Zdjęcia i nagrania można było znaleźć na zamkniętych grupach studenckich, ale szybko trafiły też np. na portal X i inne media społecznościowe. Zgłaszanie i usuwanie niewiele pomagało, bo szybko były publikowane ponownie. Mało tego kilka dni później przekazywali je sobie uczniowie stołecznych liceów i podstawówek. Same filmy były natomiast szokujące nie tylko ze względu na koszmarną zbrodnie, którą na nich utrwalono, ale również ze względu na zbliżenia na ciało zamordowanej kobiety i niewybredne komentarze nagrywających, które można usłyszeć w tle.

 

Zabójstwo na kampusie

Przypomnijmy - do zdarzenia doszło w środę, 7 maja 2025 r., około godziny 18:50 na terenie Kampusu Głównego Uniwersytetu Warszawskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Sprawcą okazał się student III roku prawa, który zaatakował 53-letnią pracownicę uczelni przy użyciu siekiery. Kobieta zamykała drzwi budynku Auditorium Maximum - w wyniku licznych ran ciętych i rąbanych zmarła na miejscu. Na pomoc ruszył pracownik Straży Uniwersyteckiej, który również został zaatakowany i poważnie ranny. Sprawcę ujęto - trafi na trzy miesiące do aresztu w warunkach ambulatoryjnych w Radomiu. Biegli psychiatrzy ocenią, czy był poczytalny w czasie popełnienia czynu.

Rektor Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Alojzy Nowak, poinformował, że uczelnia zapewniła wsparcie psychologiczne swojej społeczności, m.in. we współpracy z miejskimi Ośrodkami Interwencji Kryzysowej. Pomocą objęto również rodzinę zmarłej pracownicy - jej męża i troje dzieci, a także rannego strażnika i jego bliskich. Katarzyna Stankiewicz, kierowniczka Centrum Pomocy Psychologicznej UW przekazała, że do wtorku udzielono 270 indywidualnych konsultacji psychologicznych studentom i pracownikom uczelni. Dodała, że prowadzone są również spotkania grupowe, które będą kontynuowane w miarę potrzeb.

Czytaj: Zabójstwo na UW - co, gdy sprawca był niepoczytalny>>

  

Nowość
Prawo cywilne. Część ogólna
-10%

Cena promocyjna: 71.11 zł

|

Cena regularna: 79 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59.25 zł


Studenci oburzeni oskarżeniami

Po zabójstwie na studentów obecnych na kampusie spadła fala krytyki - nie tylko za, wspomniane wyżej, filmy i zdjęcia. Zarzucono im bierność i niepowiadomienie służb o tym, że po Wydziale Prawa i Administracji kręci się osoba uzbrojona w siekierę. Pojawił się m.in. screen - rzekomo sprzed tragedii - z którego wynika, że studenci ostrzegali się wzajemnie na prywatnych grupach, że na wydziale jest niebezpiecznie. Te doniesienia postanowił zdementować Samorząd Studentów UW.

- Każde wydarzenie o tak dramatycznym charakterze rodzi falę spekulacji i nieprawdziwych doniesień. W ostatnich dniach pojawiły się liczne komentarze sugerujące, że studenci zachowali się biernie, nie reagowali na czas, bądź uciekali zamiast udzielić pomocy. Są to twierdzenia nie tylko niesprawiedliwe, ale także głęboko krzywdzące wobec całej społeczności akademickiej - wskazuje w oświadczeniu. Studenci zaznaczają, że pierwszy telefon w sprawie tragicznego zdarzenia policja odebrała o godzinie 18:39, a reakcja na zdarzenie była szybka i adekwatna.

Czytaj komentarz praktyczny w LEX: Janczukowicz Krzysztof, Pozostawienie ofiary bez pomocy - konsekwencje w zakresie odpowiedzialności karnej>

 

- Pojawiły się również zarzuty dotyczące rzekomego ukrywania się studentów oraz biernego nagrywania zdarzenia. Pragniemy zaznaczyć, że nagrania, które niestety krążą w internecie, są obecnie dowodami w postępowaniu i pełnią istotną rolę w wyjaśnianiu okoliczności tragedii. Apelujemy jednak o powstrzymanie się od dalszego udostępniania tych materiałów – ich rozpowszechnianie jest nie tylko nieetyczne, ale może również zaszkodzić śledztwu - podkreśla Samorząd Studentów UW. Wskazuje również, ze sprawca nie przemieszczał się po kampusie z siekierą w ręku - narzędzie zbrodni było ukryte w torbie aż do momentu ataku, co potwierdzają nagrania z monitoringu. - W przestrzeni internetowej pojawił się również wpis na jednej z grup studenckich, który niekiedy bywa przywoływany jako „dowód” na wyżej wymienione zaniedbania. W rzeczywistości został on opublikowany już po dokonaniu zbrodni i nie może stanowić potwierdzenia tezy o bierności studentów - podkreśla samorząd.


