- Straszne jest to, że program pracy tej firmy korepetycyjnej układali nauczyciele szkół państwowych - mówi senator Edmund Wittbrodt, szef MEN w rządzie AWS. - Ludzie, którzy nie nauczyli w szkole, będą dokształcać po lekcjach za dodatkowe pieniądze i zarabiać na tym, że się wcześniej nie przykładali. Jego zdaniem ta patologiczna sytuacja powinna być pretekstem do kontrolowania jakości nauczania w szkołach publicznych. - Efekty pracy nauczycieli widać po wynikach testów czy matur i z tych efektów ich pracy trzeba ich konsekwentnie rozliczać - ocenia Wittbrodt.
Właściciel szkoły, która właśnie prowadzi pierwszy nabór twierdzi, że jego firma to początek wychodzenia korepetycji z szarej strefy, której nikt nie kontroluje i pomoc dla niedoinwestowanego systemu edukacji. - Państwowym szkołom brakuje czasu na zrealizowanie programu i pieniędzy na zorganizowanie dodatkowych zajęć. U nas uczniowie dowiedzą się tego, co powinni umieć, kończąc gimnazjum czy liceum, uzupełnią braki. I to za niewielkie pieniądze - po 15 zł. za 45 minut lekcji - reklamuje. Założona przez Gagackiego placówka będzie prowadzić zajęcia z siedmiu przedmiotów: języka polskiego, matematyki, fizyki, chemii, biologii, geografii i historii. Podstawą nauczania każdego z tych przedmiotów będą programy opracowane przez nauczycieli olsztyńskich szkół. - Oni najlepiej wiedzą, czego nie udaje im się zrealizować z powodu zbyt małej ilości godzin przeznaczonych na dany przedmiot - mówi Gagacki. I dodaje, że doświadczonych belfrów nie tylko poprosił o napisanie programu zajęć, ale także zaproponował im pracę.
Źródło: Dziennik „Polska”, 16.09.08 r.







