Jak pisze RGNiSW w swoim raporcie, duże obawy środowiska akademickiego wzbudza m.in. tworzenie wewnętrznych systemów zapewniania jakości, które są odczytywane jako znak przekształcania tradycyjnego uniwersytetu „w linię produkcyjną”. Zdaniem Rady jest konieczne, aby przeciwdziałać umasowieniu studiów i obniżeniu ich jakości. Problem jednak jest złożony, bo w przypadku dobrych uczelni faktycznie tradycyjne metody dydaktyczne nadal się sprawdzają i wzmożona kontrola jakości powinna dotyczyć jedynie tych słabszych jednostek.

Środowisko akademickie krytykuje również samo podejście do kontroli jakości nauczania w szkołach wyższych. Zespół wizytujący musi badać, czy wypełnione są zapisy rozporządzeń. – Muszą one być dokładnie zrealizowane, gdyż inaczej raport nie zostanie przyjęty. Zatem zespoły oceniające musza prześledzić, czy wypełnione są przepisy prawa i głównie na tej podstawie udzielają akredytacji. Tymczasem w innych systemach kontrola wypełnienia przepisów prawa jest tylko warunkiem wstępnym do przeprowadzenia właściwej ewaluacji – twierdzi prof. Zbigniew Marciniak autor raportu.

-Większość tych problemów można sprowadzić do dwóch wspólnych czynników – anachronizmu regulacji, a w zasadzie nadregulacji zagadnień związanych z funkcjonowaniem szkół wyższych. Chodzi tu po pierwsze o zbyt dużą liczbę regulacji dotyczących, finansowania uczelni, zatrudniania pracowników naukowych czy wreszcie samej dydaktyki, a także ich nieprzystawanie do współczesnych realiów, zwłaszcza teraz kiedy mamy do czynienia z niżem demograficznym. Bardzo często te przepisy blokują pewne możliwości, które mogłyby się pojawić i rozwiązać pewne problemy – mówi Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego.


Więcej przeczytasz w serwisie Dziennik Gazeta Prawna>>>