Czytaj także artykuł w LEX: Bucoń Grzegorz, Dopuszczalność gromadzenia i wykorzystywania "dowodów prywatnych" w procesie karnym>

Nie przestępstwo, a naruszenie dóbr osobistych

Abstrahując od kwestii bierności - drastyczne nagrania powstały i trafiły do internetu, a samorząd nie zaprzecza, że ich autorami mogli być studenci. I tu, przy całym zrozumieniu dla szoku, w jakim byli świadkowie zdarzenia, trudno nie pochylić się nad kwestią legalności i etyczności takiego zachowania. O to pierwsze zapytaliśmy prokuraturę.

 

Jak poinformował prokurator Piotr A. Skiba, po wstępnym zapoznaniu się z materiałami sprawy oraz informacjami pojawiającymi się w mediach, nie podjęto decyzji o wszczęciu postępowania karnego w sprawie upublicznienia nagrań wideo bezpośrednio po zdarzeniu. - Podtrzymuję w całości swoje słowa i stanowisko wypowiedziane podczas wieczornej konferencji w czwartek. Materiały te nie pochodzą ze śledztwa, ponieważ zostały opublikowane przed jego wszczęciem – nie wypełniają więc znamion czynu z art. 241 par. 1 kodeksu karnego. Nie możemy również mówić o znieważeniu zwłok osoby zmarłej – zaznaczył. Jednocześnie dodał, że w jego ocenie doszło do naruszenia dóbr osobistych osób najbliższych pokrzywdzonej, ponieważ do katalogu tych dóbr zalicza się również prawo do kultywowania pamięci o zmarłym.

Według art. 241 par. 1 Kodeksu karnego, przestępstwa dopuszcza się ten, kto bez zezwolenia publicznie rozpowszechnia informacje z postępowania przygotowawczego, zanim zostały one ujawnione w postępowaniu sądowym. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Ponad 100 tys. zł za publikację zdjęć ofiary wypadku

Jeśli chodzi o naruszenie dóbr osobistych, reguluje to m.in. art. 24 Kodeksu cywilnego. Zgodnie z par. 1, ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego albo zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

Takie wyroki dotyczące rozpowszechniania zdjęć np. pokrzywdzonych w wypadku, już zapadały. Przykładowo, w lipcu 2019 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że opublikowanie zdjęcia zwłok męża i ojca powódek w portalu internetowym o nieograniczonym zasięgu, jest wkroczeniem w sferę ich prawnie chronionych dóbr. W tym przypadku żona i córki domagały się publikacji przeprosin, zakazu rozpowszechniania materiałów oraz 50 tys. zł dla wdowy i po 30 tys. zł dla każdej z dwóch córek tytułem zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych w postaci kultu po zmarłym. Wcześniej sąd pierwszej instancji w uzasadnieniu wskazał, że "opublikowanie w internecie wstrząsającego zdjęcia prezentującego wizerunek osoby zmarłej, jeszcze w okresie żałoby, w sposób umożliwiający ustalenie jej tożsamości, prowadzi do naruszenia dobra osobistego w postaci kultu pamięci po osobie zmarłej". 

Czytaj komentarz praktyczny w LEX: Poczobut Jerzy (red.), Prawo właściwe dla naruszenia dóbr osobistych osoby fizycznej w Internecie>

 

Czy od studenta prawa można wymagać więcej?

Oburzenia całą sprawą nie kryją jednak prawnicy, tym bardziej że, jak podkreślają, sprawa może dotyczyć studentów, w tym studentów prawa. - W mojej ocenie dla osoby, która upubliczniła takie zdjęcia i nagrania, nie ma miejsca na uniwersytecie, a jeśli jest studentem prawa, w żadnym z prawniczych zawodów - mówi adwokatka z Warszawy. Podobne komentarze można przeczytać pod postami dotyczącymi upubliczniania nagrań i zdjęć z tej zbrodni.

Ujawnienie filmów w internecie stawia pod znakiem zapytania dobre chęci nagrywających - bo, zwłaszcza jeżeli był to student prawa - powinien zdawać sobie sprawę z tego, że ujawnione materiały tracą na wartości, przynajmniej dla śledczych, bo z pewnością nie, jeżeli chodzi o liczbę wyświetleń. Nadto, nawet jeżeli prokuratura nie zamierza podejmować żadnych działań, takie postępowanie wydaje się mocno na bakier z etyką

Zgodnie z Kodeksem Etyki Studenta Uniwersytetu Warszawskiego, student zobowiązuje się do kierowania się fundamentalnymi zasadami moralnymi i etycznymi, stanowiącymi podstawę naszej cywilizacji. Zobowiązuje się także do przestrzegania obowiązującego prawa, w szczególności ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz regulacji wewnętrznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ponadto, student ma obowiązek dbać o godność i honor studenta, zarówno poprzez swoje postępowanie, jak i szacunek wobec wspólnoty akademickiej.

 

Jeszcze większe wymagania można w tej kwestii mieć do studenta prawa, który najprawdopodobniej wybrał ten kierunek po to, by wykonywać, któryś z zawodów zaufania publicznego. Dr Witold Kabański, były prezes Sądu Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie, wskazuje, że w sytuacji zamieszczenia, upublicznienia w sieci drastycznych zdjęć przez adwokata albo aplikanta, niewątpliwie prowadzone byłyby czynności dyscyplinarne.

- Co do ewentualnej kary, musiałby się wypowiedzieć sąd dyscyplinarny, oczywiście jeśli rzecznik dyscyplinarny wniósłby wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Przy czym trudno mi sobie wyobrazić, by w takiej sytuacji sprawą aplikanta czy adwokata, który upubliczniłby w sieci tak drastyczne zdjęcia z miejsca zabójstwa, nie zajął się rzecznik dyscyplinarny. To, co się stało na Uniwersytecie Warszawskim, jest niewyobrażalną tragedią. Trudno powiedzieć, jakby w sytuacji upublicznienia takich nagrań, zdjęć zachował się sąd dyscyplinarny, ale taki czyn niewątpliwie podlegałby jego osądowi - podsumowuje.

Czytaj: SN: Adwokat „Nowej Ery” zawieszony na dwa lata>>

 

Zabrakło przyzwoitości

- Jeśli miałabym spojrzeć na tę sytuację szerzej, powiedziałabym, że funkcjonujemy dziś w społeczeństwie, w którym więzi międzyludzkie uległy poważnej erozji - mówi o upublicznieniu nagrań adwokatka Joanna Parafianowicz. - Coraz częściej brakuje nam podstawowych, naturalnych odruchów przyzwoitości. To, że nagrania z miejsca zdarzenia pojawiły się na platformie X pokazuje, że ktoś – dla kilku podań dalej czy lajków – nie dostrzegł różnicy między rzeczywistą tragedią a wirtualnym światem. Wydaje mi się, że kluczowy problem leży w tym, że chociaż mamy dziś wszystkie narzędzia, by reagować, to nie potrafimy z nich skorzystać. Nie jesteśmy też świadomi odpowiedzialności, jaka na nas ciąży jako na obywatelach, a tym bardziej jako na studentach prawa - podkreśla.

 

Ocenia, że w tej sprawie można rozważać wykorzystanie przepisu o nieudzieleniu pomocy. - Zamiast zasłaniać się proceduralnymi wymówkami, które mają uzasadniać bierność, znacznie bardziej uczciwe byłoby po prostu przyznać: nie zdaliśmy egzaminu z człowieczeństwa. I choć to bolesne, to daje jeszcze nadzieję, że w przyszłości będzie inaczej – że to doświadczenie, choć traumatyczne, może kogoś poprowadzić w lepszym kierunku - podkreśla.

- Natomiast jeśli ktoś najpierw chce zabłysnąć w sieci, a potem udaje, że kierował się wzniosłymi intencjami – to nie budzi we mnie szacunku. Uważam, że przynajmniej część tych osób powinna się poważnie zastanowić nad swoją dalszą drogą zawodową. Zawody prawnicze nie zasługują na to, by wykonywały je osoby pełne lęku, nieświadome swoich obowiązków i niezdolne do podstawowej przyzwoitości - podsumowuje.