,  co  dla  kogo jest  najważniejsze,  gdy  zaś można pozwolić sobie na luksus pracy na uczelni oraz na robienie aplikacji, co – rzecz jasna – daje takiej  osobie  zadowolenie,  to myślę,  że  warto  przyjąć  na siebie te  zdwojone obowiązki,  by w  przyszłości  być  nie  tylko  dobrym praktykiem, lecz  także móc  się pochwalić świetnym warsztatem z wiedzy teoretycznej, która przecież i tak przydatna jest każdemu, kto z szeroko pojętym prawem ma do czynienia. 

B.S.: Porozmawiajmy chwilę o bliskim Panu temacie – o doktoracie. Jest Pan w trakcie pisania  swojej  pracy doktorskiej.  Czy  Pana zdaniem doktorat  cieszy się zainteresowaniem wśród środowiska prawników? 
 
R.R.: Myślę, że odpowiedzi na to pytanie może być tak wiele, jak wielu przedstawicieli tego środowiska prawników byśmy zapytali. Mam kolegów i koleżanki, którzy świetnie się sprawdzają, łączą pracę na uczelni z obowiązkami w kancelarii, czy na aplikacjach. Na doktorat  trzeba  –  w  moim  przekonaniu  – spojrzeć,  jak  na możliwość,  która  daje  nam rozwój,  otwiera  wiele  drzwi, pozwala  na  spotykanie  ludzi,  cieszących  się wyjątkową estymą w naszym środowisku (autorów podręczników, z których się uczymy, członków komisji kodyfikacyjnych,  którzy  przecież  w  ogromnym  stopniu  mają wpływ  na kształt prawa i porządku, w którym się poruszamy na co dzień). Z drugiej jednak strony wiem, że dla części praktyków nadmierne dysputy nad licznymi kwestiami teoretycznymi nie mają sensu  (choć  sam  z  tym  stanowiskiem się nie  zgadzam). Zdawać  sobie  trzeba  sprawę  z tego,  że doktorat to  jedynie zwieńczenie pewnego  okresu,  który  siłą  rzeczy  musi się przyczynić  do  naszego  rozwoju,  a przecież  przyszli klienci, oskarżeni,  czy  pokrzywdzeni powinni  liczyć  na  jak najlepsze rozwiązanie  ich  spraw,  a  temu  dodatkowa  wiedza, czy umiejętności zawsze będą sprzyjały. 
 
 
B.S.: Już dwukrotnie został Pan stypendystą programu Erasmus i miał Pan przyjemność wyjechać do Stambułu w celu zdobycia nowych doświadczeń naukowych. Czy tego typu możliwości rozwoju są dla Pana ważnym elementem pracy na uczelni?
 
R.R.:  Udział  w  różnego  rodzaju  wymianach,  wspólnych przedsięwzięciach naukowych, zjazdy katedr prawa, czy konferencje zawsze dają asumpt do głębszego zastanowienia się na wybraną materią prawa. To również kolejna z możliwości do integrowania środowiska prawniczego,  wymiany  poglądów, bądź też  –  bardziej  utylitarnie  – do skorzystania  z wiedzy  i źródeł, dostępnych  w różnych  ośrodkach  naukowych,  czy też u innych osób. Szczególnie  w  pracy naukowej,  wymiana doświadczeń, poznawanie  odrębnych  od naszego porządków prawnych i zwyczajna rozmowa mogą się przyczynić do powstania wielu interesujący  tez,  które  to  z  kolei  przybliżą innym  pewien  zarys  instytucji,  czy sposobu radzenia sobie z pewnymi sprawami w różnych miejscach. Wyjazdy za granicę są w tym względzie szczególnie interesujące i pomocne, np. komparatystyka prawnicza w istotny sposób wzbogaca tworzone artykuły lub doktoraty. 
 
B.S.:  Proszę  powiedzieć  co  Pan  sądzi,  patrząc  z perspektywy czasu,  o młodych studentach  prawa.  Czy  wraz  z  nowym rocznikiem  da  się zaobserwować  wśród  nich jakieś zmiany w kwestii podejścia do przedmiotu, etc? 

R.R.:  W  tej  sprawie  wiele  zależy  od  tego,  jakie  w  danym roku otrzyma  się grupy studentów  oraz  ile  osób  zaangażowanych właśnie  w  dany  przedmiot pojawi  się  na zajęciach.  Z perspektywy  czasu  widzę,  że  każdy  rocznik  był inny,  choć trudno  jest zwyczajnie powiedzieć, że z roku na rok jest coraz lepiej albo coraz gorzej, bo taka ocena nie mogłaby być słuszna. Wiele zależy od tego, w jaki sposób prowadzi się zajęcia, na ile jest się w stanie zainteresować studentów określonym tematem, czego się od studentów oczekuje  i  od  mnóstwa  innych czynników.  Tym  niemniej,  by zmobilizować  moich obecnych podopiecznych do pracy powiem, że mam nadzieję, iż nie tylko dorównają oni swoim poprzednikom, lecz nawet ich w znacznym stopniu przerosną  – i oby tak było z każdym  kolejnym rocznikiem, bo  bez  zwiększonych wysiłków  żadna  praca  przecież  nie zostanie wykonana dobrze. 
 
B.S.: Jest Pan asystentem w Katedrze Prawa Karnego na Uniwersytecie Szczecińskim. Dlaczego wybrał Pan specjalizowanie się akurat w tej gałęzi prawa? Czy prawo karne 
od zawsze Pana interesowało? 

R.R.:  Według  mnie  jest  wiele  interesujących  gałęzi  prawa,  w których  –  zależnie od upodobania  –  można  znaleźć szczególnie ważne  kwestie  dla  siebie.  We  mnie jednak zamiłowanie  prawem karnym  zostało  zaszczepione przez  mojego „ćwiczeniowca”  – dr. Piotra  Gosienieckiego,  który zajęcia  prowadził  w  tak ciekawy sposób,  że  zwyczajnie chciało mi się przygotowywać na każde konwersatoria. Gdy tylko wychodziliśmy z sali, już nie mogłem się doczekać kolejnych zajęć. Myślę, że po tak pozytywnej recenzji żaden z Czytelników nie będzie miał wątpliwości, że inne przedmioty – w całym toku studiów – nie miały już szans z prawem karnym.
 
B.S.:  Podsumowując  wywiad,  proszę  powiedzieć,  czy  wybór kariery  na uczelni  w Pańskim  przypadku  to  dobry  wybór? Proszę  wskazać  na wady,  bądź  zalety  podjęcia takiej decyzji.
 
R.R.:  Przypuszczam,  że  w  tym  momencie  mówienie  o  mojej „karierze”  jest jeszcze  w dużej mierze nad wyraz, ale zdecydowanie praca właśnie na uczelni to chyba najlepszy wybór, jakiego  dotąd  dokonałem.  Każdy z  nas  jest  w pewnym sensie zdeterminowany przez swoje marzenia, aspiracje i cele. Wiadomo, że nie ma pracy, która byłaby idealna (każdemu zdarzają się gorsze dni), ale spoglądając wstecz nie zmieniłbym tej decyzji za nic na świecie!