Beata Igielska: Która zmiana prawna z 2021 r. jest szczególnie dotkliwa dla nauki i szkolnictwa wyższego?

Joanna Hańderek: To, co stało się w tym roku, jest dokręceniem śruby rozpoczętym w Konstytucji dla nauki. Najdotkliwsze jest sprofilowanie nacjonalistyczno-kościelne. Jeśli przyjrzymy się, jakie granty w tej chwili można uzyskać w Narodowym Centrum Nauki, okazuje się, że hołubiony jest profil patriotyczno-narodowo-katolicki. Wiem też z kuluarów, że w tej chwili nie bardzo jest sens starania się o granty w NCN, bo pula na nie została drastycznie ograniczona. Prawie się nie mówi, że we wszystkich zmianach prawnych, statutowych nastąpiło skurczenie pieniędzy na naukę. Nigdy nie było dobrze, ale dziś te małe pieniądze jeszcze bardziej się skurczyły.

Czytaj: Znów zmiany na liście czasopism naukowych - niektóre sporo zyskują>>Czytaj w LEX: Błeszyński Jan, Kategoryzacja czasopism naukowych >

Minister chciałby też pełniejszej kontroli nad NCN...

Myślę, że jego niepokój jest mało uzasadniony, rządzący krok po kroku mogą nas uciszać, przejmować coraz więcej władzy na uczelniach i w życiu politycznym. Jeśli za dwa lata opozycja nie wygra, jeżeli nie zrobimy już teraz porządnego kroku wyborczego, PiS przejmie wszystko, zwłaszcza, że zmierza po totalną władzę i kontrolę. Mając w ręku świetne narzędzia. Mogą majstrować przy listach publikacyjnych, zmieniać zasady parametryzacji. PiS z ministrem Jarosławem Gowinem do perfekcji rozwinęli strukturę kłamstwa, organizując „konsultacje” ze środowiskiem naukowym, które były powierzchowne, a polemiki czy protesty nie zostały w żaden sposób uwzględnione. Za to Gowin opowiadał o konsultacjach i merytorycznych dyskusjach. I tak na każdym kroku, głosowanie ustaw nocą, przejmowanie sądów, Trybunału Konstytucyjnego, to działanie dyktatorskie, nie mające nic wspólnego z zasadami demokratycznego państwa.

 


Co pani sądzi o sposobie parametryzacji uczelni?

Ona wręcz uderza – przechodzimy w tej chwili weryfikację, jesteśmy sprawdzani jako naukowcy/naukowczynie, ale też sprawdzane są uczelnie. Od tego jak wypadniemy, zależne jest finansowanie. System punktacji jest upolityczniony, ministerstwo narzuca pisma wysokopunktowane, pomijając w spisach niejednokrotnie pisma dotyczące badań kulturowych, czy dziedzin nauki źle widzianych przez rządzących - gender, tak jak ekologia, zaczynają być prawie zakazane. Punktacja jest łatwa do zmanipulowania i zideologizowania, zwłaszcza gdy w ministerstwie zatrudniania są sami swoi.

Ostatnia zmiana na liście czasopism punktowanych jest i straszna i śmieszna. Zrównano punktację wyśmienitych periodyków europejskich z punktacją gazetek zakładowych, bo taki poziom reprezentują czasopisma wydawane przez niektóre uczelnie. To działa także w drugą stronę. Z listy zniknęło dużo pism dotyczących kultury, globalizacji. Wielu naukowców więc nagle obudziło się bez dorobku. Przy waloryzacji badań może nagle okazać się, że ktoś, kto był wysoko oceniany, dorobku nie ma, albo jego dorobek wyraźnie skurczył się. Jeśli ktoś się nastawiał, że zrobi habilitację, profesurę, zbierał punkty, bo okres jego kontraktu mija, teraz startować musi od początku, co wiąże się z ogromnym stresem, czy nawet może skutkować zwolnieniami. Jeżeli nie wpiszemy się w oczekiwania ministerstwa, może się okazać, że nasz dorobek utraci status naukowego i to jest niebezpieczne pod wieloma względami, nie tylko naukowymi. Przy czym punktoza i grantoza to nie jest wymysł PiS-u, szaleństwo oceniania podług ujednoliconych matryc zaczęło się dużo wcześniej. Minister Przemysław Czarnek jedynie wykorzystał strukturę, żeby ją zideologizować i upartyjnić. Uczelnia teraz to maszynka do mielenia grantów i punktów, komfort pracy się nie liczy. Naukowiec cały czas jest pod ścianą, musi udowadniać, że coś robi. A przecież są badania, które wymagają więcej niż dwóch lat czy roku, czasami dziesięć lat i więcej zajmuje pisanie książki. Do tego nie możemy być pewni, czy zaraz nie przyjdzie nowy minister i nie zmieni nam raz jeszcze rankingów i zasad rozliczenia naszej pracy naukowej. Może się przecież okazać, że za mało jest prac teologicznych lub patriotycznych i ktoś wpadnie na pomysł, żeby to zmienić.

Czytaj: Prof. Kulczycki: Minister rozdaje punkty, ale jakości w nauce nie podnosi>>
Pobierz wzór dokumentu w LEX: Umowa o pracę z nauczycielem akademickim zatrudnionym na stanowisku badawczo-dydaktycznym >>

Czyli dziedziny, którymi pani zajmuje się, ucierpiały wskutek parametryzacji po nowemu?

Moja sytuacja jest tragikomiczna. Zajmuję się filozofią kultury i w zasadzie zaczynam być niebytem. Minister Czarnek mówi dużo o polskości, nacjonalizacji nauki, a liczy się jedynie pisanie po angielsku, tak jakby rozwijanie pojęć w języku polskim nie było istotne. Do tego mamy ciągle sztywny podział na dziedziny, tak jakby interdyscyplinarność nie była ważna, a przecież ona właśnie jest podstawową, zwłaszcza w takich dziedzinach jak badania kultury. Oczywiście, można się domyślać, że dla obecnego ministra badania kultury nie są tak ważne jak modelowanie kultury.

Jak państwo sobie radzą w tej dwuznacznej sytuacji?

W zasadzie gdybym uparła się, mogłabym powiedzieć, że gdy mnie zatrudniano podpisałam inny kontrakt, inny rodzaj parametryzacji mnie wówczas obowiązywał. Dlaczego pisma, które wcześniej były wysoko punktowane teraz zostały wyzerowane? Czy prawo działa wstecz? Można tak odjąć punkty, dodać punkty? Uważam, że jest to zabawa obywatelkami i obywatelami prawnie mocno dwuznaczna. W całym tym ewaluacyjnym zamieszaniu nie chodzi, moim zdaniem, tylko o naukę i ludzi ją uprawiających, ale również o nonszalancki stosunek władz do społeczeństwa.

Joanna Hańderek, profesor nadzwyczajna UJ, publicystka, działaczka społeczna i polityczna, specjalizuje się w filozofii kultury. Autorka bloga handerekjoanna.wordpress.com.: W 2018 r.wsparła protest studentów przeciw reformie nauki (tzw. Ustawa 2.0), przygotowanej przez resort Jarosława Gowina